poniedziałek, 27 października 2014

Epilog, cz. 2

...zadzwonił kolejny dzwonek
W drzwiach zastałam Niall'a, z Jade u boku.
Otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale blondyn bezczelnie mi przerwał.
- Nic nie mów - powiedział tajemniczo. - Spaliłaś kurczaka.
Przez chwilę patrzyłam na niego osłupiała, ale zaraz potem wybuchnęłam śmiechem.
- Nia-all! S-s-kąd wiedzia-ałeś? - mówiłam, a raczej bełkotałam w przerwie pomiędzy salwami śmiechu. Niezbyt pięknego śmiechu. Po prostu - nie chcielibyście go słyszeć.
- Dobra, koniec! Chcę się z wami przywitać!  - powstrzymała nas Jade.
Od razu oprzytomnieliśmy i zaczęliśmy zachowywać się jak należy. Wyściskałam niewysoką brunetkę, Niall'a po prostu przytuliłam.
- Gdzie macie Sue? - spytałam zdziwiona.
Horan'owie popatrzyli na siebie z przerażeniem w oczach.
- Sue! - krzyknęli naraz i pobiegli do samochodu.
Nie wierzyłam własnym oczom. Pan Idealny Niall Horan zostawił własną córkę w zamkniętym samochodzie. SAMOCHODZIE. Cała sytuacja sprawiła, że ponownie zaczęłam się śmiać, tym razem głośniej (wiem, ciężko to sobie wyobrazić, ale cóż).
- Co tu się dzieje? - w progu stanął Louis.
- Nic, nic - uśmiechnęłam się, powstrzymując się od ponownego wybuchu śmiechu. -  Po prostu...
- Po prostu co?!
- Zostawili Sue... w samochodzie.
- Are you fucking kidding me?
- Nie tym razem, Lou. Możesz już zacząć się śmiać.
Tomlinson'owi nie trzeba było tego powtarzać, on jest wprost stworzony do śmiania się. Niestety, na horyzoncie pojawili się Horan'owie, więc musieliśmy przestać. I tak za długo to trwało.
Niall przyglądał się nam niepewny, co powiemy. Myślę, że każdy z nas znał naturę Louis'a Tomlinson'a - po prostu kochał żarty - a teraz nadarzyła się wspaniała okazja. Na szczęście oprócz chichotu Tommo nie dodał nic od siebie. Blondyn odetchnął z ulgą.
- Mam pomysł. Ani słowa nikomu, okej? - wyszeptał. Popatrzyliśmy z Louis'em po sobie, a ja dodatkowo uniosłam brew. Prowadziliśmy niemą konwersację.
'Odpuszczamy im?' - mówiła moja brew.
'Na razie tak' - zdradzał lekki uśmiech Lou.
'W porządku'
- Okej. - powiedzieliśmy równocześnie.
- Wejdźcie już. - uśmiechnęłam się i w końcu wpuściłam gość jak należy.

***

No więc... Nie jestem w stanie napisać nic więcej ponad to, co znajduje się wyżej. Po prostu nie potrafię. Wena na to ff wygasła mi całkowicie, nie mam już żadnych pomysłów na to, co mogłoby się dziać w epilogu oprócz ich spotkania, przyjazdu Harry'ego i Liama z dziewczynami, fajnego obiadku, zaśpiewania piosenek i.. Tyle.
Tak, to już koniec tego przecudownego fanfiction o Olivii i Zaynie, nie umiem tego dalej ciągnąć. Chciałam Wam podziękować za te wszystkie komentarze, wsparcie i w ogóle. Nie skończyłam jeszcze pisać, zaczęłam nowe ff, również o Zaynie, ale tym razem w roli nauczyciela. Nie będzie ono na blogspocie, tylko na wattpadzie, bo zauważyłam, że wielu osobom jest na nim wygodniej czytać i w zasadzie wszystko wydaje się łatwiejsze. Także tego, zapraszam serdecznie na <FORBIDDEN FRUIT>, mam nadzieję, że Wam się spodoa. 
Przepraszam za wszystko, nie usuwam tego ff, nie ma po co. Wolę, żeby zostało :)
Brzmi to trochę jak mowa pożegnalna, haha, ale się nie żegnamy, w końcu możecie mnie znaleźć gdzie indziej. 
Wiem, że Was zawiodłam, kocham Was za wszystko, przepraszam,
Mary ♥

Pamiętajcie o <FF> do napisania kiedy indziej!


niedziela, 21 września 2014

Epilog, cz. 1

Bałam się, że nie zdążę.
Wstawiłam kurczaka do piekarnika i usiadłam na krześle. Rozejrzełam się dookoła.
- No, aż tak źle nie jest - mruknęłam.
- Mamooo, kiedy będą?
- Nie mam pojęcia kochanie, myślę, że za chwilę. Gdzie jest tata? - wzięłam chłopca na kolana.
- Chyba w biurze. - powiedział mały.
- Pracuje? - David wzruszył ramionami.
Nie wierzę. Goście zaraz będą, a ten co? Zamiast mi pomóc pracuje, no ja dziękuję. 
Weszłam do biura i początkowo nie mogłam go znaleźć. Nie siedział przy swoim biurku, przy którym pracował, tylko w kącie, na ciemnej pufie. W ręce trzymał album ze zdjęciami jego i reszty zespołu.
- Zayn... - podeszłam do niego i przysiadłam się. Oparłam głowę na jego ramieniu.
- Tak dawno ich nie widziałem - przeglądał wszystkie zdjęcia, krok po kroku, uważnie.
- Wiem, Zayn, wiem. Ja też.
- Myślisz, że bardzo się zmienili? - uśmiechnął się do mnie. - Bo jakoś nie wyobrażam sobie Harry'ego w prostych włosach. - wybuchnęliśmy śmiechem.
- Tak samo Niall, co by było, gdyby w końcu zaczął tyć? - wyobraziłam sobie grubego Niall'a... Nie było mowy o tym, żeby się nie zaśmiać.
- Albo taki Lou, ciekaw..
- Mamo, kurczak! - usłyszałam wołanie Davida z kuchni.
- Cholera, kurczak! - rzuciłam się biegiem i za chwilę byłam w kuchni, w której... po prostu śmierdziało. Spalonym kurczakiem.
Wyjełam mięso z piekarnika, na szczęście nie było z nim aż tak źle.  Usłyszałam chichot za plecami, obróciłam się. Zobaczyłam  uśmiechniętego Zayna z dzieckiem na rękach, naszym mały Davidkiem, który już za miesiąc kończy 4 lata.
- Haha, panowie, bardzo zabawne. - położyłam ręce na biodrach.
- Nie da się ukryć, skarbie - droczył się ze mną.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Gościeee! - David podbiegł do drzwi i zaczął skakać, próbując dosięgnąć klamki, a kiedy mu się nie udawało tupał. Zaśmialiśmy się. 
- Coś niewyżyty ten pana syn, panie Malik - oparłam się na ramieniu Zayn'a i cmoknęłam go w policzek.
- Przykro mi to mówić, ale pani syn również, pani Malik - uśmiechnął się szeroko.
- Dobra, dobra - zaśmiałam. - Chodźmy im otworzyć. - pociągnęłam mulata za rękę.
Spotkanie zespołu One Direction. Nie widzieli się już ponad rok. Postanowili zrobić sobie przerwę, nie dawali już rady. To było dla nich za dużo, więc zespół się rozpadł. Fani pozostali, nawet teraz, ponad rok po rozpadzie, kiedy idziemy z Zayn'em ulicą, zagadują nas fanki, ale nie tak tłumnie jak kiedyś. W tej chwili Zayn może sobie z nimi na spokojnie porozmawiać, powspominać, a dziewczyny odchodzą szczęśliwe, ze zdjęciem idola w telefonie, aparacie, czymkolwiek. Sławni są ciągle, to prawda. Ale nie tak bardzo, żeby nie móc się wybrać na jakąś rodzinną wycieczkę i spędzić czas w spokoju. Tak po prostu było dla nich łatwiej. Oczywiście kontak telefoniczny z chłopakami pozostał, bywały i rozmowy na Skype'ie,  ale to nie to samo. Dlatego razem z Zayn'em postanowiliśmy zaprosić ich do siebie, na cały weekend, w pełnym składzie.
Osobiście miałam nadzieję, że to spotkanie przypomni im, jak świetnie zgrani byli i zatęsknią za sceną.
- To jak, otwieramy? - uśmiechnęłam się do synka.
- Taaak!
W drzwiach stał Louis z Eleanor u boku. Dziewczyna miała lekko zaokrąglony brzuszek, wyglądali uroczo.
- O rany, hej! -  krzyknęłam i przytuliłam dziewczynę. Lou odchrząknął.
- Ja się już nie liczę? - rozłożył ramiona szeroko, z figlarnym uśmiechem na ustach.
Cały Tomlinson. Zawsze w centrum uwagi.
- Niech no pomyślę... - udałam zamyśloną.
- Może i Olivia cię nie chce, ale ja się za tobay stęskniłem, stary -  Zayn przytulił Louis'a 'po męsku'.
- Cieszę się, że ktoś jeszcze o mnie dba - brunet posłał mi mordercze spojrzenie. - A gdzie mój ukochany David Junior Louis?
- Wujek! - malec rzucił się Tomlinson'owi w objęcia, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- To ja zapraszam do środka - wpuściłam wszystkich i zamknęłam drzwi. Zaraz jednak musiałam się wrócić, bo zadzwonił kolejny dzwonek.

***

Epilog dodam w częściach, bo nadal nie jest skończony, a mi po prostu wstyd jest nie dodawać nic aż tak długo, przepraszam Was za to :( Myślę, że z następną częścią powinnam wyrobić się do przyszłego weekendu.
Proszę o komentarze, wiem, nie będzie ich dużo, bo na pewno z powodu mojej długiej nieobecności większość z Was już o tym blogu zapomniała, ale mimo wszystko.
Komentujcie kochani <3

Wasza zła Mary ❤

sobota, 23 sierpnia 2014

#26

                 * Oczami Olivii *

Wygładziłam dłonią sukienkę i jeszcze raz przejrzałam się w lustrze. Kreacja, którą miałam na sobie w żadnym wypadku nie przypominała tych, jakie nosi Amy. Krótkie, czarne, obcisłe.  Wzdrygnęłam się na samą myśl o mnie w takim... Czymś. Moja sukienka jest zwykła; w kolorze pudrowego różu, trochę przed kolana. Bez żadnych wymyślnych dodatków. Jedynie lekko zwężana w talii.
Zayn miał przyjechać po mnie na 18, więc powinien zaraz być. Uśmiechnęłam się do mojego odbicia w lustrze. To będzie miły wieczór, ja, restauracja i mój książę z bajki.
- Olivia, gotowa? - usłyszałam jego głos i spojrzałam na zegarek. 18.00. Nie ma co, punktualny z niego chłopak.
- Tak, chwila!
Założyłam szpilki na nogi, chwyciłam torebkę i zbiegłam po schodach.
Równo skrojony garnitur i do tego granatowy krawat świetnie komponowały się z jego wysportowaną sylwetką.
- Wow - powiedzieliśmy równocześnie, a na nasze twarze wtargnęły uśmiechy. Zayn splótł nasze dłonie i pociągnął mnie do samochodu.
- Proszę, proszę, jaki z ciebie gentelman - powiedziałam, kiedy Zayn otworzył mi drzwi.
- Dla ciebie wszystko - mrugnął do mnie chłopak.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy przed siebie. W radiu leciała akurat moja ulubiona piosenka. Zaczełam nucić, po chwili dołączył do mnie chłopak.  Nucenie przerodziło się w głośny śmiech i tak dotarlismy do restauracji. Zayn po raz kolejny otworzył mi drzwi, a ja podziękowałam mu skinieniem głowy. 

***

Kolacja minęła nam tak, jak chciałam. Było idealnie. Bez żadnych zbędnych spin, kłótni, czy nieporozumień.
Zayn zachowywał się jak prawdziwy gentelman, zaczynałam się nawet zastanawiać, czy wszystko z nim w porządku. On nigdy taki nie był, aż tak kulturalny i wychowany. Chociaż z drugiej strony, nie mogę powiedzieć,  żeby mi to przeszkadzało.
To urocze.
- Oliv?
- Hm? - odwróciłam głowę w jego stronę. Właśnie wychodziliśmy z restauracji, kiedy Zayn gwałtownie się zatrzymał. Patrzyłam na niego zaintrygowana.
- Masz ochotę na spacer? Chcę ci coś pokazać - spytał. Czy ja czułam w jego głosie niepewność? Nie wiem. Być może, tylko dlaczego? Zaśmiałam się w duchu. Przecież mu nie odmówię.
- Jasne, czemu nie - uśmiechnęłam się, a chłopak odetchnął z ulgą. - Coś by się stało, gdybym jednak nie chciała pójść?
- Cóż... Musiałbym zaciągnąć cię tam siłą - jego twarz rozjaśnił piękny uśmiech. Zaśmiałam się z jegi żartu.
- Nie byłbyś w stanie, Malik.
- Założymy się?
Spojrzałam na niego spłoszona. O co mamy się zakładać? Ten błysk w jego oku powinien dać mi do myślenia, ale nie. Ja oczywiście tkwiłam dalej w tym samym miejscu i nie ruszyłam się nawet o milimetr. Powinnam była uciekać, bo w ten sposób tylko ułatwiłam Zayn'owi chwycenie mnie w pasie i przerzucenie sobie przez ramię.
- Zayn, stój! - krzyknęłam, kiedy zaczął biec przez park ze mną na plecach.
- Nie - zaśmiał się tylko i przyśpieszył.
- Jesteś szalony - szepnęłam mu do ucha i zachichotałam. Nie mogłam uwierzyć, że mulat biegnie ze mną na plecach przez park, to było nienormalne, ale z drugiej strony śmiałam się serdecznie z min osób, które mijaliśmy.
- Jestem szalony, ale...?
- Ale właśnie to w tobie kocham - dokończyłam, składając całusa na jego policzku. - A teraz już mnie puść, idioto.
Zareagował niemal natychmiast.
- Dziękuję.
Wygładziłam lekko sukienkę i rozejrzełam się dookoła. Otworzyłam usta ze zdumienia.
- T-to j-je-est... - nie byłam wstanie wydusić z siebie słowa. To było niesamowite.
Zrobiłam krok do przodu, potem drugi. Wychyliłam się lekko do przodu i chłonęłam wzrokiem wszystko to, co widziałam. A widziałam wiele.
Światła. Mnóstwo świateł. Domy, budynki, wszytko to oświetlone, ale mimo wszystko pochłonięte przez ciemność. W oddali ciągle kręcące się London Eye. Chciałam wychylić się jeszcze bardziej, ale nie pozwiliła mi na to ręka Zayn'a, zaciskająca się na moim biodrze.
- Nie próbuj skakać - powiedział.
Odwróciłam się do niego. W jego oczach widziałam strach. Że skoczę tak, jak już raz próbowałam to zrobić. Że tym razem nie zdąży. Dejá vú. Wszystko wydawało się takie same, oprócz jednego, istotnego faktu. Nie miałam zamiaru.
- Nie chcę. Jestem szczęśliwa.
- To dobrze. Bo inaczej musiałbym skoczyć za tobą.
Przytuliłam się do niego, a Zayn oparł brodę na mojej głowie. Byłam naprawdę szczęśliwa.
- Co to za miejsce? - spytałam cicho. Nie chciałam psuć tej magii, która w nas siedziała w tej chwili. - Nigdy wcześniej tu nie byłam.
- Za parkiem jest górka, weszliśmy na nią. Z parku wydaje się taka mała, ale tak naprawdę jest wyższa, przynajmniej góruje nad miastem. Znalazłem to miejsce, kiedy... Kiedy nie się dogadywaliśmy. - czułam, że się uśmiechnął. - Przychodziłem tu każdego wieczora. Znam je jak własną kieszeń. Tam, w tyle, jest nasz dom, widzisz? - podązyłam wzrokiem za linią wskazywaną przez jego dłoń i faktycznie. Coś tam było. Kiwnęłam głową.
- Jeszcze nigdy nie widziałem tutaj nikogo innego.
Nasze miejsce. Nasze.
- Pięknie tu.
- Wiem.
Chłonęłam to, co mogłam. Próbowałam zapisać sobie w pamięci wszystko, całość. Każdy szczegół. Pasowało do siebie niesamowicie. Idealnie. Te wszystkie światła, ciemność, to połączenie... Przez chwilę miałam nawet ochotę zrobić zdjęcie i wstawić na Instagrama, ale zaraz odrzuciłam ten pomysł. Kiedyś przyjdę tu jeszcze raz.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz. No tak, stałam na dworze w sukience na ramiączkach i cienkim sweterku. Nie mogło mi być ciepło, pomimo tego, że Zayn ogrzewał mnie dwoimi ramionami. Jednakże, kiedy spytał, czy jest mi zimno, zaprzeczyłam.
- Nie kłam.
Zdjął z siebie marynarkę i zarzucił mi na ramiona.
- A tobie nie bę...
- Shh - uciszył mnie.
Westchnęłam tylko. Uparciuch.
- Zayn?
- Tak?
- Po co właściwie tu przyszliśmy?
Usłyszałam głębokie westchnienie. Czyżby chciał mi coś powiedzieć? Coś złego? Mam się denerwować?
Zaczęłam się trząść. Z nerwów. Dziwne.
- Uspokój się, Olivia. Jak już, to ja powinienem sie denerwować.
Pięknie, ale mnie uspokoił.
- Kochasz mnie? - spytał.
- Co to za pytanie? - przekręciłam się, żeby móc na niego spojrzeć. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
- Po prostu mi odpowiedz.
Westchnęłam.
- Tak, ale nadal nie wiem, jaki to ma związek z tą całą sytua...
- Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną, tak oficjalnie?

***

No to tak. To już ostatni rozdział na tym blogu, nie licząc epilogu oczywiście, który - postaram się - aby był naprawdę długi. Należy Wam się to.
Jeszcze raz chciałam przeprosić za to wszystko...
Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto to przeczyta i skomentuje :)
Kocham Was! <3

Przepraszam za błędy ;)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Przepraszam.

Nie macie pojęcia, jak bardzo mi wstyd. Nie wstawiłam nic od ponad 60 dni, czyli około 9 tygodni, półtora miesiąca.
Strasznie Was przepraszam. Teoretycznie mogę się tłumaczyć tym, że są wakacje i w ogóle. Ale to nie ma sensu. Po prostu mi się nie chciało. Naprawdę przepraszam, ale jak nie mam weny, nie mam pomysłów. Żadnych.
Wiem tylko tyle, że temu fanfiction pozostało niewiele życia. Nie wiem jak to wszystko kontynuować, w głowie mam pustkę. Po prostu nie wiem, co x tym dalej robić.
Obiecuję wam, że do niedzieli pojawi się kolejny rozdział, a potem epilog i koniec. Mam nadzieję, że chociaż ktoś to przeczyta, bo na pewno mało kogo to ff jeszcze obchodzi :)
Do następnego, nie znienawidzcie mnie, proszę ;) ♥

Wasza zła Maryyy c:

piątek, 20 czerwca 2014

CZYTAĆ, WAŻNE.

Okej, to na wstępie: to nie był rozdział, nie jest i nie będzie i NIE WIEM KIEDY POJAWI SIĘ NASTĘPNY.
Cierpię aktualnie na brak weny i za nic nie mogę się zabrać do pisania, po prostu nie mam pomysłów, so super. Bardzo Was przepraszam, ale nic nie poradzę, no, nie mam weny i chuj (herbata, haha, nie nic) :)

PRZESTAJĘ DODAWAĆ ROZDZIAŁY CO ŚRODY, TO NIE MA SENSU, BO SIĘ ŚPIESZĘ I WYCHODZĄ MI DO KITU :) JAK COŚ WYMYŚLĘ MĄDREGO TO DODAM. OKEJ?

NIE WIEM CZY ZAUWAŻYŁYŚCIE, ALE W WIDOKU KOMPUTEROWYM PO LEWEJ STRONIE EKRANU JEST TAKI 'GADŻET' (czy jak tam to nazywają, wiecie o co chodzi) I PODAJE W NIM PRZYBLIŻONY CZAS POJAWIENIA SIĘ NASTĘPNEGO POSTA. TAM PATRZCIE, BO NIE BĘDĄ CO ŚRODY, TYM BARDZIEJ W WAKACJE, WYJAZDY ITD., ITP., ETC., ETC. :)

No, to chyba tyle. Jeszcze raz przepraszam, w ogóle ostatnio często przepraszam, ale dobra. To przepraszam Was one more time i dzięki tym, którzy ciągle są :)) DZIĘKUJĘ ♥

BTW, ZARAZ WAKACJE, YEAH! CIESZMY SIĘ XD

TO, ŻE NIE BĘDĄ CO ŚRODY NIE ZNACZY, ŻE NIE MOGĄ POJAWIĆ SIĘ Z DNIA NA DZIEŃ, JAK MNIE WENA DOPADNIE. NIE MARTWCIE SIĘ, TO SIĘ RACZEJ NIE ZDARZY :)
MAM DOBRY HUMOR, LOL.

DOBRANOC MISIE X

Mary :3 ;*

Mam nadzieję, że wszystko zrozumiałe. Jak macie jakieś pytania, pytajcie pod tym postem, na pewno odpowiem (yay) na >ASKU< lub >TWITTERZE< :)

LUV YA XX

+ Walnę suchara, okej?

- CO ROBI SAMOBÓJCA W TOALECIE?
- PRÓBUJE SIĘ ZAŁATWIĆ.

XDDD

IDK, MNIE TO ŚMIESZYY A WAS?

OK, KOLOROWYCH X

piątek, 13 czerwca 2014

#25

                  * Oczami Olivii *

Chwyciłam rączkę walizki i weszłam na schody.
Moje siedzenie na dole nie miało sensu. Wolę się rozpakować w spokoju teraz, niż później w pośpiechu.
Uchyliłam drzwi do mojego pokoju, w wypadku gdyby ktoś tam jednak był, ale po chwili otarłam je szeroko. Moje usta ułożyły się w kształt litery 'o', jestem tego więcej niż pewna.
W pokoju panował jeden, wielki bałagan. Na podłodze... Nie było nawet centymetra wolnej przestrzeni. Cała przykryta była stertą ciuchów, różnych toreb, torebek, zużytych chusteczek i Bóg wie czym jeszcze. Nieskazitelnie czyste niegdyś ściany, przybrały swoisty odcień beżu, zapewne stworzony przy pomocy niewielkiej ilości kawy z mlekiem. Podniosłam z obrzydzeniem ogryzek po jabłku, który kopnęłam przez przypadek.
Co tu się stało?! Przecież kiedy wyjeżdżałam przedwczoraj rano, był porządek. Na pewno go zostawiłam. Nie jestem jakimś tam superfanem porządku, ale takie coś... Nigdy w życiu nie zrobiłabym czegoś takiego, chyba, że wpadłabym w szał. Wtedy wszystko może się zdarzyć, ale jak na razie na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Poza tym, pamiętałabym taką rzecz, prawda?
Mimo, że perfekcyjną panią domu nie, to taki syf doprowadzał mnie do obłędu. Po prostu zaczęłam sprzątać.
Na początku podniosłam wszystkie papiery, papierki, śmieci, wszystko, co tylko znalazłam na podłodze i wrzuciłam do śmietnika. Potem podnosiłam każdą rzecz po kolei i składałam, prosto, ładnie, elegancko. Nawet moja mama nie zrobiłaby tego tak idealnie.
Starałam się, naprawdę. Chociaż dobrze wiedziałam, kto zrobił ten burdel. Amy.
- Co ty robisz? - drzwi otworzyły się z hukiem. O wilku mowa.
- Sprzątam. Nie widać? - wzruszyłam ramionami. Nie byłabym sobą, gdybym nie dodała jakiejś kąśliwej uwagi. 
- Widać - prychnęła dziewczyna. Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.
Muszę przyznać, że jak na piętnasto-minutową pracę, poszło mi całkiem nieźle. Na podłodze nie leżało prawie nic, nie licząc małych papierków, których nie byłam w stanie wydostać z dywanu i małej kupki ciuchów, leżącej koło łóżka. Piętnaście minut na takie coś. Jestem z siebie dumna.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- To mój pokój i wolę, kiedy jest w nim porządek - uśmiechnęłam się sztucznie. Nie lubię jej.
- Cóż, nie wydaje mi się, żeby był twój, bo Harry pozwolił mi tu mieszkać.
Harry? Co on tu do cholery ma do gadania? Prędzej Zayn. Ugh.
- Hazz? - pokręciłam głową. Nie, na pewno nie.
- Idź się go spytaj.
Prychnęłam i zbiegłam na dół. Podeszłam do Styles'a, który rozłożył się wygodnie na kanapie i oglądał TV. Ambitnie Harry, nie ma co. Popukałam go w ramię.
- Czego? - warknął.
Odskoczyłam od niego. Co?
- Um, sorry, nie wiedziałem, że to ty. Co chcesz? - wytłumaczył się.
- Pozwoliłeś Amy mieszkać w MOIM pokoju? - specjalnie zaakcentowałam to słowo, żeby loczek zrozumiał mnie bez najmniejszych problemów.
- Tak, a co? To źle?
- Kurde Styles, jesteś idiotą, czy idiotą?! To mój pokój! Nie tej świni! - krzyczałam.
Brunet wstał i położył ręce na moich ramionach. Po sile, jaką włożył w ten mały gest i jego zaciętej twarzy wywnioskowałam, że go wkurzyłam.
Czym?
- Po pierwsze, nie obrażaj jej. Po drugie, to przede wszystkim mój dom, nie twój, więc mogę chyba robić co chce. - syknął.
- Od kiedy to tak ją lubisz, duży? - złożyłam ręce na piersi.
- Wal się, mała. Idź lepiej do Zayn'a i mnie nie denerwuj. - powiedział, nie patrząc mi w oczy.
O co mu chodzi? Ugh, idiota, idiota, idiota, pieprzony Styles.
- I co Olivko, miałam rację? - na schodach spotkałam Amy.  Trzymajcie mnie, bo jej coś zrobię.
Minęłam ją bez słowa. Nie ma co jej odpowiadać, jeszcze się popłacze. Weszłam do mojego-jużniemojego pokoju i zabrałam torby. Po chuj go szprzątałam.
- Pa, skarbie - posłała mi całusa w powietrzu. Nie wytrzymam.
- Udław się tą twoją słodyczą, złotko - odpowiedziałam jej tym samym gestem. W jej oczach błysnęła złość. Jak miło.
- Sama się udław - odburknęła i zatrzasnęła drzwi.
Zachichotałam. W potyczkach słownych mam z nią przewagę.

                              * * *

- Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mój przyjazd tutaj. Miało być miło, słodko i przyjemnie. To, co jest między mną i Zayn'em... Nie tak miało być. Kiedy powiedziałam, że go kocham, miałam nadzieję na coś innego. Że będziemy ze sobą spędzali każdą chwilę, ale nie jest tak, jakbym chciała. Poszedł gdzieś,  chyba, nie wiem. - westchnęłam.
- Głowa do góry, Olivia, będzie dobrze, nie mart się. Najważniejsze, że cię kocha. Jak kochasz to pocierpisz, nie? - powiedziała Kathy radosmym tonem.
- Tak, no pewnie. Tylko ta Amy, nie mogę. Jest taka... Wkurzająca to zbyt lekkie słowo, naprawdę. Wydaje jej się, że jest najlepsza, że wszyscy ją lubią. Ta, jasne. - prychnęłam. - Najgorsze jest to, że owinęła sobie Harry'ego wokół palca. Kiedy powiedziałam, że blondi jest świnią to się wkurzył, poważnie. Aż się wystarczyłam.
- Naprawdę? Nie możliwe...
- No serio. Nienawidzę jej, zepsuła go. - powiedziałam. Aż mi się rzygać chce, kiedy ją widzę.
- Nie może być... Jak przyjadę, to koniecznie musisz mi ją przedstawić - czułam, że się uśmiecha.
- Z przyjemnością. No właśnie, kiedy wracasz?
- W weekend, przeżyjesz z nią sama te trzy dni.
- No nie wiem... - zaczęłam bawić się rąbkiem bluzki.
- Dasz radę. Tylko wiesz, w poniedziałek zaczynamy studia i to może być problemem.
- Nie przypominaj... - westchnęłam.
- Okej, ja muszę kończyć, bo mama mnie woła. Jak już przyjadę do domu, to nie dają mi żyć - zaśmiała się. - Pa, Oliv, trzymaj się.
- Pa, Kat.
Przerwałam połączenie.
Od godziny siedziałam na parapecie w pokoju Zayn'a i czekałam, aż coś się stanie. Cokolwiek, było nudno. Nikt się mną nie interesował, Zen gdzieś poszedł, Louis, Liam i Niall grali w piłkę, Amy też sobie poszła, a Harry... Nie obchodzi mnie.
Nadal nie rozumiem, czemu lubi - bo na to wygląda - Amy. Co w niej jest? Przecież to bogata, pusta blondyna z toną tapety na twarzy, która myśli tylko o tym, jak zniszczyć innym życie. Może przesadzam, ale taka jest prawda. Nic w niej nie widzę interesującego. Może i jest ładna, ale to nie zmienia faktu, że tylko dzięki kosmetykom.
Modest! spieprzył mi życie. Dziękuję.

                              * * *

Czułam, jak ktoś jeździ mi ręką po plecach. Ruchy były stanowcze. Chłopak. Kurde, spałam. Na parapecie. Nie.
Otworzyłam oczy.
Przede mną siedział Zayn i wpatrywał się we mnie. Światło odbijało się w jego oczach, były jeszcze bardziej czekoladowo-złote niż zwykle. Czemu on jest tak cholernie przystojny, nigdy tego nie zrozumiem.
- Pięknie wyglądasz kiedy śpisz - powiedział miękko.
Zarumieniłam się, więc przykryłam policzki rękami. Nie musi oglądać mnie zaróżowionej, wystarczy, że widział jak śpię.
- Dzięki - szepnęłam.
- Hej, nie wstydź się. - zdjął moje dłonie z twarzy. - Musisz się przyzwyczaić. - mrugnął.
Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi?
- Co? - spytałam, ale odpowiedziała mi cisza.
Chłopak wstał, zdjął marynarkę i rzucił ją na łóżko. Jeżeli ten gest miał w czymś pomóc... Nie udało się.
- Gdzie byłeś?
- Nie pytaj, najgorsza randka pod słońcem.
Randka. On był kurde na randce?! W dniu, w którym powiedziałam, że go kocham?!
Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do drzwi. Musiałam wyjść, natychmiast. Nie będę siedzieć w jednym pokoju z nim, po tym co usłyszałam. No, kurwa, no.
- Co robisz?
Odwróciłam się. Stał osłupiały i patrzył się na mnie dziwnie. Niezły aktor, ugh.
- Wychodzę - syknęłam.
- Czemu? - zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiły się zmarszczki. Wyglądał słodko, ale to nie ważne. Byłam wkurzona.
- Bo byłeś na randce?!
- Olivia, proszę cię - zaśmiał się.
- Czego się śmiejesz?! - jak on może się teraz ze mnie śmiać, no jak?! Wychodzę, nie ma odwrotu.
Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg.
- Ja byłem z Amy, skarbie, z Amy.
Stanęłam jak wryta. Z Amy. Boże, jestem głupia. Jak ja mogłam go o takie coś posądzić? Jestem głupia, matko, no jak.
- Prze-przepraszam - wyszeptałam.
Chłopak w jednej chwili stanął przy mnie i pociągnął mój podbródek do góry.
- Nic się nie stało, pewnie zareagowałbym podobnie - jego uśmiech dodał mi otuchy i trochę zmniejszył poczucie wstydu. Ale tylko trochę. - Swoją drogą, to słodkie, kiedy jesteś zazdrosna - widziałam iskierki w jego oczach. O nie, mój drogi.
- Nie jestem zazdrosna.
- Jesteś.
- Nie!
- Jesteś.
- Nie i nie kłóć się ze mną. - odwróciłam się do niego tyłem.
- Obrażasz się? - wiedziałam, że właśnie uniósł brew do góry. Uśmiechnęłam się na to wyobrażenie, ale nie odpowiedziałam. Niech się postara.
- Okej, rozumiem, to pa. - usłyszałam kroki i odgłos zamykanych drzwi. Nie może mnie zostawić na korytarzu.
Momentalnie odwróciłam się i nieoml dostałam zawału. Stał przede mną i szczerzył się jak głupi do sera. Debil.
- Długo beze mnie nie wytrzymasz, co?
- Uh, jesteś idiotą Malik. - walnęłam go w ramię.
- Ze mną nie wygrasz.
Wziął mnie na ręce i przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczął schodzić na dół.
- Puszczaj mnie! No puść, no! Zayn! - krzyczałam, a ten tylko się śmiał.
Poszedł ze mną do salonu, gdzie siedzieli chłopcy i - o zgrozo - Amy, i rzucił mnie na kanapę. Jęknęłam z bólu.
- Pójdziesz ze mną w sobotę na kolację, skarbie? - zapytał mulat, siadając obok mnie. Kompletnie ignorował resztę.
- Huh, pewnie - mruknęłam.
Debil.

***

Cześć, cześć i czołem : 3
Co tam u Was?
Mam nadzieję, że podobał się rozdział, haha :))))

Mogłabym Was informować na tt, więc kto chce skorzystać niech napisze mi swojego usera w komentarzu, będzie mi łatwiej ;)))
> MÓJ TT <

Proszę anonimki, podpisujcie się ;)

I STOO  LAAAT DLA OhAgiii KTÓRA MA DZISIAJ URODZINY! ♥ SPEŁNIENIA MARZEŃ KOCHANA :D xx

Mary ;*
+ Sorry za błędy cc:

sobota, 7 czerwca 2014

#24

                  * Oczami Zayn'a *

Kocham cię.
To nie są błahe słowa, takie, które nie mają znaczenia. One powodują, że czujemy się ważni. Podnoszą naszą samoocenę, poczucie własnej wartości.
Kiedy słyszymy je od kogoś innego, automatycznie poprawia nam się humor.
Po jakimś czasie uzależniamy się od nich. Jeśli ich zabraknie, czujemy pustkę. Nie wiemy co ona oznacza, ale w pewnym momencie zaczynamy zdawać sobie z tego sprawę. Nie potrafimy być szczęśliwi bez miłości, bez słów 'kocham cię'.
One dają nam swoiste poczucie bezpieczeństwa, takie, jakiego nie zapewni nam nic innego, nawet najlepszy monitoring. Tego nie da się zrozumieć, dopóki nie doświadczymy czegoś takiego.
Jednak mimo, że są to bardzo ważne słowa w naszym życiu, tracą one swoją wartość. Dla większości nie są już takie ważne, bo mówią im to wszyscy, jest to na porządku dziennym. Przytomnieją, kiedy jest już za późno. Nie poznają ich sensu, głębi.
Gubią się.
Kiedy byłem mały, mama zawsze powtarzała mi, żebym szukał prawdziwej miłości. Takiej, która sa mi szczęście. I znalazłem.
Do tej pory nie miałem nadziei, na wspólną przyszłość. Nie kochała mnie.
Ale teraz? Nie poddam się. Nie zostawię jej.
Jest zbyt idealna, żeby marzyć o czymś innym. Nikomu nie pozwolę tego zepsuć. 
Czuję, że to będzie piękne. Nasza miłość.
Kocham ją.

                       * * *

- Kocham cię.
Moje serce oszalało. Uderzało tysiące razy na sekundę. Czułem je. Tak dobrze.
Na usta wkradł mi się szeroki uśmiech, nie zdążyłem go pohamować. Nie mogłem opanować radości.
Powiedziała to.
- Dlaczego nic nie mówisz? - spytała.
Wyglądała na przerażoną, nerwowo pocierała dłoń o dłoń. Bała się, że ją odrzucę?
- Czy ty...
- Nawet tak nie myśl - uśmiechnąłem się i potarłem jej policzek. - Nie masz pojęcia jak wielką radość sprawiają mi twoje słowa, Olivio. To takie... Dziwne. - zacząłem bawić się kosmykami jej włosów. - Powoli traciłem nadzieję, a tu zjawiasz się nagle i mówisz to, na co czekam od dawna. Też cię kocham, ale o tym chyba wiesz, piękna. - odpowiedziała mi lekkim skinieniem głowy, a jej policzki oblał rumieniec. Wyglądała słodko, z głową pochyloną, wzrokiem skierowanym na nasze buty i policzkami zlanymi czerwienią.
Ująłem jej podbródek i pociągnąłem w górę, tak, aby musiała na mnie spojrzeć.
- Masz piękne oczy, Zayn - powiedziała, zatrzymując na mnie swój wzrok.
- Twoje są ładniejsze - odparłem.
- Nie prawda, ty masz tęczówki koloru ciemnej, słodkiej czekolady, które mienią się złotem, a moje? Zwykły brąz. - zaoponowała.
- Nie kłóć się ze mną, skarbie.
- Ale ja się wc...
Zamknąłem jej wargi, przyciskając moje usta, do jej. Z chwili ja chwilę nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętniejszy.
- Skarbie, co tu się dzieje?
Nie, błagam, nie.

                      * Oczami Olivii *

- Skarbie, co tu się dzieje?
Amy.
- Nic, idź stąd. To nie twoja sprawa. - odparł jej Zayn. Nie był za miły.
Dziewczyna zrobiła obrażoną minę i odwróciła się na pięcie. Wyszła.
- Kontunuujemy? - rzucił z zadziornym uśmiechem.
- Nie mam ochoty, przepraszam. - odsunęłam go od siebie.
Kiwnął głową, ale widziałam, że nie podobała mu się moja reakcja. Chwycił moje walizki i wniósł do środka.
Mimo, że byłam tu wczoraj, wydawało mi się, jakbym nie widziała tego dawno. Odnosiłam wrażenie, że ściany pobladły, meble pociemniały, przybyło ich kilka. Nie przypominałam sobie obecności szarej, pufy, która aktualnie spoczywa w przedsionku. Nie było jej tu, a dobór kolorów jest tak beznsdziejny, w porównaniu do reszty, że wątpię w to, iż jest to zakup chłopców. Oni nie używają puf.
Tak dużo się zmieniło?
- Olivia! - zostałam zduszona przez Tomlinson'a, który swoją radość postanowił okazać mi przez wielkiego przytulasa.
- Hej, Tommo - uśmiechnęłam. Duży dzieciak.
- Czemu wróciłaś? - zrobił podejrzliwą minę.
Masz rację. Też nie spodziewałam się mnie tutaj tak szybko.
Rzuciłam wymowne spojrzenie w stronę wysokiego bruneta, opierającego się o mahoniową komodę.
- Woah, to wy razem? Czemu nie powiedziałaś mi, że mnie zdradzasz, kotku? -  loczek objął mnie ramieniem.
- Też się cieszę, że cię widzę, Hazz, i nie, nie jesteśmy razem - cmoknęłam go w policzek.
Byłam strasznie ciekawa reakcji Malik'a. Zachowa się jak typowy chłopak, zazdrosny o swoją dziewczynę? Chwila, wróć. Nie jestem jego dziewczyną.
- No, no, Zayn, zadziorna ta Olivka się zrobiła - sprzedałam Harry'emu kuksańca w bok.
- Wal się - mruknęłam.
Odsunęłam się od pana Harry'ego Wiem Wszystko Lepiej Styles'a i poszłam do salonu, gdzie zastałam Niall'a, Liam'a i Amy - tak, też się temu dziwię - grających w fifę.
- Hej dzieci, Olivia wróciła, nie gramy - stanęłam przed ekranem tak, aby nasze c nie mogli zobaczyć.
- Też cię kochamy, ale z łaski swojej się odsuń.
Zero przywitania. Po nich się tego nie spodziewałam, ale cóż. Życie ostatnio coraz bardziej mnie zaskakuje.
- Cześć, Amy jestem - dziewczyna odłożyła pad'a na stół i podała mi dłoń. Patrzyłam na nią krzywo.
- Wiem - odpowiedziałam.
Prychnęła i powróciła do gry.
Nie zależy mi na jej sympatii, więc nie potrzebne mi są żadne formułki grzecznościowe.

***

Hej.
Wiem, jest strasznie krótki, ale znowu zasnęłam. Bardzo Was przepraszam, naprawdę mi wstyd :///
Co Wy na kolejny rozdział w sobotę?  Takie dokończenie tego, co myślicie? :)
Jeszcze raz bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam ♥

Mary ;*

+ Pewnie są jakieś błędy, więc przepraszam x

niedziela, 1 czerwca 2014

#23

                                   * Oczami Olivii *

- O-o-olivia? - wyszeptała moja mama. - Chodź do mnie,  skarbie.
Przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w szczelnym uścisku. Czułam na ramieniu jej łzy.  Co jak co, ale takiej reacji się nie spodziewałam. Dlatego też dopiero po chwili odpowiedziałam na jej gest.
- Mamo, nie płacz.
To dziwne. Osoba, która ignorowała mnie całkowicie przez ostatnie półtora roku, zaczęła płakać, kiedy mnie zobaczyła. 
- Muszę płakać,  kochanie, nie wiem, co jest powodem twojego powrotu, ale strasznie się cieszę,  że wróciłaś. Wiem, byłam złą matką,  ale chciałam cię przeprosić. To nie tak, że zależało nam tylko na pieniądzach, ale za bardzo przęjęliśmy się tą kwestią,  przepraszam. Kocham cię i chcę,  żebyś o tym wiedziała. - mówiła, wtulona w moje ramię.
Zatkało mnie. Naprawdę,  nigdy bym się tego po niej nie spodziewała.  No bo chwila, ma rację. Nie była idealną matką,  nie jest i pewnie nie będzie. Nie zależało jej na mnie, tylko na tym, co zarobię, jak im się przydam materialnie. Nie liczyło się to, co czuję. A teraz? Mówi,  że mnie kocha. Nigdy wcześniej nie usłyszałam od niej tego słowa. Nigdy.  A tu proszę,  pojawiam się nagle po ponad roku i mnie kocha. Nie wierzę w to, że tak szybko się zmieniła. To wręcz niemożliwe.
- Mamo, ja... - nie wiedziałam,  co jej powiedzieć.  Też cię kocham? To zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nie teraz.- Ja nic nie rozumiem.
- Wejdź,  Olivia. Opowiem ci, co się działo,  może zrozumiesz.

                                              * * *

Odrzuciłam kołdrę na bok i położyłam się na łóżku. Podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową i naciągnęłam na siebie pierzynę. Dawno tu nie spałam.
Tak naprawdę, to nadal nie wierzę,  że jestem w tym miejscu. Po tak długim czasie, kiedy sądziłam,  że nie mam rodziców,  okazało się to błędem.  Kochają mnie, a to wszystko,  co było kiedyś,  to tylko jedno, wielkie nieporozumienie. Zależało im na mnie. Przynajmniej mamie. Nie wiem, co z tatą.

- Opowiesz mi? - spytałam mamę.
Kiwnęła głową,  ale nie zaczęła mówić.  Wyglądała na zmęczoną. Miała podkrążone oczy, jakby nie przesypiała nocy. Martwiła się czymś, albo kimś?  Tylko kim?  Bo że mną,  to nie uwierzę. No błagam.
- Wiesz, odkąd wyjechałaś, a tak właściwie,  to uciekłaś, ale to nie jest takie ważne, wiele rzeczy się zmieniło. - zaczęła i zrobiła krótką pauzę. Po chwili podjęła.  - Twój tata rzucił pracębo stwierdził, że nie jest dla niego odowiednia, zaczął częściej wychodzić z domu. Nigdy nie mówił,  gdzie idzie, zresztą,  mnie też to jakoś specjalnie nie obchodziło.  Dopiero po pewnym czasie zauważyłam, że pieniądze ze wszystkich skrytek w domu, nawet te, które trzymaliśmy w banku, zniknęłyPytałam Toma, [od autorki: tata Olivii] czy wie, co się z nimi stało,  ale zdziwił się tak samo mocno, jak ja. Zaczęliśmy się martwić, wyglądało na to, że ktoś nas okradł. - mama wzięła łyka wody ze szklanki,  którą przyniosła na początku.  - Twój tata chodził do różnych miejsc,  zwykle do tego pub'u, niedaleko twojej dawnej szkoły, pamiętasz?  - kiwnęłam głową. Dobrze wiem, o które miejsce mamie chodziło.  Zbyt często byłam zmuszona przejść obok pijanych facetów, żeby zapomnieć. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie. - Kiedyśkiedy przyszedł, powiedział,  że wie o kogo chodzi, kto jest sprawcą. Pojechaliśmy na policję,  wnieśliśmy oskarżenie,  ale to nic nie dało. Twój tata... On skłamał. Tak naprawdę cały czas mnie okradał, ale bał się przyznać. Zaczął pić, wracał do domu upity, wrzeszczał, parę razy nawet mnie uderzył, ale kiedy tylko trzeźwiał, przepraszał mnie. - jej oczy robiły się ciemne, kiedy odtwarzała w głowie te niezbyt przyjemne zdarzenia.
Bił moją mamę.  Może nawet bije. Fajny ojciec, prawda?
- Ale on nie jest złym człowiekiem, musisz w to uwierzyć. On jest dobry.
Każdy popełnia w życiu błędy, my popełniliśmy wiele. Dlatego wiem, że trudno jest ci nam w tej chwili wybaczyć, ale wiedz, że ja naprawdę żałuję.  Wszystkiego.

                                                 * * *

Obudził mnie płacz.
Kiedy otworzyłam oczy nie od razu powiązałam ze sobą wszystkie fakty, na początku nie miałam nawet pojęcia,  gdzie jestem. Dopiero po chwili to do mnie dotarło.Jestem w domu. W Dublinie. Ktoś płacze. Co?
Momentalnie wstałam z łóżka. Nałożyłam na siebie bluzę,  po czym wyszłam z pokoju. Z tego, co pamiętałam sypialnia rodziców to drugie drzwi po lewej. Nie pomyliłam się.
Na brzegu łóżka siedziała mama w koszuli nocnej,  przyciskając do piersi... Dziecko. Niemowlę.
- Mamo - szepnęłam poruszona. Kobieta zwróciła głowę w moją stronę.  - Ja mam rodzeństwo?
Moja rodzicielka skinęła głową i gestem ręki przywołała mnie do siebie. Odchyliła kocyk z główki dziecka.
- Ma na imię Edith.
Edith.
Mam siostrę.
Odkąd skończyłam osiem lat marzyłam o rodzeństwie, ale rodzicom nie zależało na kolejnej 'gębie' do wykarmienia. Nie chcieli więcej dzieci. A teraz?
Mam siostrę.
Wskazałam na dziewczynkę ręką,  a mama zrozumiała moją niemą prośbę i podała mi dziecko.
Taka lekka. Jestem pewna, że nie waży więcej niż kilogram. Edith. Jest piękna.  Ma takie cudowne, niebieskie oczy... Zupełnie inne, niż ja. Musiała wdać się w mamę,  bo ja mam ciemne po tacie. 
Wyglądała jak anioł.
Zawsze lubiłam dzieci, ale świadomość, że mam małą siostrę... To niesamowite. Moje marzenie z dzieciństwa się spełniło.
Piękna.
- Jest śliczna. - uśmiechnęłam się szeroko. Zmęczenie uleciało ze mnie w przeciągu paru sekund.  Byłam po prostu szczęśliwa.
- Wiem - odparła moja mama. - Urodziła się 8 miesięcy po twoim wyjeździe,  w styczniu skończy rok.
Była w ciąży,  kiedy wyjeżdżałam. Wiedziała?
- Zdawałaś sobie sprawę z tego, że byłaś w ciąży?
- Nie. Dopiero kiedy zaczęłam tyć, poszłam do ginekologa i bum. Twój tata był zły,  bardzo, wtedy pierwszy raz mnie uderzył. - wzięła głębszy oddech. Widziałam, że te wspomnienia wywołują u niej ból.
- Nie musisz mi opowiad...
- Chcę. - przerwała mi. - Wydaje mi się,  że przez to rzucił pracę i wiesz, co się potem działo. Ale odkąd Edith skończyła pół roku jest lepiej, naprawdę. Nawet zajmuje się nią... Kiedy jest w domu. - westchnęła. - Znika. Martwię się. Dlatego cieszę się,  że wróciłaś. Pewnie tylko na jakiś czas, bo domyślam się, że musisz kontynuować studia i tak dalej, jeszcze zatęsknisz za Londynem, zobaczysz. Jak długo zostajesz?
Zaskoczyła mnie nagła zmiana tematu. Mówimy o nich, czy o mnie? Pogubiłam się już,  szczerze mówiąc.  Chcę w ogóle zostać?
- Nie wiem, jeszcze. Masz rację, niedługo wrzesień, nie będę tutaj długo.  Wszystko zależy od was, czy w ogóle mnie chcecie i od innych czynników.  - miałam nadzieję,  że mama nie zauważyła moich zaczerwienionych policzków. Myślałam o chłopakach, a konkretniej, Zayn'ie. Będą mnie szukać?
- Powiesz mi?
Nie spodziewałam się,  że zapyta. Zresztą... Co mi szkodzi?
Pierwszy raz od... Wsumie zawsze, otworzyłam się przed nią. Przed osobą,  ktorej kiedyś nie nazwałabym matką. Osobą,  która przez część życia miała mnie kompletnie w dupie. Tak.
Opowiedziałam jej wszystko. Począwszy od mojego nagłego-nie nagłego wyjazdu, skończywszy na chwili obecnej. Wszystko. Opisałam jej nawet mój pocałunek z Zayn'em, jak się przy nim czuję, miałam nadzieję,  że pomoże mi zrozumieć moje uczucia. Zaufałam jej.
Pytanie tylko, czy dobrze zrobiłam?
- Dużo się z tobą działo.  Emmily... Nie miałam pojęcia, wiem, że dużo dla ciebie znaczyła. - położyła śpiącą Edith na łóżku i przytuliła mnie.
Szczerze? Brakowało mi jej bliskości.
- Już dobrze, mamo, daję radę. - posłałam jej pokrzepiający uśmiech. - Wiesz co myślę? Że go kochasz.
Co?!
- S-s-słucham? Skąd wiesz?
- Myślisz o nim. Zastanawiasz się, czy będzie cię szukał. Znowu myślisz. Tęsknisz. A teraz pewnie trochę żałujesz, prawda? - powiedziała.
- Naprawdę uważasz, że go kocham? - spytałam z niedowierzaniem. Jestem do tego zdolna?
- Może cię nie znam tak dobrze, jakbym mogła, ale to akurat umiem rozpoznać. Kochasz.
Gdzie ta kobieta podziewała się przez tamtą część mojego życia?! Dlaczego nie zachowywała się tak przedtem?
Taka pomocna, wyrozumiała.
Gdzie?!
- Chyba masz rację. - szepnęłam.
Czułam to. Czułam w sobie uczucie, które tłumiłam w sobie od dłuższego czasu, a teraz, pod wpływem słów mojej mamy, wydostało się na zewnątrz.
Miłość.
Pierwszy raz się zakochałam. W kimś idealnym. Pięknym.
Kocha mnie.
- Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie pojadę ot tak do Londynu, dopiero co wyjechałam...
- Jak to nie? - mama spojrzała na mnie z błyskiem w oku. - Jutro rano wyjeżdżasz, w sumie to już dzisiaj.
- Co? A-ale co z tobą,  Edith, tatą? 
- Wytrzymaliśmy bez ciebie tyle czasu, to wytrzymamy dalej. Tym bardziej, że teraz możemy do siebie dzwonić. Wyjeżdżasz. - widziałam radość w jej oczach. Musiała cieszyć się tym, że jesteśmy pogodzone.
Kocham ją. Tak, mogę to śmiało  powiedzieć. Tej nocy dużo do mnie dotarło.

                              * * *

Wstałam o ósmej, żeby nie spóźnić się na samolot, który miałam na dziewiątą trzydzieści. Mama nie żartowała, sama zarezerwowała mi bilety, zapłaciła za nie.
Cieszę się, że w pewien sposób odzyskałam rodzinę, a nawet powiększyłam ją. Poza tym, zrozumiałam parę rzeczy, w tym jedną, bardzo, bardzo, bardzo ważną.
Kocham go.
Kathy na tę wiadomość zareagowała entuzjastycznie, co w sumie mnoe cieszy. Dobrze, że nie jest bardzo do niego negatywnie nastawiona, bo nie byłoby miło. Oczywiście nie była zadowolona z faktu, że wyjeżdżam, ale obiecała, że kiedy tylko wróci do Londynu, spotkamy się.
- To do zobaczenia,  mamo - odwróciłam się w stronę rozdzicielki z uśmiechem. Przytuliłam ją mocno. - Pa, mała - ucałowałam Edith w czoło.
- Papa, kochanie - mama odwzajemniła mój uśmiech i cmoknęła mój policzek. - Powodzenia z Zayn'em. - zażartowała.
- Dzięki - wyszczerzyłam się w jej stronę. - Pa, jescze raz, dzięki za wszystko. Do zobaczenia! - krzyknęłam przez ramię, kiedy szłam już w stronę odprawy. Zobaczyłam jeszcze jak macha mi na pożegnanie, po czym straciłam ją z oczu.
Nie płakałam, nie przywiązałam się do niej na tyle, ale było mi smutno. Trochę. Z drugiej strony cieszyłam się, że zobaczę chłopaków i może przy odrobinie szczęścia Dan z El. Tęskniłam za nimi jak cholera. O pewnym brunecie nawet nie wspominając.
Żegnaj Dublinie,  witaj Londynie.

                             * * *

Zapłaciłam taksówkarzowi za jazdę i stanęłam przed bramą.
Mam wielką nadzieję, że są w domu. Jeżeli ich nie będzie, to nie wiem co z sobą zrobię. Trudno, muszę spróbować.
Serce biło mi jak oszalałe, kiedy naciskałam na dzwonek. Podwoiło swoją prędkość - co wydawałoby się niemożliwe - kiedy brama powoli zaczęła się otwierać. Denerwowałam się. Strasznie.
Chwyciłam rączkę walizki i żwawym, acz niepewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi wejściowych domu (willi, nie oszukujmy się) One Direction.
Zapukałam w drzwi i wstrzymałam oddech. Uda się?
Dejá vú.
Zamek szczęknął i moje oczy ujrzały najpiekniejszego mężczyznę na ziemi. Zayn'a Malika. Anioła.
Ochota zanurzenia ręki w jego włosach i ponownego poczucia na sobie jego oddechu była tak wielka, że nie potrafiłam jej w sobie stłumić. Rzuciłam torbę na ziemię i przyciągnęłam chłopaka do siebie. Przytuliłam go tak, jakbym nie widziała go bardzo długo. Moją rękę zanurzyłam w jego włosach tak, jak zawsze chciałam.
- Olivia, co ty t...
Nie dałam mu dokończyć. Zakryłam mu usta drugą ręką i wspięłam się na palce.
- Kocham cię. - szepnęłam prosto do jego ucha.

***

HEJO :3
Podoba się?!
Mam nadzieję :3 Chyba długo na to czekałyście, haha ;))

WIEM, MAŁY POŚLIZG CZASOWY, SORRY ♥

Bardzo dziękuję tym, którzy polecili mojego bloga, naprawdę, dzięki ;*

Już się nie przejmuję komentarzami i tak będę pisać xd Ale byłoby miło ;)

Więc:
KOMENTUJCIE, MISIE x

Mary ;*

+ Sorry za błędy x

środa, 28 maja 2014

#22

                                                         * Oczami Zayn'a *

Co ona tu robi?! Cholera, wszystko miało się ułożyć, miało jej nie być, miałem zapomnieć, niech to szlag.
- Zayn, tęskniłam - uśmiechnęła się 'uroczo'. Uh, serio? Wszyscy patrzą na nas.
Trudno.
Pierdolę to.
Ominąłem dziewczynę, nie rzucając nawet spojrzenia w jej stronę. Pospiesznie wyszedłem z budynku i skręciłem w lewo. Nie miałem pojęcia, gdzie idę, chciałem być jak najdalej od osoby, z którą związek niszczy mi życie.
- Zayn, Zayn, stój!
Nie miałem zamiaru się zatrzymać. Jeżeli tam wrócę, nie będzie miło. Wolę iść.
- Zayn! Zatrzymaj się!
Stanąłem w miejscu. Niall wleciał na mnie, ale nie upadliśmy. W sumie dobrze, że on przyszedł, a nie na przykład Louis. Z nim zbyt często się droczę, żeby umieć normalnie porozmawiać.
- Musisz wrócić - powiedział niemalże błagalnym tonem. W odpowiedzi pokręciłem tylko głową. - Proszę, Zayn. Zwróć uwagę też na nas. To, że pomagamy ci w tym całym gównie związanym z nią nie znaczy, że będziemy cię bronić przed Modest'em. Musisz kiedyś zacząć robić to, o co cię proszą. Wiesz przecież, jakie mogą być konsekwencje tego, co robisz. Nie chcesz chyba zawieść fanów, prawda?
- Ugh, nie. Tylko, że ja kocham Olivię, a ona mi przeszkadza.
Wiem, czasem zachowuję się jak nieznośny bachor, ale to nie moja wina, że być może zakochałem się w nieodpowiedniej osobie. Nie mamy władzy nad miłością. Musimy ją przyjąć i tyle. Przychodzi i odchodzi kiedy chce, nie bierze pod uwagę tego, czy nam będzie z nią dobrze. Po prostu jest. Cholernie uciążliwa, ale i piękna. Kiedy miłość się rozwinie, rozkwitnie, to jest naprawdę przyjemne uczucie. Czujesz, że zawsze jest ktoś, komu na tobie zależy, który za tobą tęskni, myśli o tobie. Prawdziwa miłość pozostaje na zawsze. Trzeba tylko chcieć.
Kiedyś już się zakochałem. Raz, tak naprawdę, na poważnie. Byłem młody i głupi. Wydawało mi się, że ona jest najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła, ale nią nie była. Puszczalska, zimna suka.
A ja ją kochałem.
Nikt nie wie, że już kiedyś byłem z nią w związku. Byliśmy szczęśliwi, tak mi się przynajmniej wydawało, ale najwyraźniej nie zaspokajałem jej wystarczająco. Zdradzała mnie co tydzień z kimś innym. Spotykaliśmy się półtora roku.
Jak myślicie, jakie to uczucie. Zapominasz o kimś, kto namieszał w twoim życiu, o kimś kto pokazał, że miłość nie ma sensu, bo się kończy, a po pewnym czasie, kiedy już nauczysz się kochać i odnajdziesz tego sens, zaczniesz robić to, co kochasz, ta osoba wróci.
Ja dobrze wiem, jak to jest i nie będę tego ukrywał.
Amy.
- Więc jak będzie? Idziesz?
- Niech będzie, ale jeżeli coś zrobię, będzie to twoja wina.
       
                                                          * Oczami Olivii *

Moje palce miarowo stukały o oparcie samolotowego fotela. Denerwowałam się.
Szok, który przeżyłam po usłyszeniu ich głosów w radiu już dawno minął, mimo, że zaaferowanie tym nadal trwało. Nie wierzę, że to zrobili. Dla mnie. Oni naprawdę tęsknią? To dziwne, przecież jedynym pożytkiem, jaki ze mnie mieli był fakt, że umiem trochę gotować. Reszta to same problemy. Naprawdę tęsknią? I czy Zayn tęskni? Jego głos w tej piosence... Brzmiał inaczej niż w jakiejkolwiek innej, którą do tej pory przesłuchałam, lepiej, tak lekko, przejrzyście, ale jakby ze smutkiem... Tak właśnie się teraz czuje? Jest mu smutno? Nie wierzę.
- To był twój chłopak? - spojrzałam zdezorientowana na siedzącą obok mnie dziewczynę. Dziwię się, że wcześniej się nie odezwała, wygląda na raczej śmiałą, w odróżnieniu ode mnie.
- Gdzie? - spytałam, marszcząc brwi.
- W radiu - posłała mi lekki uśmiech.
- Słyszałaś to?
- Próbowałam to wyłączyć, ale leciało na każdej stacji muzycznej, więc nie dało się od tego uciec. Tak, słyszałam.
- N-n-na każ-ż-dej? - powiedziałam, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam.
Każdej stacji muzycznej. Każdej stacji muzycznej. Każdej stacji muzycznej.
Ile jest tych stacji? Ze trzydzieści? Czterdzieści? Przecież tego jest mnóstwo. Jak oni... Nie no, przecież nie mogli od tak pójść do jednego studia, potem do drugiego, do trzeciego i tak dalej i w każdym nagrywać to samo. To chore. Chyba, że nagrali raz, a potem po prostu puszczali gdzie indziej...
JAK TO NA KAŻDEJ?!
- Tak, uwierz mi, każdej. Przesłuchałam chyba wszystkie, a wszędzie siedział pan Malik z ekipą. - skrzywiła się lekko na wspomnienie Zayn'a. Nie lubi ich?
- Coś nie tak? - zatroskałam się.
- Nie, tylko... Zresztą, nieważne. To powiesz mi w końcu, czy to twój chłopak?
- Nie - szybko zaprzeczyłam. - My po prostu... Może lepiej opowiem ci wszystko.
Nie wiem czemu, ale zaufałam tej dziewczynie. Opowiedziałam jej całą moją historię, nie pomiając niczego i w sumie dobrze się z tym czuję. W końcu ktoś z poza mojego zwykłego otoczenia zna prawdę. Lubię ją. Tym bardziej, że ani razu mi nie przerwała, tylko słuchała mnie uważnie, a ja cenię to sobie u ludzi. Emmily nigdy nie mogła wytrzymać bez wtrącenia swoich pięciu groszy, a Kathy - tak ma na imię - owszem.
- ... i teraz lecę do domu, do Dublina. - zakończyłam moją opowieść.
- Czyli tak. Zostawiłaś chłopaka, który prawdopodobnie bardzo cię kocha i przyjaciół dlatego, że uważasz, że jesteś problemem? Nie zauważyłaś, że wcale tak nie jest? To był błąd, Olivia.
- Pięknie mi to podsumowałaś - mruknęłam z przekąsem. - Co mam teraz zrobić? Po tym wszystkim?
- Nie wiem, cokolwiek. - wzruszyła ramionami.
- Ale mi pomogłaś, dzięki, napr...
- Już wiem! - krzyknęła Kathy.
- Shh, cały samolot cię słyszy - zakryłam dłonią jej usta, a ta zachichotała. - Co wiesz? - dodałam, kiedy już się uspokoiła.
- Napisz do niego - szepnęła.
- Nie - szybko zaprzeczyłam.
- Dlaczego?
- Boję się, że napiszę coś nieodpowiedniego, źle mnie zrozumie, nie wyjdzie tak, jakbym chciała. Poza tym nie wiem, czy to na pewno dobry pomysł... - powiedziałam cicho.
- Ej, no weź, ja ci pomogę. - zachęcała brunetka.
Zgodzić się? Jeśli do niego napiszę, może z tego wyniknąć wiele rzeczy. Jedną z nich może być to, że wyciągnie ode mnie, gdzie lecę, choć i tak pewnie już się tego dowiedział od Dave'a, i być może przylecą do mnie. Jakaś część mnie pragnie tego, jak najbardziej, ale druga broni się przed tym. Nie mogę ich teraz zobaczyć, bo wiem, że potem nie będę już potrafiła odejść.
Bez ryzyka nie ma zabawy, czyż nie?
- No dobra. Ale jeśli coś zepsuję, to tylko i wyłącznie twoja wina, rozumiemy się? - spojrzałam na Kathy podejrzliwym wzrokiem.
- Dobra, dobra - uniosła ręce w geście kapitulacji. - Pisz - uśmiechnęła się.
Westchnęłam, po czym wzięłam telefon do ręki. Co mam mu napisać? Nie chcę pisać jakiejś dlugiej wiadomości, bo jeszcze sobie pomyśli nie wiadomo co. Nie dam rady, poddaję się. Popatrzyłam na siedzącą obok mnie dziewczynę. Kathy zrozumiała, o co mi chodzi. Wzięła mi telefon i zaczęła wystukiwać sms'a do Zayn'a. Kiedy chciałam zobaczyć, co pisze, zasłoniła ekran dłonią i nie dała mi do niego dostępu. Jeszcze parę razy usiłowałam coś zobaczyć, ale za każdym razem nie udawało ziem to. Poddałam się.
- Fajnie ci się pisze ze Styles'em? - zapytała ze złośliwym uśmiechem. Słucham?
- Czy. Ty. Czytasz. Moje. Sms-y. - wycedziłam.
- Um, nie - Kathy próbowała zrobić minę niewiniątka. Próbowała.
- Jasne - mruknęłam sarkastycznie.
- Napisałam do niego.
Nic nie mówiąc wyrwałam jej iPhone'a. Czułam, że zaczynam drżeć, denerwowałam się. W sumie, to niby nic. Zwykły sms, tak? Dla mnie nie. To jest bardzo ważne, to jest sms do Zayn'a, halo. W dodatku nie pisany przeze mnie, tylko przez Kathy. Kliknęłam na rozmowę z Zayn'em i wstrzymałam oddech.
          
                                                    'Dlaczego, Zayn?'

Wypuściłam powietrze z ulgą. Uff, już myślałam, że wymyśliła jakiś idiotyczny tekst.
- Zadowolona? - wyszczerzyła się do mnie brunetka.
- Tak - uśmiechnęłam się. - Bałam się, co napiszesz.
- Jednak nie jestem taka zła, na jaką wyglądam. - zaśmiała się.
Miała rację. Po tym, w co była ubrana, czarne spodnie, ciemną bluzkę, glany na nogach, raczej nie powiedziałabym, że jest bardzo przyjazna. Za to jej twarz... Zachęcała do znajomości, na szczęście. Dobrze trafiłam.
- Na pewno. Jesteś całkiem fajna, wiesz? - dźgnęłam ją łokciem. Zaśmiała się.
- Wiem.
Poczułam wibracje w kieszeni.
Miałam wrażenie, że moje serce wstrzymało swoją pracę na chwilę. Stanęło. Kathy zauważyła zmianę w moim zachowaniu i zrobiła pytającą minę. Wskazałam palcem na ekran telefonu. Nowa wiadomość.
- Przeczytaj - poleciła mi szeptem brunetka.
Posłuchałam dziewczyny i otworzyłam sms'a.

                                                      'Wiesz dlaczego x'
 
- Tajemniczy, lubię takich - zażartowała dziewczyna, ale mój aktualny nastrój nie był skory do żartów. Byłam za bardzo zdziwiona i jednocześnie ciekawa.
Wystukałam wiadomość.

                                                         'Powiedz mi'

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Czułam na sobie wzrok brunetki, kiedy otwierałam wiadomość.
    
                                                'Jeśli powiem, wrócisz? x'

Przełknęłam ślinę. Czy on próbuje mnie szantażować? Cóż, nie mogę powiedzieć, żeby to na mnie nie działo, bo moje serce przyspieszyło swoją pracę na słowa zawarte w tej wiadomości, ale równocześnie wiedziałam, że nie mogę mu niczego obiecać.
                       
                                'Nie, Zayn. Nie mogę, zrozum,  proszę. Spróbuj chociaż'

                                          'Nie potrafię, Olivia. Kocham Cię x'

Zawsze, kiedy to od niego słyszę, albo nawet tylko widzę mam motylki w brzuchu. I zawsze zastanawiam się, co to znaczy. Przecież go nie kocham... Chyba. Szczerze? To ostatnio zaczynam się nad tym wszystkim porządnie zastanawiać. Zastanawiam się, czy go po prostu nie kocham.
                    
                                                                  * * *

Siedziałam na tylnym siedzeniu taksówki. Jechałam do domu.
Wymieniłyśmy się z Kathy numerami i obiecałyśmy sobie zadzwonić. Cieszę się, że poznałam tę dziewczynę, bo w mojej obecnej sytuacji, kiedy Dan i El nigdy nie ma w Londynie, są w jakichś trasach, nie trasach, czymkolwiek, nie mam komu się wygadać. Teraz już mam.
- Proszę się tu zatrzymać - powiedziałam do kierowcy.
Mężczyzna zaparkował samochód na podjeździe, po czym wyszedł z samochodu i wyjął moją walizkę. Otworzyłam drzwi, zapłaciłam należną sumę kierowcy i odebrałam od niego torbę.
- Do widzenia - powiedziałam, kiedy odjechał z piskiem opon. Niezbyt wychowany człowiek.
Niepewnie postawiłam stopy na schodach domu. Zadzwoniłam.
Nie mam pojęcia, czego się spodziewać. Kiedy otworzą się drzwi, może się zdarzyć wszystko. Wszystko. Bo czego mogę oczekiwać od rodziców, którym zależało tylko i wyłącznie na moich pieniądzach? Że nagle mnie pokochają, bo postanowiłam do nich wrócić? Nie oni. Pewnie będą się na mnie wydzierać, jakim to złym dzieckiem byłam, ale jakoś niespecjalnie mnie to obchodzi. Ważne, żebym w ogóle mogła u nich zamieszkać, chociaż na jakiś czas. Nie interesuje mnie, co o mnie myślą.
Usłyszałam szczęk zamka. Wstrzymałam oddech. Uda się?

***

Hej ;)
Rozdział jest w końcu wcześniej, niż zwykle, czyli nie późno wieczorem, albo wcześnie rano nie w terminie, więc jestem z siebie naprawdę dumna. Tym bardziej, że jest trochę dłuższy niż ostatnie.
Jak myślicie, co czeka na Olivię za drzwiami domu? Przyjmą ją? Jakie jest w ogóle Wasze zdanie na temat całości? Lubicie Kathy?
Mam parę bardzo ważnych spraw.
 

Po pierwsze:
Liczba wejść i komentarzy pod kolejnymi postami ostatnio drastycznie zmalała. Naprawdę. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale kiedyś było 18 (osiemnaście!) komentarzy. A teraz? Pięć.
Więc bardzo Was proszę, jeżeli coś Wam się nie podoba, nie wiem, cokolwiek, napiszcie mi. Chcę weidzieć, o co chodzi.
Druga sprawa:
W związku z powyższym mam do Was ogromną prośbę. Wiem, że to niezbyt 'uczciwe', ale chciałabym, żebyście - w miarę możliwości - rozpowszechniły trochę mojego bloga. Oczywiście do niczego nie zmuszam, chodzi mi po prostu o napomknięcie o nim koleżance, w jakimś poście, cokolwiek :)
Trzecia sprawa:
Są takie osoby, które mam wrażenie, że komentują tylko, jeśli skomentuję u nich. Jak nie komentuje, to przestają. Proszę Was, jeśli Wam się nie podoba, to po prostu nie czytajcie. To nie jest żaden hejt.


Zrozumcie mnie, lubię pisać i nie chciałabym przestać ;)

Komentujcie! Chcę wiedzieć, ile Was jest! 

Ily xx

Mary ;*
+ Sorry za błędy ;)

niedziela, 18 maja 2014

#21

              * Oczami Olivii *

Wciąż nie mogę uwierzyć, że to koniec. Koniec naszej znajomości, wspólnych wycieczek, rozmów, wszystkiego. A przez kogo to? Przeze mnie. Wszystko spieprzyłam, ale czasu już nie cofnę. Podjęłam decyzję.
Wyglądałam za okno w moim pokoju, starając się zapamiętać jak najwięcej z tego widoku.Przywiązałam się do tego pomieszczenia, naprawdę. Spędziłam w nim ostatni miesiąc, może niedługo, ale był to jeden z ważniejszych okresów w moim życiu. Znalazłam przyjaciół, straciłam przyjaciółkę, teraz stracę wszystko. Cóż.
Kończyłam pakowanie reszty moich rzeczy do walizki. Nie dałam rady wziąć wszystkiego, zostawiłam więc parę ciuchów, przecież nie potrzebuję wszystkiego. Miałam problemy z domknięciem torby, więc zawołałam Dave'a, który mi pomógł. Byłam gotowa.
Jeszcze raz omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Tyle wspomnień... Gwałtownie zamrugałam oczami, nie pozwalając wydostać się łzom.
Nie będę płakać.

                      * * *

Przytuliłam Dave'a na pożegnanie. Dziwne uczucie, tulić ochroniarza, ale lepsze to, niż nic. Polubiłam go, czemu więc miałabym się z nim nie żegnać? Przecież to nic złego. Co z tego, że jest ochroniarzem, ma dwa metry wzrostu, pokaźnych rozmiarów mięśnie i praktycznie nie ma włosów? Nic. To też normalny człowiek.
- Musisz jechać - uśmiechnął się do mnie, starał się dodać mi otuchy. Nie chciałam wypuścić go z objęć, potrzebowałam kogoś przytulić i nigdy nie wypuścić. - Poważnie, Olivio, musisz iść, samolot ci ucieknie. - odepchnął mnie od siebie, kiedy został zapowiedziany mój lot. Westchnęłam cicho i chwyciłam torby.
- Pa, Dave - uśmiechnęłam się słabo do mężczyzny. - Pozdrów ode mnie chłopaków, dobrze? Powiedz im proszę, że ich nie zapomnę. - powiedziałam i poczułam słone łzy, zbierające mi się w kącikach oczu.
- Oczywiście. Miłego lotu, Olivio. - zawsze zwracał się do mnie oficjalnym tonem, taką miał barwę głosu. Ciężką, mocną i silną.
Machnął mi ręką na pożegnanie, kiedy ruszyłam do bramek.
Wyjeżdżam, to się nie dzieje. Nie mam pojęcia, co zrobię, kiedy już wrócę. Inaczej. Co inni zrobią. Czy rodzice mnie przyjmą? Nie wiem, czegoś spodziewać. Ciepłego powitania nie oczekuję, ale chyba powinni przynajmniej udać, że się cieszą, prawda? W rzeczywistości pewnie będą mnie mieli daleko w poważaniu, dadzą mi pokój i cześć. Jeżeli w ogóle mnie przyjmą, och, Boże, czemu ja mam takie niepoukładane życie?
- Halo, proszę pani, leci pani do Los Angeles? - spytała mnie uprzejmie kobieta pracująca na lotnisku. Zmarszczyłam brwi. Los Angeles?
- Nie, ja lecę do Dublinu - zaprzeczyłam.
- W takim razie pani odprawa w tamtą stronę - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a ja podziękowałam jej skinieniem głowy. Brakowało tylko tego, żebym pomyliła loty.

                       * * *

Wpięłam słuchawki do mojego iPod'a i włożyłam je do uszu. Przed wyjazdem ściągnęłam parę piosenek One Direction. Nie będę ukrywać, ich głosy miały pomóc mi poradzić sobie z tęsknotą. Wybrałam pierwszy lepszy utwór z nowej playlisty i zamknęłam oczy. You and I. Ładna piosenka.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam, to była chwila. Muszę przyznać, że obudziłam się z pozytywniejszym nastawieniem do świata, wszystko wydawało mi się lepsze. Przynajmniej trochę.
Wyjrzałam za okno samolotu. Ciągle lecimy, tym razem nad wodą, nie mogłam spać długo.
- Pani nazywa się Olivia Howard? - spytała stewardessa, pochylając się moim kierunku.
- Um, tak, o co chodzi? - odparłam zaciekawiona. Rzadko ktoś się mnie pyta, czy faktycznie jestem mną. Wiem, brzmi absurdalnie.
- Poproszono mnie, żeby pani przekazać pewną informację.
- Jaką? - zapytałam bez ogródek.
- Proszę włączać jakikolwiek kanał muzyczny. W radiu. - odpowiedziała mi kobieta i poszła w swoją stronę.
- Słucham? - mruknęłam.
Tak jak mówiła, włączyłam radio i to, co usłyszałam wcisnęło mnie głęboko w siedzenie.
Ten głos.
On.

Olivia, wiem, że mnie słyszysz. Chciałbym, żebyś wiedziała, że nigdy o tobie nie zapomnimy, żaden z nas. Nigdy, bo znaczysz dla nas zbyt wiele. Zmieniłaś trochę nasze życie, zdążyliśmy się do ciebie przywiązać, a teraz? Wyjechałaś.
Nic więcej nie powiem.
Wróć.
Tęsknimy.

Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, ale to nie było wszystko, jak myślałam przedtem.

Dzisiaj śpiewamy tę piosenkę wyłącznie z myślą o tobie.

Your hand fits in mine like it's made just for me
But bear this in mind it was meant to be.
And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
And it all makes sense to me.

I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.
You've never loved your stomach or your thighs.
The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly.

I won't let these little things slip out of my mouth.
But if I do it's you, oh it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.

You can't go to bed without a cup of tea..
And maybe that's the reason that you talk in your sleep.
And all those conversations are the secrets that I keep
Though it makes no sense to me.

I know you've never loved the sound of your voice on tape,
You never want to know how much you weigh.
You still have to squeeze into your jeans,
But you're perfect to me.

I won't let these little things slip out of my mouth..
But if it's true it's you, it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.

You'll never love yourself half as much as I love you.
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.
If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,
Like I love you. Ooh..

I've just let these little things slip out of my mouth.
'Cause it's you, oh it's you.. it's you they add up to.
And I'm in love with you and all these little things.

I won't let these little things slip out of my mouth.
But if it's true. it's you.. it's you they add up to.
I'm in love with you. And all your little things.

Płakałam. Naprawdę płakałam. Oni są cudowni. Tak się dla mnie poświęcają. Zayn na pewno będzie miał problemy, zresztą nie tylko on. Całe 1D będzie mało kłopoty. Założę się, że w mediach wybuchnie, będą mówić tylko o mnie, o tym kim jestem. A co z Amy?
Boże, czemu on się dla mnie tak poświęca?

            * Oczami Zayn'a *

Wyszliśmy ze studia w dużo lepszych humorach. Wiedzieliśmy, że przynajmniej coś zrobiliśmy.
- Dobra robota, stary - Lou poklepał mnie po ramieniu. - Założę się, że niedługo do nas wróci, nie przeżyje długo beze mnie. - wyszczerzył się w uśmiechu.
- Louis! - pacnął go Liam.
- Co?
- Wiesz co.
Machnąłem ręką na znak, żeby wyluzowali. O co miałbym być zazdrosny? Przecież nic nie zrobili.
- Ej, Zayn, wiesz, że to był wielki krok, prawda? Możemy mieć kłopoty z Modest'em.
- Nie obchodzi mnie to. Mam tylko nadzieję, że się uda.
Niall ma rację. Naraziłem się bardzo na ich złość, bardzo. Nie dość, że w ogóle nie pokazuję się z Amy, to jeszcze odstawiłem takie coś. Cóż, raz się żyje.
- Zayn!
Odwróciłem głowę. Kur*a.
***

Boże, strasznie Was przepraszam, że nie dodałam wieczorem, ale zasnęłam. Przepraszam, przepraszam. Tym bardziej, że jest krótki, a nie długi jak obiecałam. Ugh, wiem, że nawaliłam tak jak Olivia i w ogóle... Przepraszam.
Okej, to do rozdziału wracając. Jest do kitu, tak szczerze mówiąc, miał być zupełnie inny, przede wszystkim dłuższy. Przepraszam, no ;(
Cóż, mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się spodobał :) W następnym będzie się więcej działo xd
Jak niektóre z Was zauważyły, zmieniłam wygląd bloga. Podoba się? :)))
Mam wielką prośbę do anonimów. Podpisujcie się! Jakkolwiek, po prostu pokażcie mi, kim jesteście ;)
Jeszcze raz przepraszam.
Ily xx

KOMENTUJCIE, PROSZĘ <3

Mary ;*

+ Sorry wielkie za błędy itd, ale obudziłam się 15min temu i zaczęłam szybko kończyć xd Więc, no.

 

środa, 14 maja 2014

#20

          * Oczami Olivii *

Wyglądał tak niewinnie. Lekko rozchylone usta, zamknięte powieki, zwichrzone włosy, twarz bez skazy, delikatnie muskana przez promienie słońca.
Anioł.
Chciałabym do niego podejść, pogłaskać go po włosach i powiedzieć, że go nigdy nie zostawię, ale nie mogę.
Muszę wyjechać.
Stałam gotowa do wyjazdu i patrzyłam na niego. Ja naprawdę chcę to zrobić. Chcę ich zostawić, chcę wyjechać, jestem zła sama na siebie za tą decyzję, bo wiem, że lepiej byłoby mi z nimi, ale zdania nie zmienię. Nie pomagam chłopakom, tylko im szkodzę.
Zeszłam na dół, targając za sobą niewielką walizkę. Starałam się być cicho, nie wiem, co bym zrobiła, gdyby ktoś się obudził. Co ja bym mu niby powiedziała? 'Hej, wyjeżdżam, nie przeszkadzaj sobie, idź spać, mną się nie przejmuj'? No chyba nie.
Wyjęłam miskę, wsypałam do niej płatki i zalałam mlekiem, po czym usiadłam przy stole i zjadłam. Przymknęłam oczy i uspokoiłam oddech.
Nie denerwuj się, Olivia.
Jest dobrze.
Umyłam naczynia, posprzątałam po sobie płatki i poszłam do przedpokoju. Ubrałam się do wyjścia i wyjęłam długopis i kartkę. Kiedy pisałam słowa pożegnania po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Nienawidzę się.
Nie mogłam dłużej na to wszystko patrzeć. Każda rzecz w tamtej chwili przypominała mi ich żarty, nie, muszę iść.
Wybiegłam z domu z walizką, zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam. To teraz ta trudniejsza część, o ile tą poprzednią można było w ogóle nazwać łatwą. A z pewnością nie.
Podeszłam do domu naprzeciwko i zapukałam.
- Proszę, niech nie śpi, niech nie śpi, proszę - szeptałam do siebie zdenerwowana.
- Czego chcec... Olivia? - w drzwiach stanął Dave, całkowicie ubrany, jakby gotowy wyjechać gdziekolwiek w każdej chwili. Jest dobrze.
- Mam do ciebie pr-pro-prośbę - wyjąkałam. Naprawdę się denerwuję. - Um, mogę wejść?
- Tak, jasne, zapraszam - zrobił mi miejsce w drzwiach. - Po co ci walizka? - rzucił mi skonsternowane spojrzenie.
- Bo ja... Wyjeżdżam.
- Co? Nie możesz.
- Mogę.
Nie odpowiedział, tylko wyszedł. Jest zły? Zresztą, co mnie to obchodzi. To tylko ochroniarz, tak? Może i tak, ale lubię go.
- Gdzie cię zawieźć?
Wszedł do pomieszczenia z kluczykami w ręce i kurtce nasuniętej na ramiona. Zaraz. On serio chce mnie zawieźć? Nawet go nie prosiłam, ale fakt, miałam zamiar.
- M-m-mówisz poważnie? - nie cierpię, kiedy się jąkam. To takie żenujące.
- Jak najbardziej - wzruszył ramionami.
- I nie pytasz, czemu jadę, czemu ich zostawiam, czemu chcę jechać, dokąd i w ogóle? - nie chcę wiedzieć, jak moja mina wygladała w tamtym momencie. Poważnie, nie chcę.
- Jestem twoim ochroniarzem, więc teoretycznie mam robić to, o co mnie poprosisz. Nie zadaję głupich pytań, jestem w pracy. - zaskoczył mnie. On... Ma robić, co mu każę? Ciekawe.
- I nie będziesz miał gnoju u chłopaków, jak się dowiedzą, że mnie odwiozłeś?
- Pewnie będę miał, ale ich lubię, oni mnie też. Nie wylecę, jeśli o to ci chodzi. - uśmiechnął się, a ja przytaknęłam w odpowiedzi. Własne o to mi chodziło. Dopiero by było, gdyby stracił pracę przez moją głupotę.

                     * * *

Siedziałam w samochodzie Dave'a z czołem przyklejonym do szyby. Byłam mu niesamowicie wdzięczna za to, że zgodził się najpierw odwieźć mnie do Londynu, a później jeszcze na lotnisko. Tak, mam zamiar stąd wylecieć. Każde miejsce tutaj, w Londynie, będzie mi o nich przypominało, dlatego nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie Dave. Jest fajny.
- Daleko jeszcze? - zapytałam, wychylając się do przodu. Wybrałam tylne siedzenie ze względu na wygodę.
- Jakieś trzy godzinki, możesz się przespać - uśmiechnął się do mnie w lusterku.
Nie odpowiedziałam, tylko skinęłam głową, na znak, że usłyszałam. Położyłam się w poprzek siedzeń i przykryłam się kocem. Dave przyniósł go z domu, pewnie wiedział, że będę chciała spać. Przymrużyłam powieki.
Starałam skupić myśli na czymkolwiek innym, ale nie mogłam. W mojej głowie ciągle siedział obraz śpiącego Zayn'a i za nic nie mogłam go z niej wyrzucić, miałam go przed oczami w każdej chwili. Czy je zamknęłam, czy miałam otwarte. Nieważne, on ciągle tam był. I spał.
Co się ze mną dzieje? W jednej chwili robię moje życie bardziej skomplikowanym i mam zamiar zrobić coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Miałam nadzieję, że więcej tego nie będę musiała zrobić, ale cóż. Jednak muszę. Pojadę tam, wrócę. Zrobię to, chociaż nie chcę. Szanse, że mnie przyjmą są marne, ale cóż. Muszę spróbować.
Znowu on. Ostatnio siedzi w mojej głowie bardzo często, nie umiem się go pozbyć, chociaż chcę. Wyglądał wtedy tak pięknie...
Czemu ciągle o nim myślę? Co ze mną nie tak? Czy ja go kocham?
Kurde. Nie wiem.
- Um... Dave? - nie wiem, czy na pewno chcę go o to pytać i czy się odważę, ale muszę spróbować. Jeśli on mi nie powie, to kto inny to zrobi, zważając na moją aktualną sytuację? Tak, spytam go. - Po czym poznać, że-e, je-e-est się zako-zako-zakochanym?
Nie cierpię, gdy się jąkam. Brzmię wtedy tak dziecinnie, to wkurzające, ale z drugiej strony, dawno nie pytałam kogoś praktycznie nieznajomego o tak, jakby nie było, prywatną sprawę, bo mimo, że pytam z 'anonima', to jednak doskonale wiem, o kogo chodzi. O mnie.
- A co to za pytanie? - rzucił mi zdziwione spojrzenie.
- Tak po prostu, z ciekawości. - wzruszyłam ramionami na potwierdzenie moich słów, ale nie jestem pewna, czy to zauważył. - To jak?
- Na początku to jest tak, że się zaczyna w tej osobie zauważać same dobre rzeczy, nie zwraca się uwagi na jej wady, widzi się same zalety, potem zaczynamy o niej myśleć i nie możemy się opanować, nie umiemy wyzbyć się jej z głowy. Kiedy dojdzie do tego, że nie widzimy osoby, w której jesteśmy zakochani dłuższy czas, zaczynamy tęsknić tak, jak za nikim innym. To się po prostu czuje, panno Howa... Olivio.
- Dziękuję - powiedziałam wdzięcznie i ułożyłam głowę z powrotem na siedzeniach.
Czyli co? Kocham go? Nie wiem, kurde. Myślę o nim, często, ale czy kocham? 'To się po prostu czuje'. Tsa, ciekawe, co mam zrobić, kiedy nie rozpoznaję własnych uczuć, do cholery?!
Nie wiem. Poddaję się.

          * Oczami Zayn'a *

Promienie słoneczne drażniły moje oczy. Chciałem jeszcze spać.
- Zayn, wstawaj - ktoś potrzsnął moim ramieniem. - Wstawaj, stary - sądząc po głosie, Niall.
- Daj mi spać, mam wakacje.
- Olivii nie ma.
- Co?! - momentalnie zerwałem się z łóżka, nagle rozbudzony. Jak to nie ma?! - Gdzie ona jest?
- Nie wiemy, czytaj.

'Niall, Harry, Louis, Liam... Zayn.
Wiem, że pewnie mnie znienawidzicie, ale... Muszę wyjechać. Przeszkadzam Wam tylko, nie jestem potrzebna, rodzice sobie sami. Chcę, żebyście wiedzieli, że nigdy o Was nie zapomnę, nie dałabym rady. Za bardzo się do Was przywiązałam, do Waszych żartów, nawet Was pokochałam, ale nie tak, jakbyś chciał, Zayn.
Przepraszam.
Nie szukajcie mnie, jadę do domu.

Olivia x'

Nie. Ja się nie poddam. Znajdę ją.
Chwyciłem telefon i wykręciłem do Paul'a.
- Co robisz? - spytał Niall, zdziwiony moją reakcją.
- Zobaczysz.

***

Hej ;))
Wiem, znowu tak późno, ale po prostu wcześniej nie daję rady, I'm so sorry ;((
Co myślicie o rozdziale? Krótki strasznie, ale w środę będzie dłuższy, będę miała więcej czasu i  w ogóle c; Mam już ułożony w głowie, teraz tylko napisać xd

Komentujcie! :D <3

Dobranoc, misie xx

Mary ;*

+ Sorry, za błędy, ale padam już, więc ;/

Szablon by S1K