niedziela, 26 stycznia 2014

#5

Tekst pisany kursywą to retrospekcja. Miłego czytania! :)

***

     * Trzy tygodnie później *
" Minęły trzy, pełne smutku, trosk i szczerych rozmów tygodnie. Em i chłopcy nadal leżeli w szpitalu, ciągle byli pogrążoni w śpiączce. Jedyna rzecz, która w tym czasie uległa zmianie to to, że zyskałam przyjaciół. Nie takich, którzy zostawiliby mnie po pierwszej kłótni o byle głupstwo. Nie. Innych, bo prawdziwych. Zastanawiasz się, cóż to za przyjaciele? Opiszę ci ich.
Pierwszy przyjaciel to wysoka brunetka z długimi, prostymi włosami. Tancerka. Ma niesamowity charakter. Bez niej, nie dalibyśmy sobie rady. Ona potrafi nas rozśmieszyć w najmniej oczekiwanym momencie. Przepełniona pozytywną energią. Śmieje się, kiedy jesteśmy załamani i choć jej też jest na pewno bardzo, bardzo ciężko, to nie daje tego po sobie poznać. Zdarzają się chwile słabości, ale trwają krótko. Moja Dan.
Drugi przyjaciel to kolejna, wysoka brunetka o kręconych włosach. Modelka. Na pierwszy rzut oka wydaje się nieśmiała, niedostępna, ale kiedy już do niej się dotrze, to pokazuje swoje prawdziwe ja. Miła, kochana, obowiązkowa. Lubi się dobrze bawić. Gorzej radzie sobie w naszej sytuacji od Danielle, ale z pewnością nie jest z nią aż tak źle. Uwielbia opowiadać nam " bajki na dobranoc " , kiedy to leżymy, czy siedzimy obok siebie, smutni, zawiedzeni. Cudownie się jej słucha. Nic i nikt jej nie zastąpi.
Moja El.
I ostatni, najtrudniejszy orzech do zgryzienia. Jego było mi najtrudniej poznać. Wysoki, przystojny brunet, w którego oczach można zatonąć jak w żadnych innych. Kiedy raz spojrzę w te jego czekoladowe tęczówki to potem nie umiem przestać. Czuję się wtedy jak ryba, która wpadła w sieć i nie umie się z niej wydostać. To... niesamowite. I dziwne, bo zwykle ludzkie oczy tak na mnie nie działają. On sam jest... Raczej tajemniczy, trudny w zrozumieniu. Udaje bad boy'a, ale wcale taki nie jest. Też ma uczucia, tylko że on się tak z nimi nie obnosi. Skrywa je, bo się wstydzi i nie potrafi ich ukazać. Myśli, że jeśli pokaże to jaki jest na prawdę, to ludzie przestaną go zauważać. Ot taki zwykły, niepozorny chłopak, nic specjalnego. No właśnie nie. Myślę, drogi pamiętniczku, że niewiele osób zna go takiego jakim jest, gdy nie udaje. Na pewno chłopcy, Niall, Louis, Liam i Harry, wiedzą o nim wszystko. Chciałabym powiedzieć, że też się zaliczam do tych osób, ale nie chcę kłamać. Wiem, że to głupie, bo skoro przyjaźnię się z nim już jakiś czas, to powinnam wiedzieć o nim trochę więcej, a ja wiem jedynie kiedy i gdzie się urodził, ile ma rodzeństwa, jak to było z X Factor'em. Nic więcej. Ten czas spędziliśmy głównie w szpitalu a tam Zayn (tak pamiętniczku, to właśnie ten mój przyjaciel) opowiadał mi ich wspólne historie, wspomnienia. Pokazywał zdjęcia z koncertów, śpiewał piosenki i bardzo często po prostu siedział zamyślony, ale nie to jest najważniejsze. Jego obecność sprawia, że czuję się... Inna. Tak, to chyba właśnie to czuję. Taką dziwną  'wyjątkowość' . Tylko przy nim. Pewnie sobie teraz pomyślisz, pamiętniczku, że się
zakochałam, ale co to to nie. Ja nie umiem się zakochać i ty o tym dobrze wiesz. On jest dla mnie tak cholernie ważny - nie wytłumaczę ci dlaczego, bo po prostu nie umiem - rozumie mnie doskonale. Skąd o tym wiem? Nie zliczę chwil, w których pocieszał mnie mówiąc, że mam się nie martwić, że on czuje to samo. Dawał mi nadzieję. To właśnie Zayn, bez którego w tej chwili świat by dla mnie  nie istniał. Choć go nie znam tak dobrze jakby się mogło wydawać, to jemu ufam tylko w małym stopniu mniej niż Emmily. Jej nikt nigdy nie doścignie."
Odłożyłam pamiętnik na półkę i usiadłam na łóżku. Czasem w moim życiu zdarzają się takie dni, że nie mam ochoty żyć. Ten dzień właśnie trwał. Właśnie minęły równe trzy tygodnie. Lekarze powoli tracą nadzieję. Zdaję sobie sprawę z tego, że trzy tygodnie - jeśli chodzi o śpiączkę - to tak na prawdę bardzo mało, ale nie w tym rzecz. Gdyby to była tylko zwykła śpiączka...

" - Howard, Malik, Peazer, Calder? - zapytała pielęgniarka.
- Tak, to my. - odpowiedziałam jej.
- Proszę do środka. - zrobiła nam miejsce w drzwiach, a my weszliśmy do gabinetu lekarza. Dwie godziny temu doktor - pan Anothy Grouds - poprosił nas o rozmowę. Nie mieliśmy pojęcia o co może mu chodzić, więc zgodziliśmy się, ale z pewnymi obawami.
- Dzień dobry, proszę usiąść. - pan Grouds wskazał nam wolne miejsca na kanapie. Przywitaliśmy się i wykonaliśmy jego polecenie bez żadnych zbędnych uwag, czy głupich pytań. Siedzieliśmy cicho.
- Czy wiecie po co prosiłem was o rozmowę? - spytał zdejmując swoje okulary i kładąc je na biurku obok swojej lewej ręki.
- Chodzi panu o chłopców i Emmily, prawda? - spytała El, która wtedy po raz pierwszy zaskoczyła mnie swoją śmiałością i inteligencją - choć wygląda na szarą myszkę.
- Dokładnie, panno Calder. - starszy pan pokiwał głową. - Muszę was poinformować o pewnej bardzo przykrej rzeczy, a mianowicie - u panny Anderson wykryto dziwną wadę mózgu. Prawdopodobnie została ona spowodowana wgnieceniem czaszki podczas uderzenia nią o kant szafy.
- No dobrze, ale przecież z wadą mózgu da się żyć, prawda? - przerwałam mu. - Więc nie rozumiem, czemu - bo tak wnioskuję z pana wypowiedzi - jej życie jest zagrożone?
- Już pani tłumaczę. To wgniecenie w głowie panny Anderson nie jest niebezpieczne, jeśli nie ma styczności z żadną inną chorobą, dolegliwością, a u panny Anderson niestety takie występują. Ma ona złamane kości biodrowe, oraz parę żeber, ale nie to jest najważniejsze. Głównym problemem tutaj jest to, że w jej głowie znaleziono również guza. Wada mózgu, to przy nim nic, ponieważ - w przypadku waszej przyjaciółki - jeśli nie usunie się go w przeciągu najbliższego miesiąca, to pańska koleżanka może umrzeć. - lekarz spuścił głowę.
- To dlaczego go jeszcze nie usunęliście?! - byłam już lekko wkurzona. No bo kurde, co on mi tu ględzi, kiedy Em trzeba teraz guza usuwać? Przecież to jest kompletnie bez sensu.
- Bo proszę pani nie możemy go usunąć, dopóki Emmily się nie obudzi. "

Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tej jakże 'przyjemnej' rozmowy. To dlatego tak się martwię i dlatego nie chce mi się już żyć. Bo teoretycznie nie mam po co. Moi rodzice mają mnie gdzieś, najlepsza przyjaciółka może umrzeć, a ja nie mogę nic na to poradzić. Mogłabym właśnie iść do łazienki, znaleźć moją żyletkę, podciąć sobie żyły i odejść, ale nie zrobię tego. Kiedyś się cięłam z powodu rodziców, ale potem Emmily się o tym dowiedziała, zabrała i wyrzuciła wszystkie ostre przedmioty w moim pokoju i kazała mi obiecać, że więcej się nie potnę. Choćby z niewiadomo jakiego powodu. Obiecałam, więc dopóki ona żyje, nie będę brała żyletki do ręki. Ale obietnice można łamać, prawda? Owszem, można, ale jest jeszcze kilka powodów, które sprawiają, że nadal żyję. Zayn. Danielle. Eleanor. Nie zostawię ich teraz, nie po tym, jak bardzo się ze sobą zżyliśmy, jak dużo razem przeszliśmy.Okej, może i mam wybuchowy charakter, często niewyparzony język, ale staram się być dobrą przyjaciółką, która nie zostawia przyjaciół w potrzebie. Mam zbyt wiele wspomnień związanych z nimi. Pomyśleć, jak dużo człowiek może przeżyć z innymi osobami w ciągu marnych trzech tygodni? Jak bardzo może ich poznać, polubić, a czasem nawet pokochać? Ktoś pewnie mógłby się zastanawiać - co to za przyjaźń, skoro oni prawie nic o sobie nie wiedzą? Czyż przyjaciele nie wiedzą o sobie wszystkiego?
Nie wszyscy. Prawdziwa przyjaźń nie opiera się tylko na wiedzy. Liczy się zaufanie, to jak bardzo
tym osobom na sobie zależy, wzajemne zrozumienie. W naszym przypadku właśnie tak jest. My się po prostu rozumiemy jak mało kto.
- Olivia, idziesz? - to Zayn. Tak, jestem w moim domu. Nie, Zayn nie przyszedł tylko na chwilę. On tu mieszka. Sama mu to zaproponowałam. No bo kurczę, jak on by się czuł sam w ogromnym domu? Zgodził się, ale ciężko mi było go przekonać. Oczywiście w mediach było o tym bardzo głośno. Nie czytałam gazet, wolałam nie wiedzieć co o nas piszą, ale z internetu muszę korzystać, więc wiele nagłówków typu :
' Zayn Malik i Olivia Howard mieszkają razem! Czy to coś poważnego? ' mignęło mi przed oczami. Paparazzi to są jednak głupi.
- Tak, chwila, już idę! - odkrzyknęłam. Wzięłam z pokoju najpotrzebniejsze rzeczy i zbiegłam na dół, o mało nie zabijając się na schodach. W przedpokoju stał Malik ubrany w płaszcz i buty. Nałożyłam na nogi buty, chwyciłam w rękę kurtkę i wyszłam bez słowa, a Zayn zaraz po mnie. Podeszłam do samochodu kiedy mulat zamykał drzwi na klucz. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi samochodowych, więc pociągnęłam za klamkę i usadowiłam się na siedzeniu pasażera. Po chwili dołączył do mnie Malik. Przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszyliśmy.
- Myślisz, że się obudzą? - spytałam cicho. Chłopak obdarzył mnie dłuższym spojrzeniem.
- Czy się obudzą? Na pewno. Ale kiedy to nie mam pojęcia. - słyszałam w jego głosie pewność siebie, ale widziałam też smutek w jego oczach. Ogółem rzecz biorąc - przygnębienie i brak oznak chęci do życia. Skąd ja to znam.
- Tak myślisz?
- Ja nie myślę, ja to po prostu wiem, Olivia. I z tego co pamiętam, to ty dałaś mi nadzieję, więc z łaski swojej nie zapominaj o tym i bądź dobrej myśli. - na jego usta wtargnął delikatny uśmiech, a na moich pojawił się automatycznie. Jak ktoś na mnie patrzy i się uśmiecha to mam płakać? To byłoby dziwne i... raczej głupie.
- Pięknie to ująłeś.
- Dzięki. Nie wiedziałem, że jeszcze potrafię pięknie mówić - znów się uśmiechnął. To jak bardzo można zmienić humor człowieka jednym uśmiechem, jest jak najbardziej niesamowite, bo mój od razu trochę się poprawił kiedy zobaczyłam Zayn'a innego, nie przygnębionego i smutnego, ale uśmiechniętego. Jeden uśmiech, a ile zmienia.
Dojechaliśmy do znienawidzonego ostatnio przeze mnie budynku - szpitala. Zayn zaparkował na parkingu i wyłączył silnik. Żadne z nas się nie ruszyło.
- Idziemy? - w końcu zapytałam. - Może akurat dziś się obudzą?
- Może. - odparł mi. - Widzę, że znowu masz nadzieję. - potaknęłam z uśmiechem. - I bardzo dobrze.
Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy nasze kroki w stronę wejścia. Kiedy przekraczałam próg w moje nozdrza wbił się charakterystyczny zapach tego miejsca. Nasze nogi same wiedziały, gdzie mają iść. Drugi korytarz w prawo, dwa piętra do góry, trzeci w lewo i jesteśmy. Na przeciw wyszły nam Eleanor z Danielle. Musnęłam policzki obu dziewczyn w ramach powitania.
- Hej, a co wy takie radosne jesteście? - odkąd je zobaczyliśmy uśmiechy nie opuszczały ich twarzy - Stało się coś?
- Wejdź do sali i sama się przekonaj. - odparła mi tajemniczo Elka. Spojrzeliśmy tylko z Zayn'em po sobie, unieśliśmy brwi do góry i weszliśmy. To, co tam zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.

***
Hej, hej, hej!
Jak tam piątka? Jak myślicie, co Olivia z Zayn'em zastaną w sali?
Czy będzie to coś fajnego, przyjemnego? Ogółem rozdział wyszedł mi jak wyszedł. Nie za dobry, nie najgorszy, czyli taki przeciętny ;3 Następny w środę albo czwartek.
To teraz czas na rzeczy ważniejsze C; Bardzo dziękuję za coraz więcej wyświetleń, komentarzy i obserwatorów <3333 Naprawdę, strasznie się cieszę, kiedy widzę, że moja praca nie idzie na marne
:)) Kocham Was za to!!! ;**

Proszę, jeśli czytasz to skomentuj, pokaż mi, czy podoba Ci się to co piszę. Nie boję się krytyki - jeśli uważasz, że zmieniłabyś coś to mi o tym napisz, nie obrażę się <;

Do napisania!
Mary ;*

piątek, 24 stycznia 2014

#4

         * Oczami Olivii *
- Oliv, oni wszyscy... - kiedy usłyszałam głos Zayn'a straciłam wszelką nadzieję. Mówił tak, jakby to była najgorsza rzecz w jego życiu. Taka, jak na przykład to, że jego rodzina zginęła. A kiedy spojrzałam w jego czekoladowe oczy, zdałam sobie sprawę, że dla niego to faktycznie jest jedna z najgorszych  rzeczy, jakie mogły mu się przytrafić w życiu. Chłopcy są dla niego jak bracia, a z ich śmiercią  jego cały świat runie. Owszem, nadal będzie sławny, ale to będzie też koniec One Direction, a to przecież było spełnienie jego marzeń. Po co mu sława, skoro nie miałby się z kim nią dzielić i nie umiałby się już nią cieszyć? - Nie patrz tak na mnie. Żyją, ale stan ich zdrowia jest krytyczny i z każdą chwilą się pogarsza. - westchnął i ponownie ukrył twarz w swoich dłoniach. Usiadłam obok i położyłam głowę na jego ramieniu. Chciałam go w jakikolwiek sposób pocieszyć. Owszem, cieszyłam się, że ja jestem zdrowa, że nic mi nie jest, że Zayn'owi też nic się nie stało, ale co to za radość, kiedy twoja przyjaciółka leży na sali i razem z lekarzami walczy o swoje życie? No właśnie. Żadna. Miałam tylko nadzieję, że Emmily wyjdzie z tego wszystkiego cała i  zdrowa. Nie byłoby mi łatwo, tym bardziej ze świadomością, że ja jeszcze żyję, a ona już nie.
- Zayn? - szepnęłam, a on zwrócił na mnie swoje brązowe oczęta - Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Obiecaj, że jeżeli Emmily nie przeżyje...
- Ale Oliv, ona prze...
- Nie przerywaj. - mulat skinął głową.
- Jeżeli Emmily nie przeżyje, to mnie nie zostawisz. Wiem, że jesteś sławny i w ogóle, że jak chłopcy wyjdą że szpitala to media nie dadzą wam spokoju. Ja wiem o tym. Ale proszę, nie zapomnij o mnie... Obiecaj mi to. - Zayn patrzył na mnie i z uwagą wsłuchiwał się w moje słowa. Bałam się jego odpowiedzi. Bo co, jeżeli wolałby o mnie zapomnieć? W końcu dla niego pewnie jestem tą kolejną dziewczyną. Nikim więcej. Nie patrzyłam na niego. Po prostu nie chciałam widzieć jego wyrazu twarzy, kiedy wypowie słowa, które mnie załamią.
- Spójrz na mnie. - powiedział cicho. Nie mogłam się na to zebrać, ale w końcu się przemogłam i spojrzałam w jego hypnotyzujące, czekoladowe tęczówki. Potem już nie mogłam oderwać od nich wzroku. - Czego się boisz? - Zayn musiał zauważyć moje wahanie.
- Boję się, że mnie zostawisz samą, kiedy Em już nie będzie. - odparłam w końcu.
- Po pierwsze : nie zostawiłbym cię, nie w tak trudnym momencie twojego życia. Po drugie : Ona nie umrze, rozumiesz? Nie umrze. Czuję to, a po trzecie : Obiecuję.
- Dziękuję, Zayn. Dziękuję. - nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Byłam mu ogromnie wdzięczna. Kurczę, my się znamy tak krótko, a ile nas łączy? Gdybym była tu sama, to pewnie już bym wariowała.
Słysząc kroki zbliżające się w naszym kierunku uniosłam głowę. Myślałam, że to lekarz lub pielęgniarka, która powie nam co z Em i  resztą, ale się myliłam. W naszą stronę kroczyły dwie wysokie i szczupłe dziewczyny, o ciemnych włosach.
- Hej, czy wiesz może gdzie leżą -  zaczęła mówić ta wyższa. Zauważyłam, że obie były bardzo zdenerwowane. - chłopcy z  One Direction?
- Hej, tak wiem. O tam. - wskazałam salę na przeciwko nas, a kiedy obie pobiegły w tamtą stronę zawołałam. - Dziewczyny! Wracajcie!
- O co chodzi? - ciemnowłose znów stały obok mnie.
Nie odpowiedziałam, tylko szturchnęłam Zayn'a łokciem. Ten podniósł głowę i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Niemożliwe, on chyba nawet nie
zauważył, że z kimś rozmawiałam. Chyba się chłopak załamał...Dziwne, bo zwykle to ja jestem ta słaba, mała, niepozorna. Mimo mojego burzliwego charakteru.
- Podnieś głowę. - szepnęłam.
Malik posłuchał mnie i chwilę potem patrzył na dwie brunetki, które wyglądały na bardzo zdziwone jego widokiem.
- Zayn? Tobie nic się nie stało? Wszystko okej?- pytały zatroskane, a kiedy chłopak pokręcił głową na znak, że wszystko z nim w porządku odetchnęły z ulgą.
- Całe szczęście, że nic ci nie jest. - powiedziała ta wyższa. - Wiesz może co z Li? I resztą?
- Wolałabyś nie wiedzieć, Dan. - powiedział Malik, ale widząc przerażenie w oczach dziewczyny szybko dodał - Nie bój się, oni żyją. Tylko, że, jak mi powiedział lekarz, ich życie jest zagrożone. - chłopak spuścił wzrok.
Tym razem, to ja byłam przerażona. Okej, może i wiedziałam, że ich stan jest krytyczny, ale nie zawsze w takich przypadkach życia nie da się uratować. A co jeżeli Em umrz... Nie, stop! Nie myśl o tym! Zayn znów - nie wiem, który to już dzisiaj raz - schował twarz w dłonie.
- Ja nie wierzę, że to się dzieje. - zaczął mówić,ciszej niż przedtem. - Nie wierzę w to, że jeden głupi błąd lekarzy i mogę ich stracić. Na zawsze. Rozumiecie? Danielle, Eleanor, Olivia?-każdą z nas obdarzył przelotnym spojrzeniem. Zwykle na to pytanie odpowiada się kręcąc głową na znak, że nie, że nie ma się o tym uczuciu żadnego pojęcia, ale my trzy dokładnie wiedziałyśmy co on czuje. Ja mogłam stracić najbliższą mi osobę - moją kochaną, głupiutką, jedyną Emmily. Dziewczyny natomiast - tak, jednak na coś się przydały te godziny spędzone na słuchaniu jak Em nadaje o One Direction, bo dzięki temu wiedziałam, z kim rozmawiam - one mogły stracić chłopaków, osoby, które pokochały i zapewne nie wyobrażały sobie życia bez nich. Bez Louis'a i Liam'a.
- Dobrze wiem, jak się czujesz. - miałam wielką ochotę pogłaskać go po głowie, ale nie wiedziałam, jak by to odebrał, więc po prostu ograniczyłam się do położenia ręki na jego ramieniu. - Dla mnie też to jest cholernie trudne, i dla was pewnie też. - spojrzałam na Eleanor i Danielle.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. - zaczęła El - Obie byłyśmy akurat w Paryżu i spotkałyśmy się na kawie, żeby zadzwonić do chłopców i powiedzieć, że trzymamy za nich kciuki.
- Dzwoniłam do Liam'a chyba z dziesięć razy, ale za każdym razem włączała się poczta. - wtrąciła Dan.
- Ja miałam tak samo. W końcu się dodzwoniłam, ale nie odebrał mój Lou, tylko jakiś facet, a...a kiedy po...powiedział, że chłopcy mie...li wyp...adek to... - El nie wytrzymała i wybuchnęła gromkim płaczem.
- Wtedy od razu wsiadłyśmy w samolot i przyleciałyśmy tutaj. I jesteśmy. - Dan dokończyła za Eleanor i przytuliła ją do siebie. Razem wyglądały jak dwie nieszczęsne sierotki.
- Rzuciłyście dla nich  wszystko... - byłam pełna podziwu dla dziewczyn. - Znam ludzi, którzy nie wróciliby, tylko siedzieli tam dalej, rozwijali karierę i mieli wszystko gdzieś, ale wy takie nie jesteście. Chłopcy mają ogromne szczęście, że was poznali.
- Miło nam słyszeć takie słowa, ale nie wszyscy tak uważają. - Dan posumutniała - Nie masz pojęcia ile jest na nas hejtów.
- Przykro mi, ale w każdym razie Emmily was uwielbiała.
- Emmily Anderson? - El się ocknęła.
- Tak, skąd wiecie? - spytałam zdziwiona. Gdyby Em je znała, to z pewnością - mimo tego, że wtedy jeszcze miałam to gdzieś - widziałabym o tym pierwsza.
- Chwilę, poczekaj. -El zaczęła grzebać w torebce - Proszę, przeczytaj. - dziewczyna podała mi gazetę. - Strona 7.
Otworzyłam czasopismo na podanej mi stronie i zaczęłam czytać :
" Parę godzin temu, przy Arenie O2, gdzie miał się odbyć koncert jednego z najpopularniejszych boysband'ów na świecie - One Direction - miał miejsce bardzo poważny wypadek. Do pokoju, w którym chłopcy mieli spotkania z fankami została zrzucona mała bomba. W związku z wybuchem, pięciu chłopców z One Direction i dwie fanki :
Olivia Howard - studentka prawa na APwL (Akademii Prawa w Londynie), 19 lat oraz Emmily Anderson - studentka malarstwa na ASP (Akademii Sztuk Pięknych), 19 lat zostali przewiezieni do szpitala. Harry Styles, Liam Payne, Louis Tomlinson i Niall Horan - podobnie jak panna Anderson - są w stanie krytycznym. Zayn'owi Malikowi oraz pannie Howard cudem nic się nie stało. Oprócz nich, trzy fanki oraz dwóch ochroniarzy zginęło na miejscu. Rodzinom składamy wyrazy współczucia. Policja wszczęła poszukiwania winnego. Padły podejrzenia, że jest to Charles Winvrey - zbiegły kryminalista - ale nic nie jest potwierdzone. Wszystkie fanki zespołu, są przerażone. Boją się o życie swoich idoli.
"- Będę tu stała, dopóki nie dowiem się, że Niall znowu ma apetyt, Louis pyta o marchewki, Liam nie chce jeść lekarstw łyżeczką, Harry ciągle ma chrypkę, a Zayn szuka lustra. " Mówiła fanka, trzymająca w ręku transparent : " HARRY, NIALL, LOUIS, LIAM! WRACAJCIE DO NAS! ZAYN, JESTEŚMY Z TOBĄ! "
Tak więc chłopcy, trzymajcie się tam, wracajcie do zdrowia, bo są osoby, którym na was zależy! "
Pod spodem, były jeszcze zamieszczone zdjęcia z wypadku, moje i Zayn'a, nieprzytomnych Liam'a, Louis'a i Niall'a, Em na noszach, Harry'ego wnoszonego do karetki i ogólnych zniszczeń jakich dokonał wybuch. Podniosłam wzrok i zorientowałam się, że oni wszyscy cały czas na mnie patrzyli. Dotknęłam policzków i poczułam ciepło. Zawsze tak miałam, kiedy byłam czymś zdenerwowana. Kiedy czytałam wszystko do mnie wróciło. Ten huk, przerażenie, ciemność. Poczułam, że przeszły mnie dreszcze.
- Olivia? Wszystko w porządku? - spytał Zayn. - Jesteś blada.
- Tak, jest okej. Po prostu przypomniały mi się tamte chwile i to mną wstrząsnęło. - siłą woli powstrzymywałam łzy. Nie chciałam płakać. Nie chciałam pokazywać im mojej słabości.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że to na ciebie tak wpłynie. Jesteś pewna, że się dobrze czujesz? Naprawdę okropnie zbladłaś.
- To nie twoja wina, El. Muszę tylko ochłonąć, dajcie mi chwilkę.
Wstałam i zaczęłam chodzić po korytarzu. W tą i z powrotem.
Zauważyłam w kącie fotel. Usiadłam na nim, oparłam brodę na dłoniach i patrzyłam przed siebie pustym wzrokiem. Po chwili powieki same zaczęły mi się zamykać. Walczyłam z sennością, ale nie trwało to długo. Zasnęłam.

                    * * *

- Hej, Olivia - ktoś potrząsnął moim ramieniem. - Obudź się.
- Jeszcze chwilę, zaraz. - nie otwierałam oczu tylko strząsnęłam czyjąś rękę.
- Wstawaj, bo nie powiem ci co powiedział lekarz.
Zaraz, co? Jaki lekarz? Gdzie ja jestem?! Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się, przy okazji przewróciłam Dan, która pochylała się nade mną. Danielle? To ja już wszystko wiem. Ciągle jestem w szpitalu. Jak miło.
- Przepraszam, Dan! Nie chciałam.
- Nic się nie stało - powiedziała, otrzepując się. - Miałaś zamknięte oczy, nie widziałaś mnie. W porządku. - uśmiechnęła się, co zaraz odwzajemniłam.
- O co chodziło z tym lekarzem? - spytałam po chwili.
- Chodź, Zayn ci wszystko opowie. - dziewczyna trochę posumutniała, a ja zaczęłam się bać tego co usłyszę.
Danielle chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę krzeseł. Po drodze zerknęłam przez okno i aż przystanęłam z wrażenia. Artykuł nie kłamał. Pod szpitalem stała masa dziewczyn. Wszystkie wyglądały na zmęczone, ale i bardzo smutne. No tak, boją się o swoich idoli, to zrozumiałe.
- Chodźmy już, dobrze?
- Okej, okej.
Ruszyłyśmy. Doszłyśmy do mulata i brunetki. Ich miny mówiły same za siebie : stało się coś złego.
- Coś si...ę stał...o? - zaczęłam niepewnie.
- Usiądź - polecił mi chłopak i poklepał miejsce obok siebie. Kiedy spojrzałam w jego oczy, nie zobaczyłam nic. On nic w nich nie miał. Były puste. Byłam przerażona. Bardzo. - Posłuchaj. Nie jest mi łatwo przekazać ci tę wiadomość, ale wolę tak, niż gdybyś musiała się tego dowiadywać od pielęgniarki, która i tak niczego konkretnego tobie nie przekaże. - Jak można mnie tak przerażać?! Mówił takim tonem, jakby oni... Jakby ich już nie było. Błagałam w myślach, żeby moje przypuszczenia nie okazały się słuszne. - Zapadli w śpiączkę i nie wiadomo kiedy - i czy w ogóle - się obudzą - powiedział na jednym oddechu.
- Nie... - wyszeptałam. - Nie wierzę.
Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. To wszystko mnie przytłaczało. Najpierw wypadek, teraz to. Czułam, że nie wszystko będzie się działo tak, jakbym chciała, że wszystko się pokomplikuje.

***

Heeej :D
Jak się podobało? Ogółem teraz są takie smutne rozdziały, ale nie martwcie się. To się zmieni C:
Bardzo się cieszę, że coraz więcej osób czyta moje wypociny <33 Dziękuję tym, którzy komentują <333 Nie macie pojęcia jakiego mam banana na twarzy kiedy widzę, że są jakiekolwiek komentarze :** Następny rozdział w pojawi się w poniedziałek. Nie wyrobię się do niedzieli, przepraszam :((  Nie mogłam dodać wcześniej, bo nie chciał się dodać - chyba coś miałam z internetem ;/ Wybaczycie?
Komentujcie! <33

Mary ;*

Przepraszam za błędy :)

środa, 22 stycznia 2014

#3

- Dobra, dzięki. - spojrzałam na chłopaka z wdzięcznością. - To jeszcze raz. Blondas to Niall, marchewka i paski to Louis, loczek to Harry, ten ostatni to Liam, a ty jesteś Zayn. - popukałam mulata w ramię.
- Wiesz co? - zapytał mnie, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Czuję, że cię lubię.
- Cieszę się. A ty wiesz co co? - tym razem on patrzył na mnie, czekając na odpowiedź. - Czuję, że cię lubię.
- Mam deja vu, a ty? - zaśmialiśmy się. - Nie sądziłem, że mój urok osobisty tak szybko cię do mnie przekona. - Zayn poruszył zabawnie brwiami.
- A widzisz. Jednak cuda się zdarzają.
- Mówisz, że się zdarzają? - pokiwałam głową. - A więc, nie będziesz miała nic przeciwko zrobieniu sobie paru zdjęć ze mną?
- Zdjęcia? Z tobą? Zawsze i wszędzie. Chociaż w sumie, to ja powinnam ciebie błagać o zdjęcia. To ty jesteś sławny.
- Ale to ty jesteś piękna. - poczułam, że się rumienię.
- Dzięki. Robimy te zdjęcia?
Mulat wyjął telefon i pstryknął nam parę fotek. Na jednej nawet pocałował mnie w policzek. To było... Słodkie. Bardzo słodkie.
- Hej, Zayn, gdzie masz ten mój autograf? - nie wierzyłam, że powiedziałam to tak swobodnie. W tamtym momencie w ogóle dziwiłam się jak ja mogłam ich nienawidzić. Byłam pewna, że reszta chłopców była tak sama. Beztroska i zabawna. To było widać po ich twarzach. Będę musiała przyznać Emmily rację. Nie będę długo miała spokoju, bo zaraz pewnie zaczną się te całe " A nie mówiłam? " , ale dam radę.
- Co? Jaki autograf? - Zayn udawał idiotę. A może wcale nie udawał? Nie wiem. - A... Ten autograf.
Chłopak wyjął kartkę z kieszeni i zaczął coś na niej pisać. To "coś" było dłuższe niż po prostu autograf z normalną dedykacją. Byłam bardzo ciekawa, co też ten chłopak wymyślił. W końcu mulat podał mi kartkę, na której było napisane :
" Dla prześlicznej Olivii, która może i mnie nienawidziła, ale jestem pewien, że jak wróci do domu to zacznie błagać Em, żeby pożyczyła jej nasze płyty - Zayn

P.S. Jestem też pewien, że nie wiesz jak mają na nazwisko chłopcy, a wiem, że nie chcesz wyjść na idiotkę, więc proszę cię bardzo :
Niall Horan, Liam Payne, Louis Tomlinson, Harry Styles i ja - Malik.
P.S. 2 Odwróć kartkę. "
Zaśmiałam się cicho i wykonałam polecenie. Na odwrocie Pan Malik napisał mi swój numer i dopisał : " Wiem, że będziesz tęsknić. Jak będziesz chciała, to zadzwoń ;* "
- Nie no, Malik. Pewności siebie to tobie nie brakuje. - powiedziałam do chłopaka, który cały czas uśmiechnięty patrzył, jak czytam.
- No dziękuję ...? - spojrzał na mnie pytająco, a ja nie rozumiałam o co mu chodzi, więc nic nie mówiłam. - Też chcę do ciebie mówić po nazwisku.
- Howard, Malik. Nazywam się Howard. - odparłam rozbawiona
- A więc, droga panno Howard. Nie powie mi chyba pani, że nie będzie tęsknić?
- Nie powiem. Bo będę. - przytuliłam go. Po chwili razem się śmialiśmy. Jednak nie mogliśmy się śmiać długo. Usłyszeliśmy wielki huk. Huk, który odrzucił nas wszystkich do tyłu. Zayn zdążył mnie do siebie przyciągnąć, więc poleciałam razem z nim. Mieliśmy ogromne szczęście, bo wyladowaliśmy na kanapie - jedynej w tym pomieszczeniu. Reszta pewnie nie miała tyle szczęścia. Rozejrzałam się po otoczeniu i to co zobaczyłam przeraziło mnie. Obok nas leżał nieprzytomny Niall, który najwyraźniej upadł na cały sprzęt i rozbił sobie głowę. Wyglądało to okropnie. Po naszej prawej wylądowali Harry z Em. Oni też leżeli nieprzytomni. Musieli upaść na szafki, ponieważ te były całe roztrzaskane. Liam'a i Louis'a nigdzie nie widziałam. Spojrzałam na Zayn'a i w jego oczach zobaczyłam to, co on zapewne widział w moich - strach. Olbrzymi, przeogromy strach. Chwilę później poczułam, że tracę przytomność. Zobaczyłam jeszcze tylko strażaków, którzy wkroczyli, by nas ratować i nic więcej. Nicość.

                   * * *

Wszystko mnie bolało. Miałam nadzieje, że to już koniec. Jednak nie. Podniosłam się, było to jednak złe rozwiązanie - głowa zaczęła bardziej mnie boleć. Syknęłam z bólu. Położyłam się powoli i spróbowałam otworzyć oczy. Uniosłam delikatnie powieki. Przez zmrużone oczy - żeby nie oślepiło mnie światło - rozglądałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, białe łóżko, biała pościel. Ciągłe pikanie jakichś urządzeń. Szpital. Tylko jak ja tu... Przypomniałam sobie wszystko. Rozmowę, huk, widok roztrzaskanej czaszki Niall'a, Em i Harry'ego i Zayn'a. No właśnie, Zayn. Co z nim? Pamiętam tylko jego oczy i strach. Strach o to, co z nami będzie, czy przeżyjemy. Podniosłam się ponownie, tym razem dużo spokojniej.
- Olivia? - usłyszałam cichy głos. Obróciłam głowę w tamtym kierunku. Obok mojego łóżka siedział Zayn, cały i zdrowy. Poczułam wielką ulgę. Czyli jemu też nic się nie stało. Tylko co z resztą? Podejrzewam, że nie mieli tyle szczęścia co my. Niall z rozwaloną głową i Emmily z Harry'm, którzy na pewno mieli parę połamanych kości. Jeśli chodzi o Louis'a i Liam'a, to nie wiem co myśleć. Być może nic im się nie stało, ale szanse są niewielkie. - Jak się czujesz? - spytał Malik z troską w głosie.
- Zayn... Dobrze, naprawdę. - chciałam, by mój głos zabrzmiał jak najpewniej. Nie chciałam, by się martwił. - Ale... Co z resztą? Niall, Emmily, Harry, Louis, Liam. Co z nimi? - widząc smutek w oczach chłopaka pomyślałam o najgorszym. - Oni nie...? - nie umiałam dokończyć. To słowo nje chciało mi przejść przez gardło.
- Nie wiem, Oliv, nie wiem. Odkąd przywieźli nas tutaj nie widziałem ich. Nie chcą mi nic powiedzieć. Ja... ja się boję. Strasznie. Oni... oni są dla mnie wszystkim. Wiem, mam rodzinę, ale z nią nie widzę się tak często. Oni są dla mnie jak bracia. Nie wiem, czy bez nich dam sobie radę.
Nie mogłam patrzeć na smutnego chłopaka. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Schyliłam się i przytuliłam go najmocniej jak umiałam. Chciałam, żeby wiedział, że ma we mnie wsparcie, że go nie opuszczę. I mimo, że znam go niedłużej niż dwie godziny, to wiem, że nie byłabym w stanie go zapomnieć, zostawić. A już na pewno nigdy, przenigdy więcej go nie znienawidzę. Obiecuję. Nie mogłabym po tym, co z nim przeżyłam. Niby pół godziny, ale ile wspomnień - nie tylko tych złych. Dawno nie rozmawiało mi się z żadnym chłopakiem tak dobrze.
- Shh... Zayn, wszystko będzie dobrze. Ja wierzę w to, że będzie i ty też musisz. - mulat zwrócił na mnie swoje czekoladowe tęczówki. - Oni nie umrą, rozumiesz? Nie mogą. Mimo, że nie znam was długo, to wiem, że chłopcy się nie poddadzą. Czuję to. A Emmily... Ona zawsze była dzielna. I myślę, że sobie poradzi. A przynajmniej spróbuje - dla mnie. My... - czułam, że się rozklejam - My jesteśmy jak siostry. Dobrze wiem, co czujesz. Też się o nią martwię, jak cholera. Ale wiem, że... że wszystko będzie do... dobrze. Mmm... Musi.
Już nie tamowałam łez. Wtuliłam się bardziej w Zayn'a. Ten zaczął głaskać mnie po głowie.
- Zayn? - spytałam cicho.
- Hmm?
- Zaśpiewaj mi coś, proszę.
Chłopak kiwnął głową i zaczął :

" Circles we’re going in circles
Dizzie’s all it makes us
We know where it takes us
We’ve been before
Closer maybe looking closer
There’s more to discover
Find out what went wrong without blaming each other

Think that we got more time
When we're falling behind
Gotta make up our minds

So we play play play all the same old games
And we wait wait wait for the end to change
And we take take take it for granted that we’ll be the same
But we’re making all the same mistakes

Wake up we both need to wake up
Maybe if we face up to this
We can make it through this
Closer maybe we’ll be closer
Stronger than we were before yeah
Make this something more yeah

Think that we got more time
When we're falling behind
Gotta make up our minds

So we play play play all the same old games
And we wait wait wait for the end to change
And we take take take it for granted that we’ll be the same
But we’re making all the same mistakes
That’s what crazy is
When it’s broke and you say there’s nothing to fix
And you pray pray pray that everything will be okay
While you’re making all the same mistakes... "

Zayn śpiewał, a ja się wsłuchiwałam i uspokajałam. Jego głos... Niewiarygodny. Kiedy mulat przestał śpiewać, spojrzałam na niego i powiedziałam :
- To... to było niesamowite. Dziękuję. Dziękuję za to, że mi zaśpiewałeś, że mnie uspokoiłeś.
- Nie ma za co, naprawdę. To była przyjemność - uśmiechnął się delikatnie. - To ja dziękuję. Dzięki tobie nabrałem nadziei.
- Ooo, widzę, że się już pani obudziła. - do naszej sali wszedł lekarz. - Dlaczego nie powiadomił mnie pan o tym? - spytał Malik'a.
-  Przepraszam, doktorze. Nie pomyślałem. - spojrzał na niego ze skruchą.
- No dobrze, ale następnym razem nie zapomnij.
- Panie doktorze, czy wiadomo kiedy będę mogła wyjść? - spytałam. Było to dla mnie ważne, ponieważ tym szybciej stąd wyjdę, tym szybciej będę mogła dowiedzieć się, co z resztą. 
- Za chwilę zabiorę panią na badania. Jeśli wszystko będzie w porządku, to wyjdzie pani stąd za jakąś godzinę.
- Okej, dziękuję.

        * Oczami Zayn'a*
        * godzinę później*

Kiedy zabrali Oliv na badania poszedłem do recepcji zapytać się gdzie leżą moi przyjaciele. Recepcjonistka pokazała mi salę, ale lekarze nie pozwolili mi tam wejść. Miałem ochotę rozwalić im te drzwi, pokopać ściany i zacząć krzyczeć. Moi przyjaciele, ba, moi bracia, leżą nieprzytomni, nawet nie wiem, czy żywi, a ja nic nie mogę zrobić. Byłem wściekły, ale cieszyłem się, że nie jestem tu sam. Gdyby nie Olivia, to nie wiem co by ze mną było. Pewnie bym się załamał. Nie dałbym rady. Naprawdę się cieszę, że ją spotkałem. Może nie w jakichś tam sprzyjających okolicznościach, ale ważne, że w ogóle. Kiedy z sali wyszedł lekarz doskoczyłem do niego i zasypałem masą pytań :
- Co z nimi? Wszystko w porządku? Nic im nie jest? Żyją? Mają jakieś szanse?
- Proszę się uspokoić.
- Ale ja muszę wiedzieć! Muszę, rozumie pan?! - zacząłem krzyczeć. Emocje z całego dnia skumulowały się i mój wybuch gniewu padł akurat na biednego doktora. - Niech mi pan powie!
- Proszę się uspokoić, bo pan stąd wyjdzie. - tym argumentem trafił do mnie. Nie mogli mnie teraz wyrzucić.
Nie teraz. Najpierw muszę się dowiedzieć co z nimi jest.
- Dobrze, przepraszam. A więc?
Doktor podszedł do mnie i szepnął mi na ucho cztery słowa i poszedł. Cztery słowa, które sprawiły, że się załamałem.
Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach. Nie, to niemożliwe. To nie może być prawda. Miałem ochotę płakać.
- Zayn? Co się stało? - Olivia usiadła obok mnie i przytuliła z całej siły. - Shh... Nie denerwuj się. Powiedz mi co się stało. Proszę.
- Oliv, oni wszyscy...

***

Tak, wiem. Przerwałam w takim pięknym momencie xd Podobał się rozdział? Proszę o szczere opinie w komentarzach :))
Następny - jak zapowiadałam - pojawi się w piątek, jakoś tak koło 20.

Mary ;*

niedziela, 19 stycznia 2014

#2

- Olivia, wstawaj!-usłyszałam - Dzisiaj wielki dzień.
- Spadaj Em, chcę spać.
- mocniej nakryłam się kołdrą.
Emmily musiała sobie pójść, bo nikt nic do mnie nie mówił. I dobrze. Wtuliłam się mocniej w poduszkę, zacisnęłam powieki i próbowałam zasnąć.
- Em, do jasnej cholery! - krzyknęłam kiedy blondynka oblała mnie lodowatą wodą. - Zrozum wreszcie, ja chcę spać!
- Nie! Dzisiaj sobota, wiesz?
- Wiem i właśnie dlatego masz sobie iść. Jest weekend i mam zamiar się wyspać.
Chciałam znowu przykryć się kołdrą, ale Emmily postanowiła mi w tym przeszkodzić.
- Wstajesz natychmiast! - rzekła tonem nieznoszącym sprzeciwu i zerwała ze mnie kołdrę. - Wydaje mi się, czy wczoraj zgodziłaś się iść ze mną na koncert?
- Tylko mi nie mów, że to dzisiaj...
- Jak widzisz jednak dzisiaj. Dlatego wstajesz natychmiast, a za chwilę jedziemy do centrum kupić sobie jakieś wdzianka.
Blondynka wyszła z pokoju i zostawiła mnie sam na z moimi myślami. Dlaczego się jej nie spytałam, kiedy jest ten koncert? Kurde, no! I teraz jeszcze muszę wstawać o świcie i jechać na jakieś głupie zakupy... Świetnie. Zwlekłam się z łóżka i udałam się w stronę łazienki. Wzięłam orzeźwiający prysznic, rozczesałam włosy, zrobiłam makijaż i podeszłam do szafy. I po co ja tyle tego mam? Jak tu teraz coś szybko wybrać... Przeglądałam półki w poszukiwaniu mojego ulubionego swetra z kokardą. Jest! Szybko włożyłam go na siebie. Wyjęłam jeszcze granatowe rurki, założyłam czarne converse'y i zbiegłam na śniadanie. Tam zastał mnie niecodzienny widok. Na stole czekały na mnie kanapki z serem, trochę jajecznicy i kubek kawy.
Postarała się dziewczyna. Może jednak będę miała jakieś korzyści z tego głupiego koncertu? Uśmiechnięta usiadłam na krześle i zaczęłam jeść. Szukałam wzrokiem Emmily, ale nigdzie jej nie widziałam. Gdzie ona się podziała? Nie dość, że wstała szybciej ode mnie, co jest rzadkością, to jeszcze nigdzie jej nie ma. Dziwne... Nagle ktoś chwycił mnie za ramiona.
- Aaaa! - krzyknęłam i odwróciłam się. Kiedy zobaczyłam kto za mną stoi - a raczej jak był ubrany - myślałam, że oczy wyjdą mi z orbit. - Em? Co ty masz na sobie?
Moja przyjaciółka miała czerwoną bluzkę z białym napisem "Kocham One Direction" i zdjęciami chłopców, białe rurki i czarne conversy. Na policzkach miała wymalowane "1D". W ręce trzymała transparent, na którym było napisane :  KOCHAM CIĘ HARRY!
Najlepsze było to, że Em śmiała się. Ze mnie. Tak się śmiała, że aż wylądowała na podłodze. Nie no, genialnie.
- Gdybyś... widziała... swoją mi...mi...minę - mówiła w przerwach pomiędzy chichotami.
- Dobra, super. Mogłaś zrobić mi zdjęcie to też bym się pośmiała - odparłam z przekąsem - A teraz ogar, Em, i wytłumacz mi co to jest?!
Wskazała na Emmily i jej ... strój.
-A wiesz, to taki zestaw na koncert - powiedziała kiedy w końcu się ogarnęła.
- To po co my idziemy do tego centrum? Przecież ty już wszystko masz.
- Idziemy, bo ty nie masz nic.
- Że ja niby mam wyglądać tak? -  - nie wierzyłam w to co usłyszałam. - Chyba cię pogieło. Nie włożę nic takiego. Nie przekonasz mnie.
- Ale Oliv, wszyscy tak będą ubrani. Będziesz się wyróżniać.
- Jakoś mi to nie przeszkadza. Nie włożę nic takiego. Nie i koniec kropka. Nie będę się przebierała za fankę, bo nią nie jestem, okej? - miałam nadzieję, że do Em trafią moje argumentu.
- No dobra. To w takim razie nigdzie nie idziemy. - Tak! - krzyknęłam, przytuliłam blondynkę i zaczęłam wchodzić na górę.
- A ty gdzie? - Emmily chwyciła mnie za ramię.
- Idę do pokoju. Skoro nie idziemy do centrum to mam zamiar się położyć.
- A nie pomyślałaś dlaczego jestem już ubrana? - uniosłam brwi czekając na wyjaśnienie.
- Koncert zaczyna się o 17.00...
- Okej, zrozumiałam.
- Nie skończyłam. - przewróciłam oczami - Tylko na mnie nie krzycz... - spojrzała na mnie, a ja pokiwałam głową - Bo my mamy wejściówki za kulisy i...
- I?
- I ja bym chciała, żebyś udawała ich wielką fankę...
- Dobra, okej. Nie jakąś wielką, ale o autograf mogę poprosić. - widziałam jak Em odetchnęła z ulgą. - Tylko nadal nie rozumiem co to ma do mojej chęci spania.
- Ma to to, że żeby wejść za kulisy i spotkać tam chłopaków musimy tam być przynajmniej o 15.45 tak więc musimy wyjść o 15.00, czyli za trzy godziny. I ja się boję, że jak pójdziesz spać to nie wstaniesz i nie zdążysz się wyszykować.
- Wątpisz w moje możliwości?
- Tak jakby.
- Czyli według ciebie nie zdążę się wyszykować na 15.00, jeżeli się położę, tak? - byłam już lekko zdenerwowana. Nigdy nie lubiłam kiedy ktoś wątpił w moje możliwości. Kiedy ktoś we mnie nie wierzył. Wiem, że Em we mnie wierzy i w ogóle, ale nie zabroni mi przecież pójścia spać, no nie? Nie chciałam być dla niej niemiła, ale taka już moja natura. Jestem kłótliwa i tyle. Nic na to nie poradzę. Podziwiam Emmily, że ze mną wytrzymuje. - Założymy się?
- Dobra Olivia. Poddaję się. Rób jak chcesz. Tylko jeśli przez ciebie spóźnię się i nie będę mogła pogadać z chłopakami to nie ręczę za siebie. - powiedziała blondynka i wiedziałam, że nie żartowała. W takich sprawach z nią nie ma żartów. Jak powie, że nie ręczy, to nie ręczy. - O 14.50 spotykamy się na dole. - dodała jeszcze władczym tonem, ale w tej sytuacji byłam skłonna jej wybaczyć. W końcu sama 'nabroiłam'. Weszłam po schodach i udałam się do pokoju. Wyjęłam tylko ciuchy na koncert (o dziwo poszło mi to sprawnie) : ciemną bluzkę na ramiączkach , białe rurki i ciemne trampki. Do tego dzinsową kurtkę. Położyłam rzeczy na krzesło i walnęłam się na łóżko. Poleżę sobie tylko 10 minutek, przecież nie zasnę... Leżałam sobie i myślałam. Myślałam o moim życiu, o moich przyjaciołach, o chłopaku, którego w sumie nigdy nie miałam, a przynajmniej nie takiego, którego bym naprawdę kochała, o rodzicach, o mojej małej siostrze, z którą się tak dawno nie widziałam... Nawet nie zauważyłam, w którym momencie moich rozmyślań padłam w objęcia morfeusza.
                      
                        * * *

Obudził mnie dzwonek telefonu. Przewróciłam się na drugi bok i postanowiłam ignorować irytujący mnie coraz bardzej dźwięk. Jednak 'ktoś' , który się do mnie dobijał nie zamierzał odpuścić, więc postanowiłam się nad nim zlitować i odebrać telefon. Wymacałam komórkę i przesunęłam palcem po ekranie nawet nie patrząc na nadawcę połączenia.
Oliv: Halo?
Em: Nie powiem nic więcej. Spójrz na zegarek.
Rozłączyła się. Spojrzałam na zegar. 14.30. Mogę jeszcze spać. Położyłam się i nakryłam kołdrą. Zaraz, co? 14.30? O cholera! Mam 20 minut! Nie zdążę! Wstałam i jak oparzona pobiegłam do łazienki. Wzięłam wszystko, co potrzebne i stanęłam przed lustrem. Zrobiłam
szybszy niż zawsze makijaż - 5 minut w plecy. Potem rozczesałam i związałam włosy - 2 minuty. Szybciej! Jak się spóźnię, to Em mnie zabije! Wybiegłam z łazienki. Gdzie te ciuchy?! A tak, krzesło. Rozebrałam się do bielizny - minuta.
Potem bluzka i kurtka - kolejne 2.
Zabrałam się za spodnie, które okazały się za luźne, więc dochodzi jeszcze szukanie paska, którego jak na złość nigdzie nie było - 5 minut. Jeszcze 5 minut! Ruchy Olivia, ruchy! Wyjęłam torebkę, wrzuciłam do niej telefon, chusteczki, błyszczyk, słuchawki i inne duperele - nigdy nie wiadomo co się kiedy przyda - 3 minuty.
Chwyciłam jeszcze buty w rękę i zbiegłam po schodach.

            * Oczami Emmily*

Gdzie ona jest?! Czekam na dole już jakieś 15 minut... Wiem, że to nie jest łatwe, żeby się wyszykować na koncert w 20 minut, ale nie ja do jasnej cholery kazałam jej spać! Jak ona się spóźni, jak ja się przez nią spóźnię, to będzie źle. Oj będzie. Chodziłam po pokoju w tą i z powrotem. Byłam gotowa, miałam wszystko. Wzięłam nawet plik karteczek i parę długopisów, gdyby się wypisały, bo z moim szczęściem to wszystko jest możliwe. Ten koncert był dla mnie bardzo, bardzo, bardzo, bardzo ważny. On był moim spełnieniem marzeń. Miałam okazję poznać w końcu chłopców, zdobyć ich autografy, porozmawiać, zrobić zdjęcia. Mogłam wyszaleć się na koncercie za wsze czasy i w ogóle. Jestem dumna z Oliv, że zgodziła się ze mną pójść. Wiem, że to nie było dla niej łatwe. Ale cieszę się, że się zgodziła. Naprawdę. To dla mnie szansa, żeby pokazać jej jacy są naprawdę. Chcę, żeby ona odkryła w nich to samo co ja. Żeby zobaczyła, że ich piosenki nadają życiu sens, żeby poczuła ciepło w sercu, kiedy 1D mówi jak bardzo kocha swoich fanów. I nie chcę się już z nią kłócić z ich powodu. Wiem, że to może trochę egoistyczne, ale wiem też, że ona czuje podobnie tylko być może jeszcze o tym nie wie. Usłyszałam huk, potem  kroki na schodach. Odwróciłam się.
- Olivia! Nareszcie. - podbiegłam do przyjaciółki i mocno uściskałam.
- Ał...- jeknęła - To boli.
Odskoczłam od niej.
- Co ci się stało? - spytałam zatroskana.
- No wiesz, jakby ci to powiedzieć.
- Wal prosto z mostu.
- Spadłam ze schodów...
- Co? - miałam wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, ale wolałam nie.
- Tak jak słyszałaś. Spadłam że schodów. Z tego całego zdenerwowania potknęłam się i bum. Leżę. Swoją drogą, chyba należy mi się medal.
- Niby za co, hmm? - spytałam.
- Wiesz, to nie takie łatwe wyszykować się na koncert w 20 minut. - powiedziała Oliv, z ledwo wyczuwalną, ale jednak, dumą w głosie.
- Dobra, dobra. Gratulacje. Kupię ci przy najbliższej okazji, a teraz chodź, bo się spóźnimy.
- No ej, ale ja nic nie jadłam!
- Nie marudź. Było tyle nie spać, to byś zjadła. - odparłam. - Chodź, zrobiłam ci kanapki.
- No dobra, dobra. Idziemy.
Założyłyśmy kurtki i wyszłyśmy.
       
                       * * *

Moje marzenie właśnie się spełniało. Wchodzę za kulisy mojego najulubieńszego i najukochańszego zespołu na świecie - One Direction. Jeszcze tylko pokazałam ochroniarzowi przepustki, szepnęłam Oliv, żeby pamiętała o swoim 'obowiązku' udawania i otwieram drzwi.
     
              * Oczami Olivii *

Weszłyśmy. Kiedy tylko Em zobaczyła chłopców zaczęła piszczeć i skakać od jednego do drugiego, to przytulając, to robiąc sobie zdjęcia, to prosić o autografy. A ja stałam jak wryta. Stałam i patrzyłam. W pewnym momencie podszedł do mnie jeden z nich - wysoki brunet o czekoladowych oczach i lekkim zaroście. Przystojny. Bardzo. A ja nadal stoję jak wryta. Olivia, wrzuć na luz!
- Hej piękna. A ty nie chcesz autografu? - powiedział mulat.
-Hej. Jasne. - podałam mu kartkę i długopis.
- Jak masz na imię?- zapytał.
- Hmm? - w ogóle go nie słuchałam, tylko patrzyłam w te jego paczadła.
- Pytałem, jak masz na imię.
- A tak. Sorry, zamyśliłam się. - spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem. - Olivia. A ty? - dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałam. Nie no, ja to naprawdę potrafię wszystko zepsuć. I koniec z udawaniem fanki. Super.
- Zayn. I mam wrażenie, że nie za bardzo wiesz kim jestem. - odparł, jakby zasmucony.
- No cóż... W sumie to nie. Em - wskazałam na przyjaciółkę - bardzo was lubi, co ja gadam, ona was kocha - uśmiechnął się - i prosiła, żebym z nią poszła na koncert. No i się zgodziłam... - sama nie wiem, czemu mu to wszystko powiedziałam. Przecież go nienawidzę, nie? No właśnie nie. A przynajmniej już nie. Mam wrażenie, że go lubię. I nawet nie wiem za co.
- Ah... Rozumiem. - westchnął. - Z twojej wypowiedzi wnioskuję, że nie za bardzo nas lubisz?
- Yhm - potwierdziłam zawstydzona.
- No cóż, mam nadzieję, że po koncercie zmienisz o nas zdanie. - uśmiechnął się do mnie ciepło i choć próbował ukryć swoje uczucia zauważyłam, że bolało go to, że go nie lubię.
- Chciałabym. - odwzajemniłam uśmiech. - Słuchaj, bo wiesz nie znam waszych imion i nie chciałabym wyjść przy reszcie na taką idiotkę jak przy tobie, więc czy mógłbyś powiedzieć mi jak oni mają na imię?
- Wcale nie wyszłaś na idiotkę - powiedział, a ja uniosłam brew do góry - No dobra, może trochę.-zaśmialiśmy się.
- To powiesz mi?
- Okej. Słuchaj. Ten brunet, którego twoja przyjaciółka ma chyba zamiar udusić to Liam, ten z burzą loków na głowie to Harry, farbowany blondynek to Niall, a gościu zajadający się marchewką i bluzce w paski to Louis. Czyż to nie jest proste?
No chyba nie aż tak.

***

I oto dwójeczka :)) Jak się podoba? Rozdziały powinny pojawiać się w : poniedziałki, środy, piątki i niedziele. Przynajmniej na razie, a jak będę miała mniej czasu, czy coś, to Was poinformuję. Chciałabym wiedzieć, kto to w ogóle czyta. Na razie oprócz komentarzy osób, które znam, to tak naprawdę nie wiem, czy ktoś zajrzał tylko raz, np żeby zareklamować swojego bloga, czy dlatego, że mu się faktycznie spodoba. Tak więc jeszcze raz :

Jeśli czytasz, albo masz taki zamiar, to proszę Cię bardzo, skomentuj i powiedz mi, czy to co robię ma w ogóle jakiś sens. Czy jest dla kogo. Proszę <33

Mary ;*

sobota, 18 stycznia 2014

#1

      " Drogi pamiętniku!
Jakiś czas temu wyprowadziłam się z domu - chociaż w sumie, to uciekłam od rodziców - i mieszkam razem z przyjaciółką. Na moje nieszczęście Emmily kocha to całe One Direction, za którym ja łagodnie mówiąc nie przepadam. Denerwują mnie te ich ładne buźki, ich muzyka i w ogóle. O sposobie ubierania to ja nawet nie wspomnę. Innymi słowy : dla mnie to po prostu " pedałkowaci " chłoptasie, którym zachciało się kariery w " wielkim świecie ". Do tego Em bez przerwy nuci i śpiewa po domu ich piosenki, a do jej pokoju to ja nawet nie zaglądam. Raz tam weszłam i nigdy więcej tego błędu nie powtórzę. Blondynka ma cały pokój zapełniony plakatami One Direction, stosik ich płyt i inne gadżety. Po prostu... Ugh. Nigdy więcej. Jakby tego było mało, wszystkie nasze..."
- Hej, Oliv, co tam bazgrolisz? - Em wtargnęła do mojego pokoju - jak zawsze bez pukania.
- Nie wiesz, że należy pukać? - zapytałam przyjaciółkę - Kulturalni i wychowani ludzie o tym wiedzą.
- No tak, kulturalni i wychowani ludzie może i wiedzą, ale ja się do takich nie zaliczam, więc dawaj to, co tam piszesz. Chcę przeczytać. - odparła mi Em.
- Nie. To naprawdę nic ważnego. - uśmiechnęłam się do niej niewinnie. - Nie chcesz tego czytać, wierz mi. - schowałam pamiętnik, bo jego właśnie zapisywałam, za plecami.
- Zaskoczę cię, jednak chcę. Dawaj. - nie chciała odpuścić - Przecież nie może to być nic złego, prawda? - spojrzała na mnie, na co ja pokiwałam głową. - No chyba, że pisałaś tam o One Direction, hmm?
Emmily spojrzała na mnie z miną znawcy. Co jak co, ale jeśli o One Direction chodzi, to ona jest bardzo wrażliwa. Przy niej nie mogę o nich niepochlebnie mówić, bo może to się dla mnie źle skończyć. Raz przy niej wyraziłam się o nich jako "pedałkach" i potem nie odzywała się do mnie przez tydzień. Dała się przeprosić dopiero kiedy kupiłam jej ich najnowszą płytę. Nie powiem, było mi ciężko to kupić, ale czego się nie robi dla przyjaźni, prawda? Tak więc, na słowa Em musiałam energicznie pokręcić głową. Wydaje mi się, że zrobiłam to nazbyt energicznie, bo chyba nie dała się przekonać. No cóż. Ważne, że dała spokój.
- Skoro już o One Direction mowa, to mogłabyś przyciszyć muzykę? Jakoś nie mam humoru na słuchanie jak się wydzierają... - zapytałam blondynkę.
- Jasne, już pędzę, żeby wyłączyć muzykę, na którą moja przyjaciółką nie ma humoru i nie chcę słuchać jak oni się wydzierają. - zaczęła mnie przedrzeźniać.
- Oj, okej. Zrobię to inaczej. Czy mogłabyś wyłączyć tą muzykę, bo nie mogę się skupić? - powiedziałam, ale Emmily nadal nie wygladala na przekonaną. - Proszę?
- Od razu lepiej. - Em uśmiechnęła się i poszła wyłączyć muzykę. Szybko wstałam i schowałam pamiętnik do szafki. Wolałam nie wiedzieć co by się ze mną stało gdyby blondynka dostała go w swoje ręce. Kiedy Em wróciła do mnie do pokoju usiadła obok mnie na łóżku i - jakby nieśmiało - zaczęła mówić :
- Słuchaj Olivia, bo ja mam do ciebie prośbę.
- Hmm? - spojrzałam na nią i kiedy zobaczyłam jak na mnie patrzy odskoczyłam od niej. Chodziło o coś z One Direction. Widziałam ten jej " błysk w oku ". Zawsze tak było kiedy o nich chodziło. Zawsze. Ona po prostu ma na ich punkcie bzika. A ja nie mam zamiaru nigdzie z nią iść. Nie tam, gdzie są oni. O nie.
- Czy mogła... - zaczęła Emmily, ale nie dałam jej dokończyć.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie zacznę słuchać One Direction, nie zacznę ich lubić, nie przestanę nazywać ich pedałkami i nie pójdę z tobą na żaden pieprzony koncent! - wybuchłam. Nie będę się zmieniać. Moich upodobań też nie zmienię, więc jeśli już mam się do nich przekonywać to bardzo, bardzo powoli. Em pobiegła do mnie i chwyciła za ramiona chcąc mnie uspokoić.
- W porządku, okej? Zrozumiałam. Chodźmy na dół, zrobię ci herbatę. - zaproponowała mi blondynka. - Tylko się uspokój, dobrze?
- Yhm, dobrze. - przytaknelam jej.
No bo co? Miałam się z nią kłócić i mówić jej, że nie mam ochoty na herbatę? Nie dziękuję. I tak dużo się kłócimy przez to całe " łan dajrekszyn ". Zeszłam na dół, a Emmily już szykowała mi napój. Usiadłam na krześle i czekałam. Po chwili usłyszałam gwizd czajnika i blondynka podała mi kubek. Usiadła na przeciwko mnie i bacznie mi się przyglądała.
- Co? - zapytałam ją w końcu.
- Co co?
- No czemu się tak na mnie gapisz? - wytłumaczyłam mojej jakże niekumatej przyjaciółce. - - Wlepiasz we mnie te swoje ślepia już od jakiś 2 minut bez żadnego mrugniecia.
- A tak. Bo wiesz, zastanawiam się skąd wiesz o koncercie.
- Czyli myślisz, że nie słyszę, jak dzień i noc nadajesz o tym, że - uwaga, uwaga, chwila pauzy - w sobotę idziesz na koncert ONE DIRECTION? - ostatnie już wykrzyczałam.
- Ups... Sorry, wiesz jakie to dla mnie ważne i po prostu Nat się rozchorowała - upiłam łyk herbaty - i tak jakby nie mam z kim iść. Więc... Poszłabyś ze mną?
Nie wytrzymałam i wyplułam na Em wszystko co miałam w ustach.
- Że co proszę?! - wykrzyknęłam. - I sorry za herbatę.
- Czy mogłabyś pójść ze mną na ich koncert...
- Przecież słyszałam. - odparłam już łagodniej. - Tylko się zastanawiam czemu akurat mnie o to prosisz. Przecież wiesz, że ja jakoś ich nie trawię.
- No tak. Wiem o tym doskonale. Pamiętasz jak wyciągnęłaś mnie na koncert Metallici? - dodała po chwili.
- Pamiętam. Nie chciałaś tam iść za żadne skarby świata. - uśmiechnęłam się, wspominając.
- No właśnie. Nie chciałam tam iść, bo nienawiedziłam rock'a i w ogóle, a teraz, po ich koncercie zaczęłam go słuchać.
- Okej, ale jaki to ma związek? Metallica, a One Direction to dwa różne światy.
- Tak, wiem. Ale pomyśl. Ja na ten koncert poszłam głównie dla ciebie. Nie mogłabyś się mi odwdzięczyć? - Em nie odpuszczała. - Przecież ty nawet nie słyszałaś ich piosenek, a już ich nienawidzisz.
- Może i nie słyszałam, ale ty ciągle je śpiewasz, a to mi w zupełności wystarczy.
- Czy ktoś mówił, że ja ładnie śpiewam? - zapytała mnie Emmily chichocząc. - Uwierz, oni śpiewają o wiele, wiele lepiej. Więc jak będzie? Pójdziesz? - dodała Em.
- No nie wiem... - nadal nie byłam przekonana.
- Proszę, zgódź się.
- Nie wiem, no.
- Proszę. Zrób to dla mnie. Dla mnie. - blondynka spojrzała na mnie spojrzeniem kota ze Shrek'a i zrobiła błagalną minkę.
- Oh, no dobrze. Pójdę z tobą na ten idiotyczny koncert. Poddaję się. - w końcu dałam za wygraną.
- Tak! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Emmily przybiegła do mnie i zaczęła mnie ściskać i piszczeć z radości. Uśmiechnęłam.się i też ją uścisnęłam. Naszym przytulasom nie było końca. Jednak Em stwierdziła, że jest zmęczona, i że musi się na jutro wyspać, więc poszłyśmy do naszych pokoi na końcu mówiąc sobie " dobranoc ". Od razu wskoczyłam pod prysznic. Umyłam i wysuszyłam włosy. W sumie, to się nawet cieszę, że tam idę. Może poznam jakieś fajne dziewczyny nadające się na przyjaciółki? W końcu tutaj ciągle prawie nikogo nie znam. A może po prostu nie będzie aż tak źle. Nadzieję zawsze trzeba mieć. Wolałabym, żeby Em nie miała miejsc zaraz przy scenie, ale znając ją, to właśnie tam są. Mam tylko nadzieję, że będą tam krzesła i, że nie będzie aż tak głośno...

***

Przybywam z jedynką :)) Jak Wam się podoba?
Niedługo powinnam dodać bohaterów, ale jeszcze nie wiem dokładnie kiedy.
Komentujcie! ;*

Mary.

Prolog

-Nienawidzę was!
Wyszłam z domu i udałam się do miejsca, w którym zawsze byłam mile widziana - dom Emmily. Był słoneczny, ciepły dzień, więc humor mi się troche polepszył. Zapukałam do drzwi domu przyjaciółki. Po chwili usłyszałam kroki na schodach i drzwi się otworzyły. Przywitałam się z
nią i musząc się komuś wygadać zaczęłam moją historię z dzisiejszego ranka.
Znowu to zrobili, po tylu obiecankach, znowu złamali słowo... Rodzice obiecali mi już dawno, że kończąc 18 lat będę wolna, ale tak też się nie stało. Facebook, Twitter, czy  chociażby laptop - te rzeczy były mi obce, bo w życiu "liczy się tylko nauka". Miałam iść na medycynę, tak sobie ubzdurali rodzice, ale oczywiście miałam inne plany. Chciałabym studiować prawo, a na lekarza kompletnie się nie nadaję. Od widoku krwi robi mi się niedobrze. Jestem im wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobili, ale muszą w końcu zrozumieć, że jestem już dużą dziewczynką.
-Szkoda, że musisz wyjechać... - powiedziałam ze smutkiem.
-No wiem, wiem. Ale trzeba coś zrobić ze swoim życiem - odpowiedziała mi Em, która za tydzień wylatuje do Londynu. Aktualnie mieszkamy w Irlandii, zaraz przy granicy, ale mimo wszystko do Londynu kawałek mamy. A ja zostaje w domu. Albo lecę na 'harvard' według moich rodziców.
-Szkoda, że zostajesz tutaj... - tym razem Emmily posmutniała. Nie uśmiechało nam się rozstanie.
-No wiem, ale czy mam inny wybór?
-Może. A jakbyś poleciała ze mną? - w oczach Emmily, jak i moich pojawił się płomyk nadziej
-Ale jak przekonać moich rodziców? - to oczywiście było największą przeszkodą.
-Nie mów im.
-Łatwo powiedzieć. Zostawić wszystko tak 'O'? Musiałabym im powiedzieć.
-Napiszesz liścik.
-'Mamo, tato właśnie sobie lecę do Londynu?' Zawał murowany!
-Niby tak. Ale może tym razem się zgodzą?
-Tak, jasne. Będą zachwyceni. - mówiłam z wyczuwalną nutką sarkazmu - Chyba ich nie znasz.
-A pytałaś w ogóle?
-Nie, bo znam odpowiedź.
-Może powiedz, że jedziesz tam w celach naukowych?
I tak się zaczęło. Wymyśliłyśmy, że w szpitalach londyńskich odbywają się warsztaty, dotyczące młodych lekarzy (chętnych do wykonywania tego zawodu w przyszłości). Udało mi się ich przekonać, chociaż nie było to łatwe. Poleciałam. Oczywiście nie byłam tego pewna i miałam lekkie wyrzuty sumienia, że okłamuję własnych rodziców, ale z drugiej strony, ja nie jestem im do niczego potrzebna. Im zależy tylko na tym, abym była 'kimś' a według nich, jeśli nie zostanę lekarzem, to do niczego w życiu nie dojdę. No to nie dojdę. Mówi się trudno. Powiedziałam im, że warsztaty trwają tydzień.
                                                         * Tydzień później*

Minął tydzień. Mieszkam z Emmily i odpoczywam od widoku moich 'kochanych' rodziców. Jednak musiałam z nimi porozmawiać i chociaż strasznie się bałam, to wolałam tego nie zostawiać na później. Wybrałam skypa.
Oliv: Hej, mamo.
M: Cześć Olivia. Jak tam na warsztatach? Powiedzieli Ci, że jesteś genialna?
Oliv: Tak, jasne... - burknęłam. - Nie było żadnych warsztatów. Zostaje tutaj. - chciałam to zrobić delikatniej, ale się nie dało. Uderzyłam tą wiadomością prosto w nich.
M: Słucham? Zaraz zawołam ojca i już nie będziesz taka mądra! Natychmiast zablokujemy ci kartę! Co ja powiem sąsiadom? Przecież miałaś być najlepszym lekarzem, miałaś zarabiać fortunę, miałaś zapewnić nam dostatnie życie, na starość.
Oliv: A więc to tak?! Byłam wam potrzebna tylko do tego, żeby zarabiać na was pieniądze?! - to co usłyszałam, nie mieściło mi się w głowie.
M: Ależ Olivia! To nie tak, jesteś dla nas bardzo ważna, naprawdę. - mama próbowała się bronić. Nie wyszło jej.
Oliv: Czyżby? To kiedy ostatnim razem powiedziałaś mi, że mnie kochasz? - widziałam, że nie umiała znaleźć odpowiedzi na to pytanie. A ona była przecież taka prosta. A mianowicie - nigdy. Nigdy mi nie powiedzieli, że mnie kochają. - Wiedziałam...
M: Zaraz zawołam twojego ojca, on ci powie, że to nieprawda.
Oliv: Nie wołaj. Ja nie mam ojca.
Rozłączyłam się. Dla nich byłam nikim.

***
Ten prolog powstał po części dzięki Zosi, za co jestem jej bardzo wdzięczna <3
Mam nadzieję, że się podobał :)
Rozdział pierwszy pojawi się jutro ;3
Komentujcie!

Mary. 

piątek, 17 stycznia 2014

WELCOME !

Hej. :)
Chciałabym Was serdecznie zaprosić do czytania mojego bloga o One Direction. Długo przymierzałam się do tego, aby go założyć i w końcu przekonałam się. Zależy mi na czytelnikach i na tym, by poznawać ich opinię, więc :

Jeżeli tu zajrzysz, to proszę, skomentuj, a jeśli Ci się spodoba, to zaobserwuj :))

Tutaj macie małą zapowiedź :

" Olivia Howard - dziewczyna, która ma problemy z rodzicami po stracie przyjaciółki zamyka się w sobie. Nie chce już żyć, z nikim nie chce rozmawiać z wyjątkiem jednej osoby, której opowiada wszystko. To jak poznała Em, to jak zaczęły się jej kłopoty i w końcu opowiada o tym, jak jej jest teraz ciężko. O tym, że sobie nie radzi. Ufa tej osobie nade wszystko, ale są w jej życiu chwile, kiedy żałuje, że jej powiedziała. Komu Oliv zaufa? Kto ją zrani? I najważniejsze - czy będzie wstanie pokochać? "

Niedługo pojawi się prolog! :D

Mary.
Szablon by S1K