niedziela, 30 marca 2014

#15

            * Oczami Olivii *

Znowu. Znowu kompletnie nic nie rozumiem. Nie mam pojęcia, o co im wszystkim chodzi. Patrzą się na mnie tak, jakbym tylko ja nie wiedziała o co chodzi, jakbym była jakąś niekumatą, małą dziewczynką. Ale nie, ja też mam rozum, umiem myśleć, więc dlaczego, do cholery nikt nie chce mi nic powiedzieć?! Nie ufają mi? Nie chcą mi zaufać? A może się boją, że jak mi coś powiedzą, to komuś powiem? Jakbym miała komu.
Aktualnie siedzę w jakimś pieprzonym samochodzie, jadę z kompletnie obcymi mi facetami, w dodatku nie wiem gdzie. Fajnie, nie? Ehh... Dlaczego nie mogę mieć normalnego życia? Dlaczego nie mogę być tą zwykłą dziewczyną, zwykłą Olivią Howard, która ma normalną rodzinę, mnóstwo przyjaciół, a spotkanie sławnych osób to dla niej tylko marzenie? Dlaczego mam takie nienormalne życie?
Najgorsze jest to, że z kim bym nie była, czuję, że ludzie mogą czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Że jestem przewidywalna, aż za bardzo. Bo niby skąd chłopaki mieliby wiedzieć, że muszę odetchnąć? Że potrzebuję przerwy, obojętnie jakiej, obojętnie gdzie, ale muszę oderwać się od rzeczywistości? Nie mam pojęcia skąd to wszystko wiedzieli, ale w sumie się cieszę, że wyjeżdżam. Wyciągnęli mnie ze szpitala tak wcześnie tylko po to, żebym zdążyła się spakować. Jadę "gdzieś" na tydzień i pierwsze kilka dni będę sama, a potem chłopcy do mnie dołączą. Szczerze mówiąc boję się tych paru dni, które przyjdzie mi spędzić samotnie. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie przyzwyczajona do tłumu ludzi w domu, ale co innego żyć z jedną osobą, a co innego być samemu. Wiem, że to trzy marne dni, ale spędzanie nocy samotnie wcale nie jest takie łatwe. Zwłaszcza nocy. W dzień można się jeszcze czymś zająć, poczytać, pooglądać telewizję, nawet pomalować coś, ale w nocy... Wszystko zaczyna robić się bardziej przerażające, nasz strach się powiększa i choć wiemy, że duchy nie istnieją, to umysł płata nam figle i zaczynamy się bać. Taka już natura człowieka - wie, że to nieprawda, ale jednak wierzy.
- Daleko jeszcze? - wychyliłam się z tylnego siedzenia do kierowcy samochodu i ochroniarza. Ochroniarz? Really?
- Jakieś trzy godziny. Może pani odpocząć, pani Howard. - MÓJ ochroniarz kliknął jakiś magiczny przycisk i siedzenia zaczęły układać się w coś przypominające łóżko. Zrobiłam minę, która z perspektywy kierowcy i jego towarzysza musiała wyglądać bardzo dziwne. No cóż, może dla nich to żadna nowość, ale ja jakoś nie codziennie oglądam takie cuda techniki, jak łóżka w samochodzie, które powstają za pomocą jednego guzika...
Idąc za radą ochroniarza ułożyłam się wygodnie na posłaniu i zamknęłam oczy. W trzy godziny zdążę się przecież wyspać. Na sen nie musiałam czekać długo - pobyt w szpitalu wykończył mnie, co prawda raczej psychicznie, niż fizycznie, ale zawsze - już parę minut później leżałam pogrążona we śnie.

Siedziałam na kanapie z nogami podciągniętymi pod brodę i tępo patrzyłam przed siebie. W pewnym momencie do pomieszczenia wparował wysoki chłopak, którego twarzy nie rozpoznałam i zaczął się do mnie zbliżać z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Nie bałam się, bo wiedziałam, że jest to ktoś mi bliski. Młody mężczyzna usiadł obok mnie i lekko pocałował mnie w czoło.
- Jak ci minął dzień? - nawet nie zauważyłam kiedy słowa wypłynęły z moich ust. Nie kontrolowałam tego, co mówię. Czułam się tak, jakbym to nie siedziała w swoim ciele, jakbym niby była w środku, ale jednak stała obok. Dziwne uczucie.
- Dobrze, kochanie, a tobie? - wyszeptał zakładając kosmyki moich włosów za ucho. Jego oczy wydawały mi się dziwnie znajome, tak jakbym gdzieś już je widziała. Tylko gdzie? Twarzy ciągle nie rozpoznawałam.
- Wiesz... Muszę ci coś powiedzieć. - nieświadomie pogładziłam ręką brzuch. Chłopak zauważył mój gest i odsunął się kawałek.
- Żartujesz sobie, tak? - milczałam. - Żartujesz?! - młody mężczyzna chwycił mnie za ramiona i ścisnął je mocno, aż zajęczałam z bólu.
- Nie. Jestem w ciąży. - wyszeptałam tylko i nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo cios w twarz, którym poczęstował mnie młody mężczyzna przyprawił mnie o zawroty głowy.
- Od dzisiaj radzisz sobie sama. - to były ostatnie słowa, które usłyszałam. Straciłam przytomność.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się dookoła. Nie jestem w szpitalu, ani w żadnym domu. Czyli to był tylko sen. Całe szczęście. A co, jeżeli to była jakaś zapowiedź tego, co mnie czeka w przyszłości? Ale chwila, ja w ciąży? Z jakimś chłopakiem, którego w ogóle nie poznaję? W dodatku z takim, który mnie pobił i bezczelnie rzucił? Niedoczekanie. Chociaż, szczerze mówiąc, miewałam kiedyś 'sny prorocze', ale dawno, tym bardziej, że dotyczyły one błahych spraw, typu zagubienia pieniędzy, zepsucia kranu i takich mało ważnych rzeczy. A to? Ostatnio, jeżeli śnię, to nie pamiętam moich snów. No cóż, może był to jakiś znak, ale z drugiej strony, mógł to być czysty przypadek.
Postanowiłam dłużej się tym nie zadręczać i znowu ułożyłam się wygodnie na łóżku. Zamknęłam oczy i po raz kolejny podczas tej podróży zapadłam w sen. Tym razem spokojny.

                       * * *

Ktoś potrząsnął moim ramieniem. Rozwarłam powieki i prawdę powiedziawszy nie zobaczyłam nic. Było ciemno jak w grobie, ale ta ciemność jakoś specjalnie mnie nie przerażała. Nie mam pojęcia czemu, ale czułam się bezpiecznie. Tylko ta ręką zaciskająca się na moim ramieniu...
- Panno Howard, proszę wstać, jesteśmy na miejscu. - czyżby to mój 'osobisty' ochroniarz? Wymacałam ręką telefon i poświeciłam na twarz mężczyźnie, który zasłonił oczy wolną ręką. Tak, to on.
- Przepraszam pana, chciałam sprawdzić, czy...
- Nic się nie stało i proszę, mów mi Dave. Nie jestem aż taki znowu stary, mam niecałe 30 lat. - przerwał mi, a ja uśmiechnęłam się do niego, chociaż nie wiem, czy to zauważył.
- Dobrze, to w takim razie niech mi pa... Dave, mów mi Olivia. Żadna 'panna Howard'. Po prostu Olivia. - nie wiem, skąd u mnie taka nagła śmiałość, ale ten człowiek wzbudził we mnie zaufanie po paru minutach rozmowy. Dave przystał na moją propozycję skinieniem głowy i pomógł mi wysiąść z samochodu. Skierowaliśmy się w nieznanym mi kierunku, a za nami kroczył kierowca pojazdu, który ciągnął za sobą moje walizki. Szliśmy około pięciu minut, aż moim oczom ukazał się kompleks domków letniskowych, oświetlony latarniami. Naliczyłam pięć budynków, w tym jeden większy, w którym, jak podejrzewam, będę zakwaterowana razem z chłopakami. Pozostałe cztery były podobnej wielkości. Jeden zapewne trafi do Dave'a, kierowcy i ochroniarzy 1D, czy z kim oni tu przyjadą, ale pozostałe? Nie wydaje mi się, żeby miało przyjechać więcej osób, z tego co wiem. Co prawda wiem naprawdę mało, ale jednak coś.
Tak jak myślałam, Dave zaprowadził mnie do największego domku.
- To twój dom, a ja z Tom'em będziemy mieszkali w tamtym - wskazał ręką na budynek znajdujący się na przeciwko mojego. - Dasz radę wnieść walizki do środka, czy potrzebujesz pomocy?
- Poradzę sobie, możecie iść. Dobranoc Dave, dobranoc Tom - skinęłam im głowami, a oni odpowiedzieli mi tym samym i weszli do swojego domu. Odwróciłam się na pięcie i chwytając rączki walizek weszłam do budynku. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu przekręciłam kluczyk. Dla pewności nacisnęłam klamkę i pociągnęłam. Zamknięte. Uspokojona rozejrzałam się po holu, który był całkiem gustownie urządzony. Beżowe ściany idealnie komponowały się z ciemnymi meblami i dużym lustrem. Obraz przedstawiający wielką papugę tylko dodawał mu swoistego wdzięku. Jestem pewna, że chłopcy nie urządzili tego domu sami - o ile jest to faktycznie ich dom - ponieważ wątpię, żeby mieli aż tak dobry gust. Owszem, ubierają się całkiem normalnie, ale nie wydaje mi się, żeby umieli zaprojektować taki pokój. Tym bardziej, że w sumie trudną rzeczą jest umeblowanie holu, bo jest on zwykle mały i ciężko wymyślić coś pasującego do całości. W każdym razie to pomieszczenie bardzo mi się podoba. Ciekawe, czy reszta wygląda równie dobrze. Już chciałam wybrać się na zwiedzanie całego domu, odwiedzenie każdego pokoju, ale kiedy przypomniało mi się jak wielkich jest on rozmiarów, od razu mi się odechciało. Weszłam do salonu, ale nawet się jakoś specjalnie nie rozglądałam - kiedy tylko odnalazłam wzrokiem schody natychmiast ruszyłam w ich kierunku. Na piętrze znajdował się długi, dość szeroki korytarz, z którego wchodziło się do przeróżnych pomieszczeń. Wybrałam pierwszy lepszy pokój, w którym znalazłam łóżko i weszłam do niego. Nie zachwycał wyglądem, ale cóż. Jutro poszukam lepszego.

                        * * *

Nie mogłam zasnąć. Co chwilę przewracałam się z boku na bok, w poszukiwaniu wygodnej pozycji. Naprawdę długo czekałam na sen, a ten ciągle nie przychodził. Może wyspałam się w samochodzie? Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, bo nie wydaje mi się, żebym spała tam jakoś specjalnie długo. Walczyłam ze sobą, żebym przypadkiem nie otworzyła oczu, ale w końcu się poddałam. To nie ma sensu, jeżeli chce mi się spać, to nie zasnę i tyle. Teoretycznie mogłabym pójść do Dave'a i poprosić o jakieś leki nasenne, ale tylko teoretycznie. Przecież nikt nie chce zostać obudzonym w środku nocy, prawda? Poza tym, perspektywa przejścia samej w ciemności, nawet trzydziestu metrów, jakoś specjalnie mi się nie uśmiecha. Tak w ogóle, to która jest godzina? Poszukałam telefonu i przesunęłam palcem po ekranie. 3:27. Nagle poczułam lekkie wibracje ze strony urządzenia, oznajmiąjace mi przybycie nowej wiadomości. Ktoś jeszcze nie śpi?

'Jest środek nocy, kotku, czemu nie śpisz? Hazz xx'

Sama treść sms'a była dziwna, tym bardziej fakt, że jest on od Styles'a. Skąd on wie, że nie śpię? Poza tym, skoro jest taki 'środek nocy' to czemu sam nie śpi? Prędko wystukałam odpowiedź.

'Jaki kotku? Daj z tym w końcu spokój, Harry. Skąd wiesz, że nie śpię? A może spałam, ale dźwięk Twojego sms'a mnie obudził, hmm? Nie bądź taki mądry. Oliv x'

Na odpowiedź nie musiałam czekać długo.

'Nie jestem mądry. Poza tym dobrze Cię znam, wiem, że wyciszasz telefon na nic. Nie zaprzeczaj. Kotku. Hazz xx'

'Aha, to w takim razie skąd wiedziałeś, że faktycznie nie śpię? Śledzisz mnie, czy co? Przyczepiłeś mi jakąś pluskwę? Nagrywasz mnie? Przyznaj się Styles. Oliv x'

'Nie rozśmieszaj mnie, Olivko. Nie jestem aż takim idiotą, żeby Cię śledzić. Skąd wiedziałem? Moja słodka tajemnica. I wiesz, żaden z nas nie śpi. Nieważne. Hazz xx'

Jak to, żaden z nich? To co oni robią? Nie, stop, cofam to. Nie chcę wiedzieć.

'Nie jesteś aż takim idiotą, mówisz? Kłóciłabym się, Hazzuś. Idźcie spać, może w końcu pozbędziesz się tych worków pod oczami. Oliv x'

Odpowiedź długo nie nadchodziła. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy coś mu się nie stało, ale po namyśle stwierdziłam, że musi się wymyślić jakąś ciętą ripostę, na moje słowa. Hah, powodzenia Styles. Mnie nie przebijesz.
Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Podskoczyłam, zaskoczona. Kto się do mnie dobija w środku nocy?! Niepewnie zeszłam po schodach i podeszłam do drzwi, chwytając parasol. Wiem, marna broń, ale nie będę teraz szukać kuchni, aby znaleźć jakiś porządny nóż. To musi mi wystarczyć. Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi, wyciągając przód parasola przed siebie.
- Że ja mam wory pod oczami?!

***

Hej, hej!
Udało mi się napisać coś dłuższego, co o tym sądzicie? :3 Bo ja osobiście jestem nawet zadowolona ;)

LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE <3

Mary ;*

+ Przepraszam za błędy ;>

środa, 26 marca 2014

#14

         Rozdział dedykuję     Aleksandrze i Sophie ! ♥
         
           * Oczami Zayn'a *

Wyszedłem z sali i zacząłem szukać wzrokiem chłopaków.
- Zayn, tutaj! - odwróciłem głowę i ujrzałem ich siedzących na miękkich fotelach na końcu korytarza.
- I co? - spytał Lou kiedy podszedłem trochę bliżej. Wszyscy mieli takie posępne twarze, jakby wiedzieli, co się stało.
- Nic - powiedziałem cicho i wzruszyłem ramionami. Udawałem, że jest mi to obojętne, ale w środku czułem się okropnie. Byłem bezradny, a to tak strasznie bolało... Nieodwzajemniona miłość. - Po prostu nic.
- Nie rozumiem - Horan wyglądał na zdezorientowanego. W sumie nie dziwię mu się - sam nie do końca wierzyłem w to, że taka rzecz przytrafiła się właśnie mnie. - Jak to: nic? Czyli, że w ogóle nie rozmawialiście? Nic?
- Nie, tylko...
- Opowiedz od początku. - poprosił Li.
- No dobra. Kiedy wyprosiłem was z sali... - usiadłem na wolnym fotelu obok Hazzy i zacząłem mówić.
Streściłem im całą naszą rozmowę, nie pomijając żadnych faktów. Nie miałem przed nimi nic do ukrycia - nawet tego, jak bardzo jestem wściekły na Paul'a i całą resztę - ale kiedy doszedłem do momentu, w którym zapytałem Olivię, o którym z nas pomyślała, zawahałem się i ten akurat fragment mojej opowieści postanowiłem jednak ominąć, po prostu nie chciałem być wredny. Na pewno wiadomość, że mimo wszystko, to jednak ja 'siedzę' w jej głowie wstrząsnęłaby nimi bardzo, a zwłaszcza Lou - on jest święcie przekonany, że Olivia go ubóstwia.
Tak, wygrywanie zakładu to piękna rzecz, ale - jak mówiłem - wredny nie będę.
- Hej, Zayn, a pytałeś ją przypadkiem o wiesz co? - Louis zaczął mi się podejrzliwie przyglądać. Uśmiechnąłem się do siebie. No cóż, chciał, to pocierpi. Ja nie kazałem mu pytać.
- Na pewno chcesz znać odpowiedź? - Tommo entuzjastycznie pokiwał głową, a reszta tylko mu zawtórowała.  - O mnie - powiedziałem, uśmiechając się szeroko. Miałem nie czerpać żadnej satysfakcji z wygranej, ale tak się po prostu nie da.
- Kłamiesz, słyszysz?! - krzyknął dramatycznym głosem Lou.Napotkałem wzrok Niall'a i - jakby na zawołanie - zaczęliśmy się równocześnie śmiać, a Liam z Harry'm szybko do nas dołączyli. Nawet Louis, który udawał wielce pokrzywdzonego długo nie wytrzymał. Musieliśmy dziwnie wygladać - piątka młodych facetów śmiejących się okropnie na szpitalnym korytarzu, który raczej zbyt wesołym miejscem nie jest.

           * Oczami Olivii *

" Drogi pamiętniczku!
Nie wiem, jak w tej chwili czuje się Zayn, ale wiem, że ja nie znoszę tego najlepiej. Sama świadomość, że jestem przez kogoś kochana trochę mnie przeraża, a co dopiero fakt, że nie potrafię tego w żadnym stopniu odwzajemnić. To żałosne, czyż nie? Jestem kochana, czuję się chociaż trochę kochana, a ja nawet nie wiem, jak to jest. Kochać. To uczucie... Wydaje mi się intrygujące, radosne, ale często też w pewien sposób uciążliwe, nie można zapomnieć, zaczyna się tęsknić. Pewnie zastanawiasz się, skąd to wiem. Nie jestem ślepa, wystarczy popatrzyć na Louis'a, albo Liam'a. Teraz, kiedy Danielle z Eleanor przebywają we Francji są jakby posępniejsi. Lou posępny... Tak, zdarza się. On stara się z tym ukrywać, ale ja naprawdę umiem patrzeć. Kilka razy widziałam go, kiedy chodził po korytarzu w tą i z powrotem, gładził rękoma brodę. Tęsknił. A Liam? Z nim podobnie, tylko, że on rozmawia z nami o tym otwarcie, nie ukrywa uczuć jak Tommo, ale widać, że boli go serce. Z tęsknoty.
W takich chwilach zastanawiam się, czy aby na pewno chcę nauczyć się kochać. Bo to przecież nie sama przyjemność. Czasem, kiedy dochodzi do kłótni, robi się niemiło, a związek często się kończy. Ale ja tak nie chcę.
Chcę pokochać prawdziwie, do końca, tylko i wyłącznie tego jedynego. Nie chcę, żeby mój jakikolwiek poważny związek się rozpadł, bo wiem, że nie dałabym rady, mimo tak wspaniałych przyjaciół, jak chłopcy i dziewczyny. Dziewczyny...Tak dawno z nimi nie rozmawiałam... Wiesz, pamiętniczku?
Ja też tęsknię, ale nie dlatego, że kocham. Tak jakoś. Z tęsknoty.
Wiem, że to nie zabrzmi normalnie, ale... To takie dziwne. Wiem, że ich tu nie ma, ale jednocześnie czuję, jakby były przy mnie. Nie wiem w jaki sposób, ale wiem, że tu są. Duchem, czy ciałem - po prostu są. Nieważne jak. Tak samo z Emmily... Chociaż nie. Z nią jest trochę inaczej, bo jej naprawdę już nie ma, nigdy nie usłyszę jej głosu, ale mimo wszystko ciągle ze mną jest.
Kiedy Zayn wygarniał mi, co sądzi o tej całej sytuacji w jakiej się znajdujemy, o moim zachowaniu i w ogóle, miałam wrażenie, że słyszę gdzieś tam w środku głos Emmily, który mówi, że mam to przyjąć spokojnie, nie wybuchać, pozwolić mu mówić. To mnie faktycznie uspokoiło, ale... Powiesz mi pamiętniczku, czy ze mną wszystko jest w porządku? To normalne, że słyszę głosy umarłych, że czuję obecność kogoś, kogo nie ma?
I jeszcze coś, mój drogi: dlaczego akurat ja? "

Zamknęłam zeszyt i odłożyłam na półkę. Takie wyżalanie się nawet kartce papieru wiele daje. Lepiej tak, niż zamykać się w sobie i nikomu nic nie mówić, bo wtedy przynajmniej 'komuś' się wygadamy. Ja na przykład wypłakuję się w pamiętnik. Swoją drogą, jak on się tu znalazł? Nie przypominam sobie, żebym go brała, tym bardziej, że byłam nieprzytomna. Jeżeli nie ja, to kto?
Bo przecież nie chłopcy... Chociaż, jakby się nad tym dłużej zastanowić, to mogli być tylko oni, któryś z nich. Ale skądś ten 'ktoś' wiedział o moim pamiętniku? Czy go czytał? I w ogóle - po co go tu wziął? Nie ukrywam, pomógł mi ogarnąć trochę moje myśli, ale po co...?
- Hej, nie przeszkadzam? - do mojej sali wszedł blondyn.
- Nie, skądże. Zapraszam - posłałam w jego kierunku lekki uśmiech. Horan podszedł do łóżka, a ja gestem ręki nakazałam mu usiąść i tak też zrobił. Przez chwilę nikt się nie odzywał, ale nie była to krępująca cisza, w żadnym wypadku. Musieliśmy zebrać myśli, zastanowić się nad wszystkim, a w milczeniu na pewno robi się to łatwiej.
- Przepraszam - powiedział nagle Niall, podnosząc głowę i patrząc w moje oczy. Zaskoczyły mnie jego słowa.
- Czemu ty mnie przepraszasz? Przecież nic złego nie zrobiłeś, prawda? - uniosłam brwi do góry. Nie, żebym go o coś oskarżała, ale skoro przeprasza, to raczej nie bez powodu.
- No wiesz... Tak jakby... Czytałem twoją... Um... No w każdym razie coś prywatnego.
- Mówisz o pamiętniku?
- Tak - odetchnęłam z ulgą. - To ty nie jesteś na mnie zła?
- Pewnie w normalnych okolicznościach byłabym zła, ale teraz nie jestem, no, może troszkę. Po części jestem ci wdzięczna, bo gdybyś go tutaj mi nie przyniósł, to nie do końca miałabym się komu wygadać, tak bez żadnych oszustw, po prostu szczerze i na spokojnie. - patrzyłam na niego. W niebieskich tęczówkach mogłam zobaczyć znikający strach, pojawiający się na twarzy szeroki uśmiech.
- To w takim razie proszę bardzo, droga pani. - powiedział chłopak poważnym głosem, w związku z czym zabrzmiało to dość komicznie. Parsknęłam śmiechem i w tej chwili do sali szpitalnej wkroczył Lou z szerokim uśmiechem na ustach.
- Minuta czterdzieści! Gratulacje, Niall! - chłopaki przybili sobie piątki, a ja patrzyłam na nich zdezorientowana. Jaka minuta czterdzieści?
- O co chodzi? - spytałam bruneta.
- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz zostawiamy cię z Harry'm. - posłał w moją stronę tajemniczy uśmiech i wyciągnął Niall'a z pomieszczenia, równocześnie robiąc miejsce loczkowi.
- Hej, kotku - Curly posłał mi całusa w powietrzu.
- Cześć, Hazz. Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi? - udałam, że nie zauważyłam gestu chłopaka.
- W czym wszystkim?
- No wiesz, z tą całą minutą czterdzieści...
- Aaa, z tym. To nie wiem. - Styles był całkiem poważny, ale widziałam, że jego oczy śmieją się ze mnie. Czyli wiedział.
- Proszę, Hazzuś, powiedz, no, proszę. - patrzyłam na niego z miną zbitego psiaka, ale ten ciągle uśmiechnięty tylko kręcił głową. - Ej, no weź, będziesz mógł mówić do mnie kotek.
- Co za różnica? I tak będę tak mówił, nieważne, czy mi pozwolisz, czy nie, kotku. - z jego twarzy nie znikał uśmiech. - Chyba, że zaśmiejesz się głośno, wtedy ci powiem. - zauważyłam błysk w jego oku. Szantażuje mnie? A niech mnie szantażuje, chcę wiedzieć.
Zaśmiałam się głośno, tak, jak prosił, a do pokoju znowu wszedł Tomlinson. O co tu kurczę chodzi?!
- Wow, Harry, minuta dwadzieścia pięć! Brawo, stary! - chwycił Harry'ego pod ramię i wyciągnął z sali, nawet nie zdążyłam spytać ich, co właściwe wyrabiają, a zostałam sama z Liam'em. Z tym, że on nie podszedł do mnie, ani nic z tych rzeczy, tylko odwrotnie - oddalił się ode mnie i zaczął robić... Dziwne rzeczy.
- Li, co ty wyrabiasz?
- Tańczę, nie widać? - zaczął wyginać się w różne strony, udając, że porusza się w rytm muzyki. Wyglądało to całkiem normalnie, dopóki Payne nie zaczął potykać się o własne nogi, w wyniku czego wylądował na ziemi, dokładniej - prawie, że w szpagacie - a jego mina wyrażała tak ogromny ból...
- Pr...prze...przepra...przepraszam Li...Li...Liam! - mówiłam w przerwach między okropnymi napadami śmiechu. Kiedy Tomlinson wszedł do sali popatrzył na mnie dziwnie, a ja wskazałam tylko na Liam'a. Ten - jak to on - szybko do mnie dołączył i po chwili pokładał się ze śmiechu, razem ze mną. Kiedy Harry, Zayn i Niall wkroczyli do pomieszczenia zastali nas wszystkich w naprawdę dziwnych pozycjach.
Ja zwijałam się ze śmiechu na łóżku, z wygiętymi w tył plecami, Louis tarzał się po podłodze, a Liam stękał z bólu, nie mogąc się podnieść. Chłopcy podbiegli do Liam'a, pomagając mu się podnieść, a ja z Lou... Cóż, nic się nie zmieniło.
- Co tu się dzieje?! Chłopaki, natychmiast się ogarnijcie! - do sali szpitalnej wszedł dość wysoki mężczyzna w średnim wieku. Na jego widok wszyscy spięli się, podnieśli i ogólnie spoważnieli. Patrzyłam uważnie - zdziwiona zachowaniem piątki chłopaków - na stojącego przede mną mężczyznę. Kim on jest? - Od razu lepiej. A dla ciebie, Olivia, mam niespodziankę. Wychodzisz ze szpitala dzisiaj.

***

Hej, co tam u Was? :))
Co myślicie o rozdziale? Kim według Was jest ten mężczyzna? Dlaczego Olivia tak szybko wychodzi ze szpitala?

Ostatnio zauważyłam, że liczba komentarzy maleje, a liczba wyświetleń wzrasta... Wiecie może, dlaczego maleje? Ja też nie... Dlatego mam do Was prośbę. Jeżeli czytacie i Wam się to podoba, to skomentujcie chociaż ten rozdział, zróbcie mi tę przyjemność i pokażcie, ilu Was jest. Proszę! <3
Nie chcę już robić rzeczy typu : 10 komentarzy = nowy rozdział, bo straciło to dla mnie sens. Nie chcę wymuszać, chcę znać Wasze prawdziwe opinie na temat mojej twórczości c:

Bardzo dziękuję tym, którzy komentują każdy rozdział, a są to naprawdę miłe komentarze i dlatego właśnie im go zadedykowałam :3 <3

Mary ;*

Przepraszam za jakiekolwiek błędy! ;)

środa, 19 marca 2014

#13

               * Oczami Olivii *

Siedziałam na łóżku szpitalnym oparta plecami o ścianę z kolanami pociągniętymi pod brodę. Na przeciw mnie siedział Zayn. Byliśmy sami.
Parę minut temu, chłopak poprosił mnie o rozmowę w cztery oczy, rzucając reszcie jednoznaczne spojrzenia. Mieli wyjść.
Nie za bardzo wiedziałam co mówić, jak zacząć tę rozmowę. Dawno z nim nie rozmawiałam, tak normalnie, bez kłótni i wrogich spojrzeń. Jak przyjaciele. Na szczęście Malik mnie wyręczył.
- Olivia, słuchaj, ja naprawdę cię strasznie przepras...
- Za co? - szepnęłam, przerywając mu. Nagle wiedziałam, co chce powiedzieć. - Ty nie masz za co mnie przepraszać. Nic z tego, co się działo nie jest twoją winą.
- To dlaczego znowu się pocięłaś? Przez kogo, jak nie przeze mnie? - mówił cicho. Cały czas patrzył mi głęboko w oczy. Może chciał sprawdzić, czy kłamię?
- Możemy porozmawiać o czymś innym? - głos lekko mi drżał. Nie umiałabym mu odpowiedzieć na to pytanie. Nie w tej chwili. Do końca nie wiem, dlaczego się wtedy pocięłam, w dodatku tak mocno. Przecież nie musiałam, ale czułam wtedy coś... Takie przekonanie, że muszę to zrobić, że to mi pomoże, tak, jakby coś mnie do tego zmuszało.
- Nie. Proszę, powiedz mi. Ja wiem, że ty wiesz dlaczego. Tylko się boisz. - powiedział, w moim mniemaniu, najsłodszym tonem, na jaki było go stać.
- Jak ty to robisz?
- Co robię?
- Tak szybko umiesz mnie rozgryźć. Zawsze wiesz, co czuję, nawet jeśli z tobą nie rozmawiam. - cały czas mówiłam cicho, on zresztą też. - Ty mnie rozumiesz, mimo tego, że ja cię odtrącam, odrzucam, ranię. Ciągle mnie rozumiesz. Jak?
- Jeżeli komuś na kimś zależy, to rozumie. Mi na tobie strasznie zależy, Oliv. - cały czas patrzył mi głęboko w oczy, a ja nie była mu dłużna. Nasze spojrzenia przyciągały siebie nawzajem.
- Mi też na tobie bardzo zależy, tylko, że... Inaczej. - spuściłam wzrok na swoje dłonie.
- Olivia, powiedz mi, dlaczego?
- Ja naprawdę nie chcę o tym gadać... - czułam, że chłopak się poruszył, ale bałam się podnieść głowy.
- Nie bój się. - wyszeptał mi wprost do ucha. Podskoczyłam lekko, cholernie mnie przestraszył. - Nie bój się. - powtórzył dobitniej.
- Czułam się oszukana... - szepnęłam. W jednym momencie poczułam się silniejsza. Rozumiałam moje uczucia. Dzięki paru słowom. Czułam odwagę.Chciałam mu wszystko wygarnąć. Najpierw mówił, że jestem ważna, a teraz? Chodzi z jakąś blondi, kurde. To nie jest fair. - Bo wiesz, to wszystko wcale dla mnie nie było łatwe. Starałam się zapomnieć, ale ciężko mi było bez rozmów z tobą, wiem, że ostatnio szczerze rozmawialiśmy przed... Jej śmiercią... Ale to było coś. A teraz? Mówisz, że mnie kochasz. To nie chodź z innymi, Malik. Taka rada. Dla mnie skłamałeś.
- Ty też kłamiesz. - obdarzyłam go pytającym spojrzeniem. Ja kłamię? - Mówiłaś, że nie cięłaś się przeze mnie, ale jednak tak.
- Jesteśmy siebie warci. - uśmiechnęłam się lekko.
- Nie, bo ja nie kłamałem. Ja naprawdę cię kocham, Oliv. - był cholernie poważny i patrzył na mnie z taką czułością...Ale potem przybliżył się do mnie bardziej i bardziej. Nie, nie, nie!
- Wiesz, że ja cię nie kocham, prawda? - powiedziałam drżącym głosem. Nie miałam zamiaru ranić go aż tak bardzo, ale z drugiej strony czułam, że musi wiedzieć. Nie chciałam dawać mu złudnej nadziei na to, że odwzajemniam jego uczucia.
Chłopak nie odpowiedział tylko energicznym ruchem wstał i zaczął grzebać w kieszeniach. Po chwili wyjął z niej coś i otworzył okno. Z drugiej kieszeni wyjął zapalniczkę. Czy on miał zamiar...?
- Malik, co ty robisz? - nie odpowiedział mi, tylko dalej patrzył przed siebie. W pustkę, raz po raz wkładając papierosa do ust i wydmuchując dym. - Malik, do cholery! Odpowiedz mi!
- Wiesz jakie to uczucie: kochać? - niespodziewana zmiana tematu sprawiła, że nie wiedziałam co powiedzieć. - Nie, pewnie, że nie wiesz. Inaczej szanowałabyś mnie, moje uczucia, a przynajmniej starałabyś się. Mówisz, że nie jest ci łatwo. A mi jest? Pierwszy raz w życiu kocham kogoś, kto nie kocha mnie, ba, nawet nie chce.
- Ale Zay...
- Nie przerywaj. Nie stara się mnie zrozumieć, chociaż ja tak i to bardzo. Nie tnę się, czyli nie potrzebuję pomocy, tak? Zabawne.Każdego ranka po twojej próbie samobójczej zastanawiałem się, czy kiedyś nadejdzie dzień, w którym wszystko będzie dobrze. Czy będę mógł ci spokojnie wyjaśnić, co czuję, a ty mnie wysłuchasz, zrozumiesz. Ale nie. Myślisz, że co, że Amy to jakaś cholerna zabawka, którą się bawię, czekając na ciebie? Naprawdę, Olivia? W twoich oczach jestem aż takim draniem?
- Ja wcale tak nie myśl...
- Nic nie mów. - uciszył mnie ręką. Nie patrzył na mnie, mówił jakby do ściany, ale jednak do mnie. Nie widziałam jego twarzy, ale czułam na sobie jego emocje. Złość, rozżalenie, smutek. Na mnie. Wszystko, co czuł, było spowodowane przez moją osobę. Egoistyczną, nic nie wartą jędzę, która wykorzystuje innych, nie mając o tym pojęcia. - Wiesz, czemu z nią jestem? Wiesz? Bo mi kazali. Nie masz pojęcia jak to jest, kiedy inni sterują twoim życiem, a ty nie możesz nic zrobić. Po prostu ich słuchasz. Czasem ma to większy wpływ na twoje prywatne życie, a czasem mniejszy. U mnie wszystko zepsuło. Jak myślisz, dlaczego akurat mi kazali chodzić z Amy? Bo się zakochałem. W kimś, kto nie jest sławny, znany, a w mojej branży takie coś nie jest dopuszczalne. Jestem w ich rękach najzwyklejszą, szmacianą marionetką, którą bawią się jak chcą, a cierpię tylko ja. Nie Modest!, nie Paul, nie Amy. Ja. Ale ty o tym nie masz pojęcia. Myślisz, że jestem rozpuszczoną gwiazdką, która ma wszystko, czego dusza zapragnie. Tak, mam pieniądze. Ale na co mi one? Szczęścia za nie nie kupię. Miłości tym bardziej. Nie tej, której pragnę. - odwrócił się. W końcu się odwrócił. I patrzył swoim beznamiętnym wzrokiem, a ja czułam, jak bardzo jest rozdarty od środka. Czułam jego gniew na Modest!, złość na samego siebie i żal do mnie. W jego oczach nie widziałam nic, choć bardzo starałam się dojrzeć w nich cokolwiek. Kompletnie nic. Były puste, wyglądały na wyprane z wszystkich emocji. Po prostu były. I nic więcej.
- Masz rację, nie wiem, jak to jest być gwiazdą, sławną osobą rozpoznawalną na całym świecie. - zaczęłam mocnym głosem. Drugi raz podczas tej rozmowy poczułam siłę, pochodzącą niewiadomo skąd, ale dającą mi niesamowitą pewność siebie. Mulat już otwierał usta, żeby znów mi przerwać, ale tym razem to ja go uciszyłam. - Nie Zayn, teraz ty mnie słuchaj. Tak, nie wiem, co to sława, ale doskonale wiem, co to nieszczęście. Ty masz rodzinę, prawdziwych przyjaciół, a ja? Nie mam nikogo oprócz was. Nikogo. Moi rodzice mają mnie kompletnie gdzieś, Emmily... Jej już nie ma i nie będzie. Nie wróci do mnie. - zrobiłam krótką pauzę, na wzięcie oddechu i otarcie łez napływających do moich oczu. Mimo to, nadal mówiłam pewnym i mocnym głosem. - Masz rację, ranię cholernie ciebie i chłopaków,może faktycznie trochę przesadzam, ale kto nie popełnia błędów? To nie tak, że ja cię nie kocham, bo wcale mi na tobie nie zależy, bo zależy. Strasznie zależy. Tylko, że mnie nikt nie nauczył kochać. Nie pokazał jak to jest, czułam się kochaną jedynie przez Em, ale to nie to samo. Ona była siostrą, rodziną, nadzieją. Myślisz, że ja nie chciałabym cię kochać? Chciałabym i to jak, ale ja nie potrafię. Pewnie brzmi to nierealnie, ale to prawda. Nie wiem jakie to uczucie, kochać kogoś przeciwnej płci. - starałam się patrzeć w jego oczy bez przerwy, aby miał pewność, że mówię szczerą prawdę, ale to naprawdę trudne, kiedy on patrzy na mnie z zaciętą miną i tym pustym spojrzeniem. Dlatego mój głos z chwili na chwilę tracił swoją moc. - Wiem, że to trudne, ale myślę, że jeśli dałbyś mi czas i pomógł mi zrozumieć to wszystko, przestać się ciąć i powrócić do pełni normalności, to być może nauczyłabym się kochać. Ja chcę przestać o niej myśleć, przestać się ranić, ranić was, tylko, że sama sobie z tym nie radzę.
Mulat nic mi ni odpowiedział, mruknął tylko jakieś ciche 'aha' i tyle. Co chwilę zaciągał się dymem i wydmuchiwał go przez okno.
- Wi... - zaczął, ale nie dane mu było dokończyć, ponieważ do naszej sali wkroczyła pielęgniarka.
- Przepraszam, ale w tej sali nie wolno palić. Proszę wyjść! - chłopak wolno kroczył w stronę drzwi z rękoma uniesionymi w górę, jakby się poddawał. Uśmiechnęłam się n ten widok - mimo wszystko potrafi żartować. Szkoda tylko, że się nie dogadujemy tak bardzo, jak bym chciała...
- Olivia, o kim najpierw pomyślałaś? - przystanął w drzwiach i odwrócił się w moją stronę.
- O tobie - szepnęłam. Wiedziałam, że usłyszał, widziałam chwilową radość w jego oczach, którą zaraz ukrył, przywracając twarzy ponury wygląd.
- Przystojny, prawda? - spytała mnie pielęgniarka, kiedy Zayn wyszedł.
- Zabójczo przystojny - uśmiechnęłam się szeroko do młodej kobiety.

***

I mamy trzynastkę :D Co o niej myślicie? Wiem, że była trochę nudna, ale to było bardzo potrzebne c; Przepraszam za błędy ;/

Komentujcie, obserwujcie, wierzę w Was ♥

Mary ;*

+ Pytajcie na ask'u :3 ASK

wtorek, 11 marca 2014

#12

           * Oczami Zayn'a *

Wszedłem do pokoju dziewczyny pełen najgorszych obaw. Nie znalazłem jej w pokoju. Rozglądałem się po pomieszczeniu, mając nadzieję, że gdzieś zasnęła, ale niestety nie... Moją uwagę za to, przykuło zapalone światło w łazience.
- Olivia? Jesteś tam? - zapukałem w drzwi. Nic. Cisza. - Oliv?
- Zayn, co jest? - do pokoju weszli chłopcy z przerażonymi minami.
- Siedzi w łazience i nie chce mi otworzyć, nie odzywa się.
- Co jak ona się zabiła? Jak jest nieprzytomna? Co jeżeli...
- Louis, zamknij się! - krzyknął Hazz. - Musimy wyważyć te drzwi.
- A co jeżeli ona się kąpie? Albo coś i nas nie słyszy? Jak wejdziemy, to będzie na nas wściekła...
- A jak nie wejdziemy, a Olivii coś się stało? To co? - przerwałem Lou. Spojrzałem na Liam'a pytającym i zarazem zrozpaczonym wzrokiem. Jest najbardziej odpowiedzialny z nas wszystkich i zwykle to właśnie do niego przechodzimy z różnym dylematami. W końcu nie bez powodu nazywamy go Daddy'm... Li nie odpowiedział, tylko naparł na drzwi swoim ciałem i pchnął, dając nam tym samym do zrozumienia, że mamy robić to samo. Podeszliśmy do bruneta i pomogliśmy mu. Było ciężko, ale w końcu drzwi puściły. To, co zobaczyłem w łazience, zmroziło mi krew w żyłach. Na podłodze, oparta plecami o ścianę, siedziała Olivia. Była blada, a z ręki spływała jej czerwona ciecz.
- Olivia, słyszysz mnie? - uklęknąłem obok niej. Widziałem, że ma otwarte oczy, ale musiałem się upewnić, musiałem dowiedzieć się, czy żyje.
- Zayn? - wychrypiała cicho. Po jej minie zorientowałem się, że mówienie sprawia jej dużą trudność.
- Tak, ale shh... Nic nie mów. Jestem tutaj. - położyłem jej głowę na swoich kolanach i pocałowałem w czoło. Przy okazji zauważyłem jak duża jest rana na jej nadgarstku. - Chłopaki! Szybko, dajcie mi jakieś bandaże, bo ona się tu wykrwawi! - czułem, że głos mi drży. Już myślałem, że wszystko będzie w porządku, bo Olivia żyje, a teraz okazuje się, że jak nie zatamujemy upływu krwi, to ona... Nie, nie wolno mi tak myśleć. Ktoś trącił mnie w ramię.
- Mamy bandaże.
- Mógłbyś Niall? Ja chyba nie dam rady...
- Jasne. - powiedział blondyn i uklęknął obok mnie, równocześnie odsłaniając sobie rękę Olivii. Wziął jej dłoń i delikatnie zaczął owijać ją gazą, najpierw wycierając z niej dokładnie krew.
- Ale z tego nadal leci krew. - powiedział Harry, kiedy Niall skończył bawić się bandażem. Spojrzałem na rękę dziewczyny i faktycznie, ciągle ciekła z niej czerwona ciecz.
- Jedziemy z nią do szpitala.

                        * * *

Siedziałem oparty o szpitalne łóżko i patrzyłem na Olivię, modląc się w duchu, żeby się w końcu obudziła, i żeby wszystko było z nią w porządku.
W tym felernym szpitalu jesteśmy już trzy godziny i aktualnie czekamy, aż nasza Oliv się obudzi. Lekarze stwierdzili - po początkowych badaniach - że wszystko powinno być dobrze, ale upewnić się będą mogli dopiero po jej wybudzeniu.
- Ej, stary, nie załamuj się. - przysiadł się do mnie Niall.
- Łatwo ci mówić. Nie załamuj się. Myślisz, że to jest takie łatwe? To nie przez ciebie dziewczyna, którą kochasz może umrzeć. - schowałem twarz w dłoniach. - Nie ty czujesz się wszystkiemu winny, nie tobie każą chodzić z jakąś Amy, nie...

                * Oczami Olivii *

-... ty rozpierdoliłeś sobie życie, Niall. - do mojej głowy dochodziły pojedyncze dźwięki, zaczynałam rozróżniać słowa, ale ich treść, nie powiem, trochę mnie zdziwiła. Byłam już jak najbardziej przytomna. - Bo ja tak i ono nie ma sensu.
- Hej ej ej, przesadzasz troszkę chłopie. Olivia na pewno się obudzi, jestem pewien, że da ci wszystko wytłumaczyć, a Amy... No cóż, musisz pogadać z Paul'em, może ci pozwoli przestać, choć w sumie w to wątpię, bo wasz 'cyrk' trwa ledwo dwa tygodnie, a to dla niego za mało. - byłam cholernie ciekawa kto z kim rozmawia, tym bardziej, że mówili o mnie. To tylko potęgowało moją ciekawość. Z tego, co usłyszałam i zrozumiałam, rozmawiają ze sobą Niall z Zayn'em, a przynajmniej tylko ich słyszę. Domyśliłam się też, że jestem w szpitalu. Z początku chciałam otworzyć oczy, ale możliwość podsłuchania ich rozmowy była zbyt kusząca. Dlatego nie dawałam oznak życia. W końcu udawanie, że się śpi to nic trudnego, nie?
- Wiem, nie tak łatwo go przekonać. Tym bardziej po tym naszym pocałunku. - powiedział zmartwień głosem Zayn. Nie wierzę... On się całował z tą flądrą?! Błagam, powiedzcie, że to nieprawda, to niemożliwe, przecież... Chwila, od kiedy to mi tak na nim zależy? A niech się z nią całuje, co mi to za różnicę robi? Przecież i tak go nie kocham. Nawet jakbym chciała - nie potrafię.
- Całowałeś się z Amy?! - wykrzyknął Niall. A więc ta blondyna to była właśnie Amy... Czyli już wiem, kim jest. Zwykłą tapeciarą, popieprzoną idiotką. - Z własnej woli? - dodał Horanek.
- Nie zmusiła mnie, to fakt, ale po tym, jak nawrzeszczałem na nią na chodniku, że powiedziała Oliv, że jestem jej chłopakiem, pokazała na krzaki, gdzie błyskały flesze, no i zbliżyła się do mnie. Pocałowała, a ja musiałem oddać pocałunek.  - przyznaję bez bicia, zdziwiły mnie troszkę jego słowa. Nawrzeszczał? Na chodniku? Narażając swoją głupią reputację? Nie wierzę, normalnie. Kurde, może on jest całkiem normalny? Nie, stop. Normalny chłopak nie powiedziałby mi, że mnie kocha, a potem całował się z inną, nawet jeśli zamieszany był w to ten ich cały menadżer.
- I jak?
- Co jak?
- Jak całuje, idioto. - zaśmiał się blondyn.
- Niall! - dołączył do niego Malik. - No nie powiem, całkiem nieźle. - powiedział rozbawiony. Musiałam coś zrobić, nie mogłam dłużej słuchać ich rozmowy, która schodziła już na bardzo niebezpieczne -  dla mnie - tematy. Nie miałam zamiaru dłużej słuchać tego, jak to świetnie całuje panna Amy.
Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się delikatnie na łokciach. Starałam się robić gwałtowne ruchy, żeby ułatwić chłopakom zauważenie mojego 'obudzenia'. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak blisko mnie znajdowali się Niall z Zayn'em. Oni siedzieli praktycznie obok mnie, zaraz przy łóżku, gdybym chciała, mogłabym dotknąć ich dłoni, ramion, torsów.
- Oliv?
- Witaj, Horanku. - podniosłam wzrok na Niall'a i uśmiechnęłam się lekko. Nie wiem czemu, ale blondyn słysząc moje słowa roześmiał się głośno. - Co jest? - zagryzłam wargę.
- Tomlinson, chodź tu!
- Tak? - Louis przybiegł natychmiast. - Hej, Olivia! - wykrzyknął. - Jak mogłaś tak swojego małego Lou przestraszyć? Przecież umierałem ze strachu!
- Zajadając się marchewką. - uśmiechnęłam się do bruneta. - Hej, Lou.
- Dzień dobry, kotku.
- Dzień dobry, ale, em... Hazz, ile razy ci mówiłam, żebyś tak do mnie nie mówił, hm? - spojrzałam na niego z uniesionymi wysoko brwiami.
- Nie wiem, z tego co pamiętam, to raz. - uśmiechnął się bezczelnie.
- To mówię ci to już drugi raz, więc uważaj. - pogroziłam mu palcem, jak jakiemuś małemu dziecku. Ten tylko się uśmiechnął - obydwoje wiedzieliśmy, że i tak będzie tak do mnie mówił.
- A gdzie Li?
- Poszedł pogadać o czymś z Paul'em, zaraz powinien wrócić, ale nie to jest najważniejsze. Olivia, musisz koniecznie nam powiedzieć, o którym z nas pomyślałaś najpierw, jak się obudziłaś. - Lou był taki podekscytowany tym tematem, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy oni się przypadkiem o coś nie pozakładali.
- Czy to aż takie ważne, chłopaki?
- Tak! - wykrzyknęli równocześnie i zaraz się zaśmiali. Westchnęłam tylko. Dobrze wiedziałam, o kim pomyślałam najpierw. Zayn Malik. Popatrzyłam w lewą stronę i ujrzałam jego oczy wgapione w moje.
- Przepraszam. - wyszeptał. Czułam na sobie wzrok pozostałej trójki. Oni wszyscy czekali aż coś powiem. Czy wybaczę, czy nie. Prawdę mówiąc, sama do końca nie wiedziałam co robić. Bo z jednej strony doprowadził mnie do mojego aktualnego stanu, ale z drugiej, uratował mnie. Oszukał, ale pokazał, że nie jestem mu obojętna. Jednak jestem dobrym człowiekiem.
- W porządku, Zayn. Już w porządku.

***

Dodaję dzisiaj, bo zdążyłam napisać i parę osób (zwłaszcza jedna :* ) chciały po prostu, żeby był wcześniej :D
Jak Wam się podobał? Jak myślicie, co zrobi Zayn? O co chodziło chłopakom z tym zakładem? A może wcale się nie założyli?

BARDZO WAS PROSZĘ O OBSERWACJĘ. NAWET JEŚLI MACIE KONTO GOOGLE+, TEŻ MOŻECIE ZAOBSERWOWAĆ. PROSZĘ, KOCHANI! <3
To dla mnie naprawdę ważne :)

Mary ;*

10 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

niedziela, 9 marca 2014

Imagin Zayn ;3

- Naprawdę muszę zjechać? - spytałam załamana. Z najlepszą przyjaciółką przyjechałam w góry, na narty - a tak w sumie, to na snowboard - i dzisiaj miałyśmy zjeżdżać z bardzo stromego stoku. Nie byłoby w tym nic trudnego, obie umiemy dobrze jeździć, gdyby nie mój cholerny lęk wysokości. Mogę zjeżdżać z takich w miarę płaskich górek, ale z takiej stromizny? Nigdy w życiu.
- Ej, [T.I], dasz radę! Przecież to tylko stroma górka, nic więcej. - [I.T.P.] uśmiechnęła się do mnie szeroko. Jej to łatwo mówić, ona nie boi się wysokości.
- Okej, zjechać to jeszcze może i zjadę, ale co z wjazdem? Przecież ja się na tych krzesełkach zsikam ze strachu! Widziałaś jak tam jest wysoko? Jakieś 50 metrów! - mój głos powoli przeradzał się w pisk.
- Przesadzasz. Proszę, [T.I], zrób to dla mnie. Możemy jechać powoli, możemy się nawet zatrzymywać, ale pojedź ze mną! Proszęęę. - zrobiła minę zbitego pieska. Wiedziała jak to na mnie działa, od razu się poddałam.
- Niech ci będzie, ale tylko raz. - miałam wrażenie, że [I.T.P.] zaraz zacznie skakać z radości. No proszę, jak jeden mały zjazd umie zadowolić człowieka...
Powoli podjechałyśmy do szczytu stoku, wpięłyśmy buty w zapięcia i gotowe.
- Do zobaczenia na dole, łamago! - krzyknęła [I.T.P] i tyle ją widziałam. Po prostu super. Okej, [T.I.], dasz radę, to tylko mała górka, spokojnie. Dobra, to jedziemy. Powoli skierowałam przód deski w dół stoku i pojechałam. Tylko spokojnie, nacisk na lewą nogę, pochyl się do przodu, tak, dobrze, teraz to samo w drugą stronę, tak, jest okej, tylko się nie przewróć. Takim tempem zjeżdżałam w dół. Gdybym jechała szybciej, to... Pewnie bym się po drodze pozabijała, czy coś. Z nerwów popełniam dużo błędów, w sumie chyba jak każdy, nie?
- Hej, [T.I] - usłyszałam i zaczęłam się rozglądać. Kto mnie do cholery woła w takim trudnym dla mnie momencie?! - Tu, na górze! - podniosłam głowę delikatnie do góry. Ach tak. [I.T.P]. No, bo kto inny mógłby mnie teraz wołać? - Przepraszam, że nie zaczekałam, zobaczymy się na górze! - chwila moment... Ona już tam jest?! To jak ja niby mam się teraz nie bać?! Przecież ja tam nie wejdę... Zaczęłam zsuwać się na desce, znowu w dół, z tym, że teraz z dużo większym strachem. Przecież ja nie dam rady. Wywalę się, spadnę i będzie po mnie... Dobra, muszę spróbować. Jeszcze raz, pochyl się do przodu, przesuń na przednią krawędź, potem pochyl do tyłu, na tylną i... Dobiłam do kogoś. Podniosłam wzrok i zobaczyłam parę wpatrujących się we mnie intensywnie oczu.
- Nic ci się nie stało? - powiedział wysoki brunet o czekoladowych tęczówkach. Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć, jego oczy...
[T.I], ogarnij się!
- Nie, wszystko w porządku, chyba. A tobie nic się nie stało? W końcu to ja na ciebie wpadłam. - zawstydzona spuściłam wzrok. W końcu nie na co dzień rozbijam się o takiego przystojniaka. Chłopak uśmiechnięty pokręcił głową.
- Nie, jest okej. - powiedział i pomógł mi wstać. - Do zobaczenia, może się jeszcze spotkamy! - krzyknął, machając mi na pożegnanie i uśmiechając się przepięknie. Pojechał na dół.
- Do zobaczenia. - mruknęłam cicho. Westchnęłam i skupiając się na zjeździe udało mi się bez jakichś większych wywrotek i przygód dotrzeć do kolejki na dole. Na jej widok opadła mi szczęka. O Boże, ile ludzi! Ja w tej kolejce będę stała godzinę! Jak to się stało, że [I.T.P] tak szybko doszła do końca? Nie łapię... Ale z drugiej strony, ona z tym jej 'urokiem osobistym' potrafi wszystko. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl o przyjaciółce, która pewnie w tej chwili wyzywa mnie od najgorszych, bo właśnie zdaje sobie sprawę z tego, jak długo będzie na mnie czekać... A może nie?
[T.I], pokaż na co cię stać!
Zdeterminowana zaczęłam moją akcję : dopchanie się do początku kolejki.
- Bardzo panią przepraszam. Oj, nie zauważyłam pana. Bardzo przepraszam... - te słowa, wypowiadane wraz z każdym potrąceniem przeze mnie jakiejś osoby wychodziły z moich ust automatycznie. Nie zastanawiałam się nad tym, czy faktycznie mówię do kobiety, czy też nie. Po prostu szłam naprzód. Oczywiście nie obyło się bez jakichś wyzwisk lub wrednych spojrzeń, ale mało mnie to obchodziło. Liczyło się teraz to, żeby jak najszybciej dojść do końca. Wiedziałam, że jeśli się odwrócę, to nie pójdę już dalej - weźmie mnie litość i przepuszczę jakieś małe dziecko, a potem już nie ma przebacz - dlatego parłam przed siebie z wysoko uniesioną głową. Kiedy zobaczyłam mój cel pożałowałam tego co zrobiłam. Tam było tak cholernie strasznie wysoko! Gdybym stała w tej głupiej kolejce, to może i [I.T.P] czekała na mnie całe wieki, ale przynajmniej mogłabym się przygotować do tego wjazdu psychicznie, a tak...
Niepewnie weszłam na podest i ze strachem patrzyłam kto będzie jechał ze mną. Jakiś chłopak. Super. Teraz to już na pewno będzie mój najgorszy wjazd w życiu. Weszłam na taśmę, usiadłam na krzesełku i zamknęłam oczy. Nie mogłam na to patrzeć. Kiedy zaczęliśmy się podnosić nie wytrzymałam i kurczowo zacisnęłam moje palce na nadgarstku chłopaka.
- Hej, spokojnie - usłyszałam miły głos tuż koło mojego ucha. Zaraz, ten głos! Ja go znam... Otworzyłam oczy i mało brakowało a bym spadła. Te oczy... Znowu patrzyły na mnie z uporem, czułam, że jego wzrok przeszywa mnie na wylot. - Jestem Zayn. - uśmiechnął się, co ja zaraz odwzajemniłam, z niejakim trudem.
- [T.I.] - uścisnęłam jego prawą dłoń lewą ręką, bo moja prawa ciągle była zaciśnięta na jego nadgarstku.
- To w takim razie, [T.I.], powiedz mi coś o sobie. Już drugi raz na siebie wpadliśmy, a pamiętaj, że dwa to przypadek, ale trzy to już przeznaczenie. Tak więc, słuc...
- To nie jest najlepszy moment, Zayn. - wymamrotałam cicho i skupiłam swój wzrok na mojej dłoni. Tylko za wszelką cenę, [T.I.], nie patrz teraz w dół!
- Boisz się, prawda?
- Jak cholera - wyszeptałam i próbowałam się skupić na niepatrzeniu w dół, co swoją drogą było trudne, czując na sobie wzrok bruneta.
- To spójrz mi w oczy, rozmawiaj ze mną i przede wszystkim się uspokój, [T.I.]. Wysokość to naprawdę nic strasznego, powiedziałbym raczej, że tu jest nawet pięknie, wystarczy się rozejrzeć i przestaniesz zauważać same złe rzeczy. Zobacz, na przykład tam... - Zayn mówił, a ja siedziałam zasłuchana. Po pewnym czasie, faktycznie poczułam, że już się mniej boję, przestało mnie to przytłaczać. Zaczęłam się nawet rozglądać na boki i patrzeć na rzeczy, które mi wskazywał. To na jakąś góralską chatkę, to na ośnieżone szczyty gór, to na zamarznięte jezioro w oddali, raz nawet wypatrzyliśmy barana!
- Dzięki, Zayn. Już nie musisz. - przerwałam chłopakowi słowotok i uśmiechnęłam się do niego lekko. On spojrzał na mnie i widząc, że już się nie boję spróbował oderwać moją rękę od jego.
- Matko, przepraszam cię! - wzięłam moją dłoń. Na śmierć o niej zapomniałam! Cały ten czas moje palce zaciskały się na jego ręce, na pewno go to bolało, ale on nic nie mówił. - Na pewno cię uciskała, naprawdę, przepraszam cię bardzo. - patrzyłam skruszona w jego oczy.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało, bałaś się, to ci pomogłem, nawet jej nie czułem. - uspokoił mnie chłopak.
- Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś.Wiem, że nie jest łatwo pomóc komuś opanować strach, kiedyś próbowałam pokazać przyjaciółce, że pająki wcale nie są takie złe, ale mi się nie udało. Ciągle na widok pająków piszczy i ucieka. - zaśmiałam się. - Dla mnie pająki to nic strasznego, po prostu żywe stworzenia, czasem obleśne, to fakt, ale nie zawsze. Czasem są całkiem ładne.
- Ładne? Pająki, ładne? Ładna, to jesteś ty, a nie jakieś tam pająki. Brrrr. - wzdrygnął się i spojrzał na mnie z błyskiem w oku, a ja się momentalnie zarumieniłam.
- Dziękuję. - spuściłam wzrok.
- Nie wstydź się tego, przecież to nic złego, że jesteś ładna. - spojrzałam na niego niepewnie. - Całkiem ładna. - zaśmialiśmy się oboje. Bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało. Nie był typem chłopaka, który na mój widok by się ślinił (tak, znałam takich, coś strasznego!). Był normalny, potrafił ze mną rozmawiać o wszystkim i to było w nim fajne. Pomijając sam fakt, że był zabójczo przystojny, oczywiście. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Zwłaszcza na te jego oczy... Nie potrafiłam oderwać od nich wzroku. Działały jak magnez, tak jakby przyciągały moje i nie puszczały.
- [T.I.], halo. - machnął mi ręką przed oczami. Rozejrzałam się zdezorientowana.
- Co?
- Jesteśmy już. - uśmiechnął się. A tak, dojechaliśmy. Tak szybko mi ten czas minął!
Kiedy zeszłam z krzesełek i dotknęłam ziemi, poczułam ulgę. Niby się nie bałam w trakcie, ale jednak zawsze na ziemi najlepiej. I bezpieczniej.
- [T.I.]! [T.I.], tutaj! - moja przyjaciółka machała energicznie rękoma, chcąc zwrócić moją uwagę. Odmachnęłam jej, żeby pokazać, że ją zauważyłam. Skinęłam na Zayn'a.
- Idziesz? To moja przyjaciółka, ta od pająków. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Tych całkiem ładnych? - mrugnął do mnie.
- Dokładnie. - udałam, że nie zauważyłam jego gestu i po prostu pociągnęłam go za sobą.
- [I.T.P], to jest Zayn. Zayn, poznaj [I.T.P]. - przedstawiłam ich sobie. Podali sobie ręce i między nami zapadła cisza. Żadne z nich nie miało chyba zamiaru rozpoczynać rozmowy, a ja jakoś nie należę do osób, które są tzw. duszami towarzystwa.
- Em... Um... To co robimy? - jakimś cudem udało mi się odezwać. Uff... Błagałam ich wzrokiem, ale jakoś żaden z nich nie pałał się do tego, żeby mi pomóc. No dzięki...
- Nie wiem, możemy iść na kawę, co wy na to? - [I.T.P] patrzyła na nas wyczekującym wzrokiem, a ja patrzyłam tylko na Zayn'a.
- Ej, słuchajcie, ja nie chcę wam przeszkadzać. Idźcie same na tą kawę, ja nie muszę. - uśmiechał się do nas promiennie. - Poza tym,               [T.I], będziecie tu jutro, nie?
- No właśnie nie, wieczorem wyjeżdżamy. - spuściłam głowę w dół. Tak strasznie chciałam się z nim jutro spotkać! Ale niestety, tak miałyśmy zaplanowany wyjazd i tego raczej nie przesunę... Kurde. - Przepraszam, Zayn.
- Hej, ale to nie twoja wina! - podszedł do mnie i podniósł brodę do góry, tak, żebym patrzyła w jego oczy, co swoją drogą było dla mnie przyjemnością. Już ubóstwiam te jego czekoladowe tęczówki. - Poza tym, kto wie, spotkaliśmy się dwa razy, za trzecim to będzie już przeznaczenie. - wyszeptał mi do ucha, a ja poczułam stado motyli w brzuchu. - Do zobaczenia, [T.I]. Jestem pewien, że jeszcze się spotkamy. - musnął ustami mój policzek i odszedł... Odjechał.
- O kur*a. Jeśli mi powiesz, że on ci się nie podoba, to chyba cię trzasnę, wiesz? - powiedziała [I.T.P] i roześmiała się głośno.
- To tylko kolega... - odpowiedziałam jej, choć sama nie wierzyłam w to co mówię. Byłam zakochana. Na zabój.
                        * * *
Szłam spokojnie ulicami Londynu. Tydzień temu wróciłam do domu i od tamtej chwili wysoki, przystojny brunet z ciemnymi oczami ani na chwilę nie opuścił mojej głowy. Myślałam o nim dzień i noc, nie mogłam przestać. To było jak uzależnienie. On był moim narkotykiem. A najlepsze było to, że prawdopodobieństwo, że spotkam kiedyś mojego księcia było bardzo nikłe. Praktycznie zerowe. Ile jest na świecie krajów, ile języków. Co prawda on mówił po angielsku tak, jakby to był jego narodowy język, ale przecież ja też całkiem sprawnie posługiwałam się francuskim... Dlaczego nie wzięłam od niego numeru? Dlaczego nie wpadłam na niego wcześniej?! Te pytania nie dawały mi spokoju. Gdybym została tam dłużej, gdybym... Och, to bez sensu. Muszę się po prostu pogodzić z tym, że już go nie zobaczę, muszę zakochać się od nowa, w kimś innym, a nie w kimś, kogo znałam 33 minuty. Dlaczego życie jest takie poplątane?
Doszłam do mojej ulubionej ławki w parku, była schowana w cieniu, w sumie to za kilkoma drzewami i naprawę trzeba się było bardzo wysilić, żeby ją dojrzeć. Odkryłam ją już dawno temu, nikomu o niej nie mówiłam, była taką moją tajemnicą, azylem, miała zapewnić bezpieczeństwo. Zawsze, kiedy czułam się, nie wiem, taka... Pusta? Tak to chyba dobre określenie. Zawsze, kiedy się tak czułam przychodziłam tutaj, czytałam książkę, albo po prostu rozmyślałam. Tak się złożyło, że w tym tygodniu byłam tu codziennie. Każdego dnia czułam się tak samo. Pusto.
Ale dzisiaj czułam w tym miejscu coś innego. Nie było tu tego zwykłego hałasu, śpiewu ptaków, dźwięku silników z oddali. Było cicho. Zdecydowanie za cicho. Tak jakby... Jakby coś się miało wydarzyć specjalnego.
- [T.I]? Nie wierzę... - w moim kierunku szedł wysoki, przystojny brunet z ciemnymi oczami. Ten z moich myśli, marzeń, wspomnień. Ten sam.
Nie myślałam co robię, uczucia zawładnęły mną całkowicie. Rzuciłam mu się w ramiona, a on okręcił mną dookoła. Nie ważne było to, że zachowujemy się jak dzieci, nie liczyło się to, że nie wiem skąd on się wziął. Liczyło się to, że tu jest.
- Dwa to przypadek, ale trzy to już przeznaczenie, pamiętasz? - wyszeptał mi do ucha. Znowu te motylki.
- Jak mogłabym zapomnieć? - spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam w nich wielką radość, uczucie spełnienia i... Miłość?
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - tak, to pytanie było zdecydowanie skierowane do mnie.
- Wierzę, Zayn. - nie powiedziałam nic więcej. To mu wystarczyło. Spojrzał mi głęboko w oczy i czule pocałował. Bez namysłu oddałam pocałunek. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie.
- Kocham cię, Zayn. - wyszeptałam.
- Też cię kocham, [T.I]. Nawet nie wiesz jak.
***
Dobra, stwierdziłam, że wstawię tego imagina, co mi tam :D
Co o nim sądzicie? Podobał się Wam? Piszcie w komentarzach ;*
STRASZNIE, STRASZNIE WAM DZIĘKUJĘ ZA TYLE KOMENTARZY POD OSTATNIM POSTEM <3
JAK TO ZOBACZYŁAM, TO BYŁAM TAKA PODJARANA, ŻE...
NO KOCHAM WAS, NO! <3
Komentujcie dalej, kochane <3
Mary ;*

sobota, 1 marca 2014

#11

    NOTKA POD ROZDZIAŁEM !

- O jeju, przepraszam, nie zauważyłam pan... - zamarłam, kiedy zobaczyłam na kogo wpadłam. O Boże. Przede mną stał Malik we własnej osobie, ale wyglądał jakoś tak... Inaczej. Zwykle kiedy go mijałam, kiedy się unikaliśmy, nie uśmiechał się. Przynajmniej nie do mnie. Ale teraz był... Dziwnie radosny, lecz nie tak prawdziwie. Sztucznie.
- Nic się nie stało. - dopiero teraz zauważyłam wysoką, wytapetowaną blondynę uczepioną ręki Zayn'a. Co ona tu robi?! I w ogóle... Kim ona jest?! Spojrzałam do tyłu na chłopców, a oni tylko wzruszyli ramionami z niewyraźnymi minami. Nawet się nie ruszyli z miejsca. Wielkie dzięki. - Chodź, kotku, nie będziemy patrzeć na tę ofiarę losu. - zaraz, chwila, że niby co? Zmarszczyłam brwi ze złością.
- Przepraszam, co? Bo się chyba przesłyszałam, albo nazwałaś jego - wskazałam palcem mulata. - kotkiem, a mnie ofiarą losu. - mój głos był przesiąkniety jadem. Nikt nie będzie mnie nazywał żadną ofiarą. Nie w mojej obecności i nie w tak pogardliwy sposób.
- Wybacz, ale to jest mój chłopak i jeśli chcesz, to... - nie słuchałam dalej tego, co mówiła ta gówniara. Nie mogłam uwierzyć... Jej chłopak? Jej? Tej... Tapeciary?
- To prawda? - wyszeptałam w stronę mulata. - Taki właśnie jesteś? Z jedną ci nie wyszło, to lecisz do drugiej? - patrzyłam na niego z bólem w oczach. Cholernie mnie zranił. Znowu.
- Olivia, to... To nie jest tak jak myślisz, oni mi... Kazali... Ja... - próbował mi się tłumaczyć, ale jakoś nie miałam ochoty go słuchać. Czułam, że w oczach zbierają mi się łzy, że zaraz znowu będę ryczeć, a nie chciałam pokazywać im jaka jestem słaba. Psychicznie i fizycznie. Uciekłam, wbiegłam do domu nie oglądając się za siebie. Skierowałam się do mojego pokoju, a konkretnie - łazienki.
Nie chciałam, żeby było tak jak kiedyś. Tamte chwile mnie przerażały, nie rozumiałam siebie, nie rozumiałam po co to robiłam - dlaczego zadawałam sobie tyle bólu. Ale dzisiaj w końcu to do mnie dotarło. Dotarł do mnie sens tego, co robię.
Dopadłam szafki, zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu małego, błyszczącego i strasznie ostrego przedmiotu. Mojej starej przyjaciółki. Żyletki. Chwyciłam ją drżącymi rękoma i usiadłam opierając się plecami o ścianę. Przerażona patrzyłam na to ostre 'coś'. To 'coś', które miało zadać mi ból, mający mnie uświadomić w rzeczywistości. On właśnie miał mi pokazać, że to wszystko, moje zranione myśli, serce, uczucia, że to się dzieje naprawdę, a nie jest tylko wyimaginowanym snem. Koszmarem.
Powoli przesunęłam żyletką po wewnętrznej stronie nadgarstka. W tamtym miejscu pojawiła się tylko czerwona smuga, zero krwi, upragnionego bólu, więc docisnęłam mocniej. Łzy rozmazywały mi widok, skapywały to na rękę, podłogę, czy bluzkę. Spływały ciurkiem po policzkach, nie byłam pewna tego, co widzę. Tak, łzy. Łzy bólu. Strachu. Rozpaczy.
Mimo wszystko nie traciłam świadomości. Nie mdlałam. Siedziałam, przyciskałam żyletkę do dłoni i płakałam jak dziecko, jak dziewczynka, której starszy brat zabrał ulubioną lalkę, jak noworodek, który przestraszony patrzy na świat i nie ma pojęcia gdzie się znajduje, jak osoba, która straciła wszystko. Swoje nadzieje, marzenia, człowieczeństwo. W tamtej chwili przypomniały mi się wszystkie złe rzeczy, których kiedykolwiek doświadczyłam. Wszystkie krzywdy, jakich doznałam. I Zayn. On był, w zasadzie to jest, osobą, której nie rozumiem. Najzwyczajniej w świecie nie pojmuję. Nie wiem w co on gra.
Kocha, czy kłamie?
Nie mam też pojęcia, dlaczego tak bardzo się kimś przejmuję. Do tego stopnia, że się okaleczam.

           * Oczami Zayn'a *

- Cholera, Amy! - wydarłem się na blondynkę stojącą obok mnie. - Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego jej to powiedziałaś? - dodałem już trochę spokojniejszym tonem.
- Pytała się, to jej odpowiedziałam dlaczego, weź nie rób z tego tragedii. Pójdzie do pokoju, poprzytula się do misia, popłacze i zapomni. Nie denerwuj się tak. - przesunęła dłonią po moim policzku. Natychmiast strąciłem jej rękę.
- Nie dotykaj mnie. - wysyczałem.
- Ale Zayn, my ze sobą chodzimy! Chyba mogę cię dotykać.
- Nie, nie możesz.
- A...ale jak to?
- Po prostu nie możesz! To, że Paul mi kazał z tobą chodzić nie znaczy, że od razu cię pokocham. Jasne?! - Amy patrzyła na mnie dziwnie. Nie wiem dlaczego na nią krzyczałem. Równie dobrze mogłem jej to spokojnie wyjaśnić, ale nie, bo ja oczywiście muszę robić sceny na chodniku. Muszę się na kimś wyżyć.
- Wejdźmy do środka, co wy na to? - spojrzałem na chłopaków, którzy ze zdziwieniem przyglądali się moim napadom wściekłości.
- Dobry pomysł. - mruknął Liam i ruszył w kierunku otwartych drzwi wejściowych. Za nim poszła pozostała trójka, a ja pociągnąłem blondynę za łokieć.
- Chodź, Amy. - warknąłem.
- Nigdzie nie idę. Poza tym... - wskazała głową krzaki za sobą. Błysk fleszy. Paparazzi. Naprawdę?!
Blondynka zbliżyła swoje usta niebezpiecznie blisko moich i pocałowała mnie, a ja nie mogłem nic innego, jak oddać pocałunek. Paul powiedział, że muszę z nią być i tyle. Żadnych powodów. Takie jego widzimisię. Jego, a kto cierpi? - ja. I Olivi...
- Cholera! - wykrzyknąłem. Odsunąłem się od dziewczyny i wbiegłem do domu. Miałem gdzieś jej krzyki, miałem gdzieś to, że Paul mnie za to wszystko nieźle opierniczy, teraz coś innego było ważniejsze. Musiałem coś sprawdzić.
- Chłopaki, byliście u Olivii? - zdyszany wbiegłem do salonu.
- Nie, a co?
- Ja pierdole, ona się mogła przeze mnie pociąć, jełopy! - krzyknąłem. Wiedziałem, że coś jej się stało, czułem to w kościach.
- Co?!

***

Strasznie Was przepraszam za to na górze :/ To jest okropne, strasznie mi się to pisało i w dodatku nudne jak flaki z olejem... ;c

Trzy sprawy :
1. Nie wiem, czy zauważyłyście, ale rozdziały pojawiają się co środę :)
2. Ostatnio napisałam imagina o Zayn'ie na konkurs i zajęłam z nim pierwsze (nie wiem jakim cudem ;p) miejsce. Mam go tutaj wstawić? Czy nie? C:
3. Dziękuję za tyle wejść, za te wszystkie komentarze, w ogóle za wszystko <3
Kocham Was <33
Jeszcze raz przepraszam za ten rozdział... ;/

Mary ;*

Mała zmiana - co Wy na to? :3
10 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ

Szablon by S1K