piątek, 20 czerwca 2014

CZYTAĆ, WAŻNE.

Okej, to na wstępie: to nie był rozdział, nie jest i nie będzie i NIE WIEM KIEDY POJAWI SIĘ NASTĘPNY.
Cierpię aktualnie na brak weny i za nic nie mogę się zabrać do pisania, po prostu nie mam pomysłów, so super. Bardzo Was przepraszam, ale nic nie poradzę, no, nie mam weny i chuj (herbata, haha, nie nic) :)

PRZESTAJĘ DODAWAĆ ROZDZIAŁY CO ŚRODY, TO NIE MA SENSU, BO SIĘ ŚPIESZĘ I WYCHODZĄ MI DO KITU :) JAK COŚ WYMYŚLĘ MĄDREGO TO DODAM. OKEJ?

NIE WIEM CZY ZAUWAŻYŁYŚCIE, ALE W WIDOKU KOMPUTEROWYM PO LEWEJ STRONIE EKRANU JEST TAKI 'GADŻET' (czy jak tam to nazywają, wiecie o co chodzi) I PODAJE W NIM PRZYBLIŻONY CZAS POJAWIENIA SIĘ NASTĘPNEGO POSTA. TAM PATRZCIE, BO NIE BĘDĄ CO ŚRODY, TYM BARDZIEJ W WAKACJE, WYJAZDY ITD., ITP., ETC., ETC. :)

No, to chyba tyle. Jeszcze raz przepraszam, w ogóle ostatnio często przepraszam, ale dobra. To przepraszam Was one more time i dzięki tym, którzy ciągle są :)) DZIĘKUJĘ ♥

BTW, ZARAZ WAKACJE, YEAH! CIESZMY SIĘ XD

TO, ŻE NIE BĘDĄ CO ŚRODY NIE ZNACZY, ŻE NIE MOGĄ POJAWIĆ SIĘ Z DNIA NA DZIEŃ, JAK MNIE WENA DOPADNIE. NIE MARTWCIE SIĘ, TO SIĘ RACZEJ NIE ZDARZY :)
MAM DOBRY HUMOR, LOL.

DOBRANOC MISIE X

Mary :3 ;*

Mam nadzieję, że wszystko zrozumiałe. Jak macie jakieś pytania, pytajcie pod tym postem, na pewno odpowiem (yay) na >ASKU< lub >TWITTERZE< :)

LUV YA XX

+ Walnę suchara, okej?

- CO ROBI SAMOBÓJCA W TOALECIE?
- PRÓBUJE SIĘ ZAŁATWIĆ.

XDDD

IDK, MNIE TO ŚMIESZYY A WAS?

OK, KOLOROWYCH X

piątek, 13 czerwca 2014

#25

                  * Oczami Olivii *

Chwyciłam rączkę walizki i weszłam na schody.
Moje siedzenie na dole nie miało sensu. Wolę się rozpakować w spokoju teraz, niż później w pośpiechu.
Uchyliłam drzwi do mojego pokoju, w wypadku gdyby ktoś tam jednak był, ale po chwili otarłam je szeroko. Moje usta ułożyły się w kształt litery 'o', jestem tego więcej niż pewna.
W pokoju panował jeden, wielki bałagan. Na podłodze... Nie było nawet centymetra wolnej przestrzeni. Cała przykryta była stertą ciuchów, różnych toreb, torebek, zużytych chusteczek i Bóg wie czym jeszcze. Nieskazitelnie czyste niegdyś ściany, przybrały swoisty odcień beżu, zapewne stworzony przy pomocy niewielkiej ilości kawy z mlekiem. Podniosłam z obrzydzeniem ogryzek po jabłku, który kopnęłam przez przypadek.
Co tu się stało?! Przecież kiedy wyjeżdżałam przedwczoraj rano, był porządek. Na pewno go zostawiłam. Nie jestem jakimś tam superfanem porządku, ale takie coś... Nigdy w życiu nie zrobiłabym czegoś takiego, chyba, że wpadłabym w szał. Wtedy wszystko może się zdarzyć, ale jak na razie na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Poza tym, pamiętałabym taką rzecz, prawda?
Mimo, że perfekcyjną panią domu nie, to taki syf doprowadzał mnie do obłędu. Po prostu zaczęłam sprzątać.
Na początku podniosłam wszystkie papiery, papierki, śmieci, wszystko, co tylko znalazłam na podłodze i wrzuciłam do śmietnika. Potem podnosiłam każdą rzecz po kolei i składałam, prosto, ładnie, elegancko. Nawet moja mama nie zrobiłaby tego tak idealnie.
Starałam się, naprawdę. Chociaż dobrze wiedziałam, kto zrobił ten burdel. Amy.
- Co ty robisz? - drzwi otworzyły się z hukiem. O wilku mowa.
- Sprzątam. Nie widać? - wzruszyłam ramionami. Nie byłabym sobą, gdybym nie dodała jakiejś kąśliwej uwagi. 
- Widać - prychnęła dziewczyna. Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.
Muszę przyznać, że jak na piętnasto-minutową pracę, poszło mi całkiem nieźle. Na podłodze nie leżało prawie nic, nie licząc małych papierków, których nie byłam w stanie wydostać z dywanu i małej kupki ciuchów, leżącej koło łóżka. Piętnaście minut na takie coś. Jestem z siebie dumna.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- To mój pokój i wolę, kiedy jest w nim porządek - uśmiechnęłam się sztucznie. Nie lubię jej.
- Cóż, nie wydaje mi się, żeby był twój, bo Harry pozwolił mi tu mieszkać.
Harry? Co on tu do cholery ma do gadania? Prędzej Zayn. Ugh.
- Hazz? - pokręciłam głową. Nie, na pewno nie.
- Idź się go spytaj.
Prychnęłam i zbiegłam na dół. Podeszłam do Styles'a, który rozłożył się wygodnie na kanapie i oglądał TV. Ambitnie Harry, nie ma co. Popukałam go w ramię.
- Czego? - warknął.
Odskoczyłam od niego. Co?
- Um, sorry, nie wiedziałem, że to ty. Co chcesz? - wytłumaczył się.
- Pozwoliłeś Amy mieszkać w MOIM pokoju? - specjalnie zaakcentowałam to słowo, żeby loczek zrozumiał mnie bez najmniejszych problemów.
- Tak, a co? To źle?
- Kurde Styles, jesteś idiotą, czy idiotą?! To mój pokój! Nie tej świni! - krzyczałam.
Brunet wstał i położył ręce na moich ramionach. Po sile, jaką włożył w ten mały gest i jego zaciętej twarzy wywnioskowałam, że go wkurzyłam.
Czym?
- Po pierwsze, nie obrażaj jej. Po drugie, to przede wszystkim mój dom, nie twój, więc mogę chyba robić co chce. - syknął.
- Od kiedy to tak ją lubisz, duży? - złożyłam ręce na piersi.
- Wal się, mała. Idź lepiej do Zayn'a i mnie nie denerwuj. - powiedział, nie patrząc mi w oczy.
O co mu chodzi? Ugh, idiota, idiota, idiota, pieprzony Styles.
- I co Olivko, miałam rację? - na schodach spotkałam Amy.  Trzymajcie mnie, bo jej coś zrobię.
Minęłam ją bez słowa. Nie ma co jej odpowiadać, jeszcze się popłacze. Weszłam do mojego-jużniemojego pokoju i zabrałam torby. Po chuj go szprzątałam.
- Pa, skarbie - posłała mi całusa w powietrzu. Nie wytrzymam.
- Udław się tą twoją słodyczą, złotko - odpowiedziałam jej tym samym gestem. W jej oczach błysnęła złość. Jak miło.
- Sama się udław - odburknęła i zatrzasnęła drzwi.
Zachichotałam. W potyczkach słownych mam z nią przewagę.

                              * * *

- Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mój przyjazd tutaj. Miało być miło, słodko i przyjemnie. To, co jest między mną i Zayn'em... Nie tak miało być. Kiedy powiedziałam, że go kocham, miałam nadzieję na coś innego. Że będziemy ze sobą spędzali każdą chwilę, ale nie jest tak, jakbym chciała. Poszedł gdzieś,  chyba, nie wiem. - westchnęłam.
- Głowa do góry, Olivia, będzie dobrze, nie mart się. Najważniejsze, że cię kocha. Jak kochasz to pocierpisz, nie? - powiedziała Kathy radosmym tonem.
- Tak, no pewnie. Tylko ta Amy, nie mogę. Jest taka... Wkurzająca to zbyt lekkie słowo, naprawdę. Wydaje jej się, że jest najlepsza, że wszyscy ją lubią. Ta, jasne. - prychnęłam. - Najgorsze jest to, że owinęła sobie Harry'ego wokół palca. Kiedy powiedziałam, że blondi jest świnią to się wkurzył, poważnie. Aż się wystarczyłam.
- Naprawdę? Nie możliwe...
- No serio. Nienawidzę jej, zepsuła go. - powiedziałam. Aż mi się rzygać chce, kiedy ją widzę.
- Nie może być... Jak przyjadę, to koniecznie musisz mi ją przedstawić - czułam, że się uśmiecha.
- Z przyjemnością. No właśnie, kiedy wracasz?
- W weekend, przeżyjesz z nią sama te trzy dni.
- No nie wiem... - zaczęłam bawić się rąbkiem bluzki.
- Dasz radę. Tylko wiesz, w poniedziałek zaczynamy studia i to może być problemem.
- Nie przypominaj... - westchnęłam.
- Okej, ja muszę kończyć, bo mama mnie woła. Jak już przyjadę do domu, to nie dają mi żyć - zaśmiała się. - Pa, Oliv, trzymaj się.
- Pa, Kat.
Przerwałam połączenie.
Od godziny siedziałam na parapecie w pokoju Zayn'a i czekałam, aż coś się stanie. Cokolwiek, było nudno. Nikt się mną nie interesował, Zen gdzieś poszedł, Louis, Liam i Niall grali w piłkę, Amy też sobie poszła, a Harry... Nie obchodzi mnie.
Nadal nie rozumiem, czemu lubi - bo na to wygląda - Amy. Co w niej jest? Przecież to bogata, pusta blondyna z toną tapety na twarzy, która myśli tylko o tym, jak zniszczyć innym życie. Może przesadzam, ale taka jest prawda. Nic w niej nie widzę interesującego. Może i jest ładna, ale to nie zmienia faktu, że tylko dzięki kosmetykom.
Modest! spieprzył mi życie. Dziękuję.

                              * * *

Czułam, jak ktoś jeździ mi ręką po plecach. Ruchy były stanowcze. Chłopak. Kurde, spałam. Na parapecie. Nie.
Otworzyłam oczy.
Przede mną siedział Zayn i wpatrywał się we mnie. Światło odbijało się w jego oczach, były jeszcze bardziej czekoladowo-złote niż zwykle. Czemu on jest tak cholernie przystojny, nigdy tego nie zrozumiem.
- Pięknie wyglądasz kiedy śpisz - powiedział miękko.
Zarumieniłam się, więc przykryłam policzki rękami. Nie musi oglądać mnie zaróżowionej, wystarczy, że widział jak śpię.
- Dzięki - szepnęłam.
- Hej, nie wstydź się. - zdjął moje dłonie z twarzy. - Musisz się przyzwyczaić. - mrugnął.
Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi?
- Co? - spytałam, ale odpowiedziała mi cisza.
Chłopak wstał, zdjął marynarkę i rzucił ją na łóżko. Jeżeli ten gest miał w czymś pomóc... Nie udało się.
- Gdzie byłeś?
- Nie pytaj, najgorsza randka pod słońcem.
Randka. On był kurde na randce?! W dniu, w którym powiedziałam, że go kocham?!
Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do drzwi. Musiałam wyjść, natychmiast. Nie będę siedzieć w jednym pokoju z nim, po tym co usłyszałam. No, kurwa, no.
- Co robisz?
Odwróciłam się. Stał osłupiały i patrzył się na mnie dziwnie. Niezły aktor, ugh.
- Wychodzę - syknęłam.
- Czemu? - zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiły się zmarszczki. Wyglądał słodko, ale to nie ważne. Byłam wkurzona.
- Bo byłeś na randce?!
- Olivia, proszę cię - zaśmiał się.
- Czego się śmiejesz?! - jak on może się teraz ze mnie śmiać, no jak?! Wychodzę, nie ma odwrotu.
Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg.
- Ja byłem z Amy, skarbie, z Amy.
Stanęłam jak wryta. Z Amy. Boże, jestem głupia. Jak ja mogłam go o takie coś posądzić? Jestem głupia, matko, no jak.
- Prze-przepraszam - wyszeptałam.
Chłopak w jednej chwili stanął przy mnie i pociągnął mój podbródek do góry.
- Nic się nie stało, pewnie zareagowałbym podobnie - jego uśmiech dodał mi otuchy i trochę zmniejszył poczucie wstydu. Ale tylko trochę. - Swoją drogą, to słodkie, kiedy jesteś zazdrosna - widziałam iskierki w jego oczach. O nie, mój drogi.
- Nie jestem zazdrosna.
- Jesteś.
- Nie!
- Jesteś.
- Nie i nie kłóć się ze mną. - odwróciłam się do niego tyłem.
- Obrażasz się? - wiedziałam, że właśnie uniósł brew do góry. Uśmiechnęłam się na to wyobrażenie, ale nie odpowiedziałam. Niech się postara.
- Okej, rozumiem, to pa. - usłyszałam kroki i odgłos zamykanych drzwi. Nie może mnie zostawić na korytarzu.
Momentalnie odwróciłam się i nieoml dostałam zawału. Stał przede mną i szczerzył się jak głupi do sera. Debil.
- Długo beze mnie nie wytrzymasz, co?
- Uh, jesteś idiotą Malik. - walnęłam go w ramię.
- Ze mną nie wygrasz.
Wziął mnie na ręce i przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczął schodzić na dół.
- Puszczaj mnie! No puść, no! Zayn! - krzyczałam, a ten tylko się śmiał.
Poszedł ze mną do salonu, gdzie siedzieli chłopcy i - o zgrozo - Amy, i rzucił mnie na kanapę. Jęknęłam z bólu.
- Pójdziesz ze mną w sobotę na kolację, skarbie? - zapytał mulat, siadając obok mnie. Kompletnie ignorował resztę.
- Huh, pewnie - mruknęłam.
Debil.

***

Cześć, cześć i czołem : 3
Co tam u Was?
Mam nadzieję, że podobał się rozdział, haha :))))

Mogłabym Was informować na tt, więc kto chce skorzystać niech napisze mi swojego usera w komentarzu, będzie mi łatwiej ;)))
> MÓJ TT <

Proszę anonimki, podpisujcie się ;)

I STOO  LAAAT DLA OhAgiii KTÓRA MA DZISIAJ URODZINY! ♥ SPEŁNIENIA MARZEŃ KOCHANA :D xx

Mary ;*
+ Sorry za błędy cc:

sobota, 7 czerwca 2014

#24

                  * Oczami Zayn'a *

Kocham cię.
To nie są błahe słowa, takie, które nie mają znaczenia. One powodują, że czujemy się ważni. Podnoszą naszą samoocenę, poczucie własnej wartości.
Kiedy słyszymy je od kogoś innego, automatycznie poprawia nam się humor.
Po jakimś czasie uzależniamy się od nich. Jeśli ich zabraknie, czujemy pustkę. Nie wiemy co ona oznacza, ale w pewnym momencie zaczynamy zdawać sobie z tego sprawę. Nie potrafimy być szczęśliwi bez miłości, bez słów 'kocham cię'.
One dają nam swoiste poczucie bezpieczeństwa, takie, jakiego nie zapewni nam nic innego, nawet najlepszy monitoring. Tego nie da się zrozumieć, dopóki nie doświadczymy czegoś takiego.
Jednak mimo, że są to bardzo ważne słowa w naszym życiu, tracą one swoją wartość. Dla większości nie są już takie ważne, bo mówią im to wszyscy, jest to na porządku dziennym. Przytomnieją, kiedy jest już za późno. Nie poznają ich sensu, głębi.
Gubią się.
Kiedy byłem mały, mama zawsze powtarzała mi, żebym szukał prawdziwej miłości. Takiej, która sa mi szczęście. I znalazłem.
Do tej pory nie miałem nadziei, na wspólną przyszłość. Nie kochała mnie.
Ale teraz? Nie poddam się. Nie zostawię jej.
Jest zbyt idealna, żeby marzyć o czymś innym. Nikomu nie pozwolę tego zepsuć. 
Czuję, że to będzie piękne. Nasza miłość.
Kocham ją.

                       * * *

- Kocham cię.
Moje serce oszalało. Uderzało tysiące razy na sekundę. Czułem je. Tak dobrze.
Na usta wkradł mi się szeroki uśmiech, nie zdążyłem go pohamować. Nie mogłem opanować radości.
Powiedziała to.
- Dlaczego nic nie mówisz? - spytała.
Wyglądała na przerażoną, nerwowo pocierała dłoń o dłoń. Bała się, że ją odrzucę?
- Czy ty...
- Nawet tak nie myśl - uśmiechnąłem się i potarłem jej policzek. - Nie masz pojęcia jak wielką radość sprawiają mi twoje słowa, Olivio. To takie... Dziwne. - zacząłem bawić się kosmykami jej włosów. - Powoli traciłem nadzieję, a tu zjawiasz się nagle i mówisz to, na co czekam od dawna. Też cię kocham, ale o tym chyba wiesz, piękna. - odpowiedziała mi lekkim skinieniem głowy, a jej policzki oblał rumieniec. Wyglądała słodko, z głową pochyloną, wzrokiem skierowanym na nasze buty i policzkami zlanymi czerwienią.
Ująłem jej podbródek i pociągnąłem w górę, tak, aby musiała na mnie spojrzeć.
- Masz piękne oczy, Zayn - powiedziała, zatrzymując na mnie swój wzrok.
- Twoje są ładniejsze - odparłem.
- Nie prawda, ty masz tęczówki koloru ciemnej, słodkiej czekolady, które mienią się złotem, a moje? Zwykły brąz. - zaoponowała.
- Nie kłóć się ze mną, skarbie.
- Ale ja się wc...
Zamknąłem jej wargi, przyciskając moje usta, do jej. Z chwili ja chwilę nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętniejszy.
- Skarbie, co tu się dzieje?
Nie, błagam, nie.

                      * Oczami Olivii *

- Skarbie, co tu się dzieje?
Amy.
- Nic, idź stąd. To nie twoja sprawa. - odparł jej Zayn. Nie był za miły.
Dziewczyna zrobiła obrażoną minę i odwróciła się na pięcie. Wyszła.
- Kontunuujemy? - rzucił z zadziornym uśmiechem.
- Nie mam ochoty, przepraszam. - odsunęłam go od siebie.
Kiwnął głową, ale widziałam, że nie podobała mu się moja reakcja. Chwycił moje walizki i wniósł do środka.
Mimo, że byłam tu wczoraj, wydawało mi się, jakbym nie widziała tego dawno. Odnosiłam wrażenie, że ściany pobladły, meble pociemniały, przybyło ich kilka. Nie przypominałam sobie obecności szarej, pufy, która aktualnie spoczywa w przedsionku. Nie było jej tu, a dobór kolorów jest tak beznsdziejny, w porównaniu do reszty, że wątpię w to, iż jest to zakup chłopców. Oni nie używają puf.
Tak dużo się zmieniło?
- Olivia! - zostałam zduszona przez Tomlinson'a, który swoją radość postanowił okazać mi przez wielkiego przytulasa.
- Hej, Tommo - uśmiechnęłam. Duży dzieciak.
- Czemu wróciłaś? - zrobił podejrzliwą minę.
Masz rację. Też nie spodziewałam się mnie tutaj tak szybko.
Rzuciłam wymowne spojrzenie w stronę wysokiego bruneta, opierającego się o mahoniową komodę.
- Woah, to wy razem? Czemu nie powiedziałaś mi, że mnie zdradzasz, kotku? -  loczek objął mnie ramieniem.
- Też się cieszę, że cię widzę, Hazz, i nie, nie jesteśmy razem - cmoknęłam go w policzek.
Byłam strasznie ciekawa reakcji Malik'a. Zachowa się jak typowy chłopak, zazdrosny o swoją dziewczynę? Chwila, wróć. Nie jestem jego dziewczyną.
- No, no, Zayn, zadziorna ta Olivka się zrobiła - sprzedałam Harry'emu kuksańca w bok.
- Wal się - mruknęłam.
Odsunęłam się od pana Harry'ego Wiem Wszystko Lepiej Styles'a i poszłam do salonu, gdzie zastałam Niall'a, Liam'a i Amy - tak, też się temu dziwię - grających w fifę.
- Hej dzieci, Olivia wróciła, nie gramy - stanęłam przed ekranem tak, aby nasze c nie mogli zobaczyć.
- Też cię kochamy, ale z łaski swojej się odsuń.
Zero przywitania. Po nich się tego nie spodziewałam, ale cóż. Życie ostatnio coraz bardziej mnie zaskakuje.
- Cześć, Amy jestem - dziewczyna odłożyła pad'a na stół i podała mi dłoń. Patrzyłam na nią krzywo.
- Wiem - odpowiedziałam.
Prychnęła i powróciła do gry.
Nie zależy mi na jej sympatii, więc nie potrzebne mi są żadne formułki grzecznościowe.

***

Hej.
Wiem, jest strasznie krótki, ale znowu zasnęłam. Bardzo Was przepraszam, naprawdę mi wstyd :///
Co Wy na kolejny rozdział w sobotę?  Takie dokończenie tego, co myślicie? :)
Jeszcze raz bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam ♥

Mary ;*

+ Pewnie są jakieś błędy, więc przepraszam x

niedziela, 1 czerwca 2014

#23

                                   * Oczami Olivii *

- O-o-olivia? - wyszeptała moja mama. - Chodź do mnie,  skarbie.
Przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w szczelnym uścisku. Czułam na ramieniu jej łzy.  Co jak co, ale takiej reacji się nie spodziewałam. Dlatego też dopiero po chwili odpowiedziałam na jej gest.
- Mamo, nie płacz.
To dziwne. Osoba, która ignorowała mnie całkowicie przez ostatnie półtora roku, zaczęła płakać, kiedy mnie zobaczyła. 
- Muszę płakać,  kochanie, nie wiem, co jest powodem twojego powrotu, ale strasznie się cieszę,  że wróciłaś. Wiem, byłam złą matką,  ale chciałam cię przeprosić. To nie tak, że zależało nam tylko na pieniądzach, ale za bardzo przęjęliśmy się tą kwestią,  przepraszam. Kocham cię i chcę,  żebyś o tym wiedziała. - mówiła, wtulona w moje ramię.
Zatkało mnie. Naprawdę,  nigdy bym się tego po niej nie spodziewała.  No bo chwila, ma rację. Nie była idealną matką,  nie jest i pewnie nie będzie. Nie zależało jej na mnie, tylko na tym, co zarobię, jak im się przydam materialnie. Nie liczyło się to, co czuję. A teraz? Mówi,  że mnie kocha. Nigdy wcześniej nie usłyszałam od niej tego słowa. Nigdy.  A tu proszę,  pojawiam się nagle po ponad roku i mnie kocha. Nie wierzę w to, że tak szybko się zmieniła. To wręcz niemożliwe.
- Mamo, ja... - nie wiedziałam,  co jej powiedzieć.  Też cię kocham? To zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nie teraz.- Ja nic nie rozumiem.
- Wejdź,  Olivia. Opowiem ci, co się działo,  może zrozumiesz.

                                              * * *

Odrzuciłam kołdrę na bok i położyłam się na łóżku. Podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową i naciągnęłam na siebie pierzynę. Dawno tu nie spałam.
Tak naprawdę, to nadal nie wierzę,  że jestem w tym miejscu. Po tak długim czasie, kiedy sądziłam,  że nie mam rodziców,  okazało się to błędem.  Kochają mnie, a to wszystko,  co było kiedyś,  to tylko jedno, wielkie nieporozumienie. Zależało im na mnie. Przynajmniej mamie. Nie wiem, co z tatą.

- Opowiesz mi? - spytałam mamę.
Kiwnęła głową,  ale nie zaczęła mówić.  Wyglądała na zmęczoną. Miała podkrążone oczy, jakby nie przesypiała nocy. Martwiła się czymś, albo kimś?  Tylko kim?  Bo że mną,  to nie uwierzę. No błagam.
- Wiesz, odkąd wyjechałaś, a tak właściwie,  to uciekłaś, ale to nie jest takie ważne, wiele rzeczy się zmieniło. - zaczęła i zrobiła krótką pauzę. Po chwili podjęła.  - Twój tata rzucił pracębo stwierdził, że nie jest dla niego odowiednia, zaczął częściej wychodzić z domu. Nigdy nie mówił,  gdzie idzie, zresztą,  mnie też to jakoś specjalnie nie obchodziło.  Dopiero po pewnym czasie zauważyłam, że pieniądze ze wszystkich skrytek w domu, nawet te, które trzymaliśmy w banku, zniknęłyPytałam Toma, [od autorki: tata Olivii] czy wie, co się z nimi stało,  ale zdziwił się tak samo mocno, jak ja. Zaczęliśmy się martwić, wyglądało na to, że ktoś nas okradł. - mama wzięła łyka wody ze szklanki,  którą przyniosła na początku.  - Twój tata chodził do różnych miejsc,  zwykle do tego pub'u, niedaleko twojej dawnej szkoły, pamiętasz?  - kiwnęłam głową. Dobrze wiem, o które miejsce mamie chodziło.  Zbyt często byłam zmuszona przejść obok pijanych facetów, żeby zapomnieć. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie. - Kiedyśkiedy przyszedł, powiedział,  że wie o kogo chodzi, kto jest sprawcą. Pojechaliśmy na policję,  wnieśliśmy oskarżenie,  ale to nic nie dało. Twój tata... On skłamał. Tak naprawdę cały czas mnie okradał, ale bał się przyznać. Zaczął pić, wracał do domu upity, wrzeszczał, parę razy nawet mnie uderzył, ale kiedy tylko trzeźwiał, przepraszał mnie. - jej oczy robiły się ciemne, kiedy odtwarzała w głowie te niezbyt przyjemne zdarzenia.
Bił moją mamę.  Może nawet bije. Fajny ojciec, prawda?
- Ale on nie jest złym człowiekiem, musisz w to uwierzyć. On jest dobry.
Każdy popełnia w życiu błędy, my popełniliśmy wiele. Dlatego wiem, że trudno jest ci nam w tej chwili wybaczyć, ale wiedz, że ja naprawdę żałuję.  Wszystkiego.

                                                 * * *

Obudził mnie płacz.
Kiedy otworzyłam oczy nie od razu powiązałam ze sobą wszystkie fakty, na początku nie miałam nawet pojęcia,  gdzie jestem. Dopiero po chwili to do mnie dotarło.Jestem w domu. W Dublinie. Ktoś płacze. Co?
Momentalnie wstałam z łóżka. Nałożyłam na siebie bluzę,  po czym wyszłam z pokoju. Z tego, co pamiętałam sypialnia rodziców to drugie drzwi po lewej. Nie pomyliłam się.
Na brzegu łóżka siedziała mama w koszuli nocnej,  przyciskając do piersi... Dziecko. Niemowlę.
- Mamo - szepnęłam poruszona. Kobieta zwróciła głowę w moją stronę.  - Ja mam rodzeństwo?
Moja rodzicielka skinęła głową i gestem ręki przywołała mnie do siebie. Odchyliła kocyk z główki dziecka.
- Ma na imię Edith.
Edith.
Mam siostrę.
Odkąd skończyłam osiem lat marzyłam o rodzeństwie, ale rodzicom nie zależało na kolejnej 'gębie' do wykarmienia. Nie chcieli więcej dzieci. A teraz?
Mam siostrę.
Wskazałam na dziewczynkę ręką,  a mama zrozumiała moją niemą prośbę i podała mi dziecko.
Taka lekka. Jestem pewna, że nie waży więcej niż kilogram. Edith. Jest piękna.  Ma takie cudowne, niebieskie oczy... Zupełnie inne, niż ja. Musiała wdać się w mamę,  bo ja mam ciemne po tacie. 
Wyglądała jak anioł.
Zawsze lubiłam dzieci, ale świadomość, że mam małą siostrę... To niesamowite. Moje marzenie z dzieciństwa się spełniło.
Piękna.
- Jest śliczna. - uśmiechnęłam się szeroko. Zmęczenie uleciało ze mnie w przeciągu paru sekund.  Byłam po prostu szczęśliwa.
- Wiem - odparła moja mama. - Urodziła się 8 miesięcy po twoim wyjeździe,  w styczniu skończy rok.
Była w ciąży,  kiedy wyjeżdżałam. Wiedziała?
- Zdawałaś sobie sprawę z tego, że byłaś w ciąży?
- Nie. Dopiero kiedy zaczęłam tyć, poszłam do ginekologa i bum. Twój tata był zły,  bardzo, wtedy pierwszy raz mnie uderzył. - wzięła głębszy oddech. Widziałam, że te wspomnienia wywołują u niej ból.
- Nie musisz mi opowiad...
- Chcę. - przerwała mi. - Wydaje mi się,  że przez to rzucił pracę i wiesz, co się potem działo. Ale odkąd Edith skończyła pół roku jest lepiej, naprawdę. Nawet zajmuje się nią... Kiedy jest w domu. - westchnęła. - Znika. Martwię się. Dlatego cieszę się,  że wróciłaś. Pewnie tylko na jakiś czas, bo domyślam się, że musisz kontynuować studia i tak dalej, jeszcze zatęsknisz za Londynem, zobaczysz. Jak długo zostajesz?
Zaskoczyła mnie nagła zmiana tematu. Mówimy o nich, czy o mnie? Pogubiłam się już,  szczerze mówiąc.  Chcę w ogóle zostać?
- Nie wiem, jeszcze. Masz rację, niedługo wrzesień, nie będę tutaj długo.  Wszystko zależy od was, czy w ogóle mnie chcecie i od innych czynników.  - miałam nadzieję,  że mama nie zauważyła moich zaczerwienionych policzków. Myślałam o chłopakach, a konkretniej, Zayn'ie. Będą mnie szukać?
- Powiesz mi?
Nie spodziewałam się,  że zapyta. Zresztą... Co mi szkodzi?
Pierwszy raz od... Wsumie zawsze, otworzyłam się przed nią. Przed osobą,  ktorej kiedyś nie nazwałabym matką. Osobą,  która przez część życia miała mnie kompletnie w dupie. Tak.
Opowiedziałam jej wszystko. Począwszy od mojego nagłego-nie nagłego wyjazdu, skończywszy na chwili obecnej. Wszystko. Opisałam jej nawet mój pocałunek z Zayn'em, jak się przy nim czuję, miałam nadzieję,  że pomoże mi zrozumieć moje uczucia. Zaufałam jej.
Pytanie tylko, czy dobrze zrobiłam?
- Dużo się z tobą działo.  Emmily... Nie miałam pojęcia, wiem, że dużo dla ciebie znaczyła. - położyła śpiącą Edith na łóżku i przytuliła mnie.
Szczerze? Brakowało mi jej bliskości.
- Już dobrze, mamo, daję radę. - posłałam jej pokrzepiający uśmiech. - Wiesz co myślę? Że go kochasz.
Co?!
- S-s-słucham? Skąd wiesz?
- Myślisz o nim. Zastanawiasz się, czy będzie cię szukał. Znowu myślisz. Tęsknisz. A teraz pewnie trochę żałujesz, prawda? - powiedziała.
- Naprawdę uważasz, że go kocham? - spytałam z niedowierzaniem. Jestem do tego zdolna?
- Może cię nie znam tak dobrze, jakbym mogła, ale to akurat umiem rozpoznać. Kochasz.
Gdzie ta kobieta podziewała się przez tamtą część mojego życia?! Dlaczego nie zachowywała się tak przedtem?
Taka pomocna, wyrozumiała.
Gdzie?!
- Chyba masz rację. - szepnęłam.
Czułam to. Czułam w sobie uczucie, które tłumiłam w sobie od dłuższego czasu, a teraz, pod wpływem słów mojej mamy, wydostało się na zewnątrz.
Miłość.
Pierwszy raz się zakochałam. W kimś idealnym. Pięknym.
Kocha mnie.
- Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie pojadę ot tak do Londynu, dopiero co wyjechałam...
- Jak to nie? - mama spojrzała na mnie z błyskiem w oku. - Jutro rano wyjeżdżasz, w sumie to już dzisiaj.
- Co? A-ale co z tobą,  Edith, tatą? 
- Wytrzymaliśmy bez ciebie tyle czasu, to wytrzymamy dalej. Tym bardziej, że teraz możemy do siebie dzwonić. Wyjeżdżasz. - widziałam radość w jej oczach. Musiała cieszyć się tym, że jesteśmy pogodzone.
Kocham ją. Tak, mogę to śmiało  powiedzieć. Tej nocy dużo do mnie dotarło.

                              * * *

Wstałam o ósmej, żeby nie spóźnić się na samolot, który miałam na dziewiątą trzydzieści. Mama nie żartowała, sama zarezerwowała mi bilety, zapłaciła za nie.
Cieszę się, że w pewien sposób odzyskałam rodzinę, a nawet powiększyłam ją. Poza tym, zrozumiałam parę rzeczy, w tym jedną, bardzo, bardzo, bardzo ważną.
Kocham go.
Kathy na tę wiadomość zareagowała entuzjastycznie, co w sumie mnoe cieszy. Dobrze, że nie jest bardzo do niego negatywnie nastawiona, bo nie byłoby miło. Oczywiście nie była zadowolona z faktu, że wyjeżdżam, ale obiecała, że kiedy tylko wróci do Londynu, spotkamy się.
- To do zobaczenia,  mamo - odwróciłam się w stronę rozdzicielki z uśmiechem. Przytuliłam ją mocno. - Pa, mała - ucałowałam Edith w czoło.
- Papa, kochanie - mama odwzajemniła mój uśmiech i cmoknęła mój policzek. - Powodzenia z Zayn'em. - zażartowała.
- Dzięki - wyszczerzyłam się w jej stronę. - Pa, jescze raz, dzięki za wszystko. Do zobaczenia! - krzyknęłam przez ramię, kiedy szłam już w stronę odprawy. Zobaczyłam jeszcze jak macha mi na pożegnanie, po czym straciłam ją z oczu.
Nie płakałam, nie przywiązałam się do niej na tyle, ale było mi smutno. Trochę. Z drugiej strony cieszyłam się, że zobaczę chłopaków i może przy odrobinie szczęścia Dan z El. Tęskniłam za nimi jak cholera. O pewnym brunecie nawet nie wspominając.
Żegnaj Dublinie,  witaj Londynie.

                             * * *

Zapłaciłam taksówkarzowi za jazdę i stanęłam przed bramą.
Mam wielką nadzieję, że są w domu. Jeżeli ich nie będzie, to nie wiem co z sobą zrobię. Trudno, muszę spróbować.
Serce biło mi jak oszalałe, kiedy naciskałam na dzwonek. Podwoiło swoją prędkość - co wydawałoby się niemożliwe - kiedy brama powoli zaczęła się otwierać. Denerwowałam się. Strasznie.
Chwyciłam rączkę walizki i żwawym, acz niepewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi wejściowych domu (willi, nie oszukujmy się) One Direction.
Zapukałam w drzwi i wstrzymałam oddech. Uda się?
Dejá vú.
Zamek szczęknął i moje oczy ujrzały najpiekniejszego mężczyznę na ziemi. Zayn'a Malika. Anioła.
Ochota zanurzenia ręki w jego włosach i ponownego poczucia na sobie jego oddechu była tak wielka, że nie potrafiłam jej w sobie stłumić. Rzuciłam torbę na ziemię i przyciągnęłam chłopaka do siebie. Przytuliłam go tak, jakbym nie widziała go bardzo długo. Moją rękę zanurzyłam w jego włosach tak, jak zawsze chciałam.
- Olivia, co ty t...
Nie dałam mu dokończyć. Zakryłam mu usta drugą ręką i wspięłam się na palce.
- Kocham cię. - szepnęłam prosto do jego ucha.

***

HEJO :3
Podoba się?!
Mam nadzieję :3 Chyba długo na to czekałyście, haha ;))

WIEM, MAŁY POŚLIZG CZASOWY, SORRY ♥

Bardzo dziękuję tym, którzy polecili mojego bloga, naprawdę, dzięki ;*

Już się nie przejmuję komentarzami i tak będę pisać xd Ale byłoby miło ;)

Więc:
KOMENTUJCIE, MISIE x

Mary ;*

+ Sorry za błędy x

Szablon by S1K