#8
Miałam już dość tego wszystkiego. Kolejny raz siedziałam zamknięta w pokoju, zdana tylko na siebie. Kolejny raz patrzyłam na przedmiot znajdujący się w moich dłoniach. Kolejny raz miałam zadać nim sobie ból, oznaczający kolejny dzień bez mojej nadziei - Emmily. Kolejny raz płakałam, kolejny raz próbowałam nie oddychać. Kolejny raz nie miałam pojęcia po co żyję.
Chłopcy wyszli ze szpitala już dwa dni temu. Ich twarze nabierały kształtów, życie toczyło się dalej. Często wyjeżdżali, to na wywiady, sesje, czy gdzieś indziej. Kiedy przyjeżdżali do domu zawsze zaglądali do mnie do pokoju, żeby sprawdzić, czy nic mi nie jest, jak się czuję i czy w ogóle jeszcze żyję. Prawie wszyscy to robili, oprócz Zayn'a... On nie przychodził, a ja czekałam tylko na niego. To właśnie na jego wizytach i słowach zależało mi najbardziej, bo to on stał się moim pierwszym przyjacielem. Dlatego nie rozumiałam, czemu do mnie nie przyjchodzi... Pewnie mnie nie lubił. Jak każdy na tym świecie.
Nie spałam. Bałam się, że jak zasnę to Emmily mi ucieknie. Ona nie żyła, ale mimo wszystko siedziała na przeciwko mnie i pytała się jakie będzie rozwiązane w jej krzyżówce. Jak zawsze nie znałam odpowiedzi. Często prosiła mnie o to, żebym się uśmiechnęła, żebym żyła jak dawniej, ale ja jej nie słuchałam. Nie chciałam jej słuchać. Nienawidziłam jej za to, że wtedy namówiła mnie i wyszłyśmy z domu by udać sie na koncert One Direction. Poszłam tam, bo chciałam widzieć uśmiech na jej twarzy. A przez to, że poszłam, widziałam go wtedy na jej twarzy przed ostatni raz w życiu. Ale jednak kochałam ją tak, jak nikogo innego.
Zasnęłam, a Emmily mi uciekła. Nie szukałam jej, bo wiedziałam, że jeszcze do mnie wróci, że ją zobaczę. Może tylko w mojej głowie, ale jednak. Nie mogła mnie lubić, bo ode mnie odeszła, uciekła; zostawiła mnie w tym okropnym świecie samą. Dlaczego nie mogę być dzieckiem? Dla nich, największym problemem jest zagubienie ulubionej zabawki, a nie śmierć. One nie mają pojęcia co to, nie odczuwają tego, co ona wywiera na ludziach. Strach, przerażenie, złość, gniew, nienawiść. Dzieci o tym nie wiedzą.
Kiedy nie mogłam wytrzymać to też uciekałam. Przez okno. Dzisiaj zrobiłam to samo. Ostatnio lubiłam adrenalinę, przynosiła mi ulgę. Ale spokojnie, nie skakałam z więcej niż pierwszego piętra. Psycholog - tak, chodzę do psychologa - zawsze mi sie pytał skąd te siniaki na twarzy, nogach, rękach, wszędzie. Mówiłam mu, że to Em mnie popchnęła, a on? Kręcił tylko głową i mamrotał pod nosem, że jestem wariatką. A może jestem? Nic mu do tego. Już mnie mieli zawozić do psychiatryka, ale Zayn coś im powiedział, jakoś ich przekonał i mnie zostawili, w ogóle dali mi spokój - mój psycholog stracił pracę. Tylko dlaczego akurat on to powiedział? Coraz bardziej się w tym gubię.
Szłam przez miasto, ponure jak zwykle. Ludzie też byli ponurzy - czyżby mój humor udzielał się innym? Skręciłam w tak dobrze mi znaną ulicę. Usiadłam na ławce i patrzyłam jak dom przy Abbey Road 347 gnije, nie widząc swoich właścicielek od kilku tygodni. Myślę, że Em czasem go odwiedza, bo bardzo go lubiła. Ja też go lubiłam, mimo wszystko. Nie był takie zły, mogłabym w nim spokojnie mieszkać do starości. Był urządzony tak, jak zażyczyła sobie Emmily. Zawsze chciała zostać projektantką wnętrz. Artystka.
Wstałam, nie chciałam już o niej myśleć. Poszłam dalej, tam, gdzie prowiadziły mnie nogi. Nie wiem, czy chciałam tam pójść. Em zawsze mi mówiła, że mam tam nie skręcać, ponieważ nie czeka tam na mnie nic dobrego, ale ja jej nie słuchałam. Byłam tam już parę razy. Zawsze wysposażona w pieniądze, by zakupić towar dawający ulgę. Teraz też kupiłam.
Powoli robiło się coraz ciemniej. W domu chłopców mi się nudziło, więc nie chciałam tam teraz wracać. I tak nikt mnie tam nie kochał, nie lubił. Jak odejdę, to przecież nikt nie będzie za mną płakał, nawet nie zauważą. Usiadłam na ławce i wyjęłam igłę.
-Oliv! Olivia! Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Zayn'a. O nie, on nie może mnie teraz zobaczyć, nie może się dowiedzieć, że ćpam, że się tnę, że sobie nie radzę, że nie umiem zapomnieć. Nie może. Jak się dowie, to na pewno nigdy więcej chłopcy nie dadzą mi spokoju, będą mnie kontrolować na każdym kroku, nigdy nie pozwolą mi nigdzie samej wyjść. To nie może się tak skończyć.
Wstałam z ławki chowając igłę do torebki i zasłaniając ślady nacięć na moich rękach długimi rękawami mojej bluzy. Jeszcze tylko nałożyłam kaptur na głowę i zaczęłam kroczyć w kierunku wyjścia z uliczki. Starałam się być niewidoczną, jak żółwie ninja - Em zawsze tak do mnie mówiła. ' Jeśli chcesz, żeby nikt cię nie widział, to zachowuj się jak żółw ninja. ' Nigdy więcej tego nie usłyszę... Nie, stop! Olivia, nie możesz się teraz rozkleić. Masz ważniejsze rzeczy do roboty. Musisz zwiać Zayn'owi, niezauważenie wejść do willi chłopaków i zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Nie ma nic prostszego.
W sumie... Po co ja się tak trudzę? Przecież i tak nikomu na mnie nie zależy.
Gwałtownie zatrzymałam się i rozejrzałam. Tak. To jest to. Ruszyłam w kierunku mostu znajdującego się na drugim końcu ulicy. Chcę się zabić. W końcu to zrobię. Moje życie nie ma sensu. Bez Emmily czuję się na tym świecie jak ktoś kompletnie bezwartościowy. Ona jako jedyna dawała mi jakiekolwiek poczucie własnej wartości. To, że chłopcy wzięli mnie do siebie do domu nic dla mnie nie znaczy, dla mnie zrobili to po prostu z litości. Jestem dla nich tylko ciężarem, więc jak odejdę, to będą się cieszyć, bo się mnie pozbędą. Nikt nie będzie płakał. A już tym bardziej oni, o Zayn'ie nawet nie wspominając. Swoją drogą, czemu teraz mnie szuka, skoro przez ten cały tydzień nawet słowem się do mnie nie odezwał? Reszta chłopców okazywała mi chociaż jakieś uczucia, nawet zdążyłam ich trochę polubić, zwłaszcza Harry'ego i Louis'a, oni umieli mnie jakoś pocieszyć, rozśmieszyć - może swoją wrodzoną głupotą? - a on... Kompletnie nic. Zachowywał się tak, jakbym była mu obojętna. I to bolało. Cholernie bolało. Dlatego lepiej będzie, jeśli odejdę, jeśli pójdę do Emmily. Wtedy już nigdy sie nie rozstaniemy.
Doszłam do końca ulicy. Powolnym krokiem weszłam na most, skierowałam się w stronę murku i wspięłam się na niego. Spojrzałam w dół i przełknęłam ślinę. Tam było chyba z 30 metrów, ale... Nie mogę się poddać. Nie mogę stchórzyć. Pierwszy raz w życiu muszę wykazać się odwagą. Pewnie ktoś powiedziałby, że chęć zabicia się to zwykłę tchórzostwo, ale dla mnie to coś innego. Wolę już zginąć, niż ciągle żyć w cierpieniu.
Zamknęłam oczy.
- Emmily, słońce, idę do ciebie. - szepnęłam, a po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Nabrałam dużo powietrza w płuca i skoczyłam.
- Olivia, nie! - czyjeś silne ręce chwyciły mnie w pasie i przyciągnęły z powrotem na most. Po chwili trwałam osłupiała w czyiś ramionach.
Chwila moment, to ja żyję?! Że co?! Niech no ja tylko dorwę tego, który mnie uratował. Uniosłam głowę i...
Nie, to nie może być on. Przecież jemu w ogóle na mnie nie zależy, przecież on ma mnie daleko gdzieś, w ogóle go nie obchodzę, on się do mnie nie odzywa, a teraz patrzy na mnie ze łzami w oczach i smutnym uśmiechem na ustach. Kiedy tylko go zobaczyłam cała złość wyparowała ze mnie w jednej sekundzie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Zayn... Dlaczego? - szepnęłam.
- Może i się do ciebie nie odzywam, może i jestem nie miły, ale kurde zależy mi na tobie, rozumiesz? - jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. 'Zależy mi na tobie, zależy mi na tobie, zależy mi na tobie' - Nie możesz się zabić, tylko dlatego, że ona nie żyje, bo ona żyje i będzie żyła już zawsze. O tutaj. - puknął mnie lekko w miejsce tuż nad moją lewą piersią. W moje serce. I wtedy coś zrozumiałam... Miał rację. Emmily może i nie żyje w naszym świecie, ale przecież teraz jest w miejscu, w którym jest jej lepiej. Czyli ja nie mogę się zachowywać tak, jak dotychczas. Muszę przestać. - Proszę, obiecaj mi coś. - powiedział, a ja spojrzałam na niego wyczekującym wzrokiem. - Nigdy więcej nawet nie spróbujesz się zabić. - patrzył mi głęboko w oczy.
- Ja... Nie mogę. - powiedziałam cicho, a Malik patrzył na mnie zmartwiony i chyba czekał na ciąg dalszy mojej wypowiedzi. - Nie mogę ci obiecać czegoś, czego nie będę w stanie zrobić.
- Ale jak to nie będziesz?
- Po prostu. Wiem, że nawet jeśli będę się starać, to - jeżeli wszystko będzie takie jak teraz - na pewno przez moją głowę będą się przewijać myśli samobójcze. - podeszłam do najbliższej ławki i usiadłam na niej, a mulat zaraz za mną. - To wszystko jest dla mnie za trudne. Was nie ma ciągle w domu, nie wiem co robić, a jak już wracacie, to ty masz mnie kompletnie gdzieś a ja nie mam pojęcia dlaczego; ta niewiedza mnie przerasta. Ja na prawdę nie daję sobie rady. - spojrzałam na niego, a ten tylko westchnął.
- Chciałbym ci powiedzieć, że wszystko się jeszcze ułoży, że będzie jak dawniej, ale oboje wiemy, że nie będzie. Teraz mniej więcej rozumiem jak się czujesz, ale żeby się zabijać? Nie mogłaś mi o wszystkim powiedzieć? Przecież jesteśmy przyjaciółmi. - ten sobie chyba jaja ze mnie robi. Przyjaciółmi? On się do mnie nie odzywa, ma mnie w dupie i jeszcze myśli, że ja mu się zwierzać będę? Jemu? Teraz byłam na niego wściekła.
- Tobie się naprawdę wydaje, że skoro powstrzymałeś mnie od popełnienia samobójstwa to znowu będziemy przyjaciółmi? - wydawał się zdezorientowany i nic nie mówił. Czyli jednak tak myślał.
- Znowu? To my nie jeste...
- Tak Zayn, znowu. - przerwałam mu. - I nie, nie jesteśmy przyjaciółmi. Pomyśl, jak ty byś się czuł, gdybyś stracił twojego najbliższego przyjaciela, a potem ktoś inny zostawiłby cię kiedy najbardziej byś go potrzebował? Bo ja się tak właśnie czuję. Zostawiłeś mnie. - widziałam, że ranią go moje słowa, ale musiał wiedzieć jak ja się czuję, zrozumieć, jak bardzo mnie zranił. - Dlaczego tak bardzo mnie nie lubisz, Zayn?
- Czemu tak uważasz?
- Bo tak odbieram twoje zachowanie. Po prostu mnie nie lubisz. - nie zaprzeczył. Nawet nie spróbował. Po prostu milczał. - Czyli jednak mnie nie lubisz. Rozumiem. - energicznie wstałam z ławki z zamiarem powrotu do domu, pójścia bez słowa do pokoju, potem skierowania się do łazienki i wyjęcia z szuflady małego, srebrnego i ostrego przedmiotu i zadania nim sobie bólu... Przeszkodziła mi w tym ręka chłopaka, która zacisnęła się na moim nadgarstku.
- A gdybym ci powiedział, że cię kocham? - wypowiedział te słowa patrząc mi prosto w oczy. Nie wiem, czy oczekiwał tego, że po tym jakże osobliwym wyznaniu miłości - bo chyba tak to mogę odebrać - rzucę mu się w ramiona i serdecznie ucałuję, ale moja reakcja musiała go zdziwić i na pewno bardzo zasmucić.
- Nie uwierzyłabym. - odwróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę willi chłopaków. W ogóle nie pojmuję tego, co robi Zayn - najpierw się ze mną przyjaźni, potem ma kompletnie w dupie, a teraz mi mówi, że mnie kocha. I co ja mam robić?
* Oczami Zayn'a *
- Nie uwierzyłabym. - po tych słowach poczułem się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Zraniła mnie, i to bardzo, ale to w żadnym wypadku nie jest jej wina. Tylko moja. Spieprzyłem sprawę na całej linii. Mogłem do niej wtedy przyjść pogadać, nawet chciałem, ale... No właśnie - ale. Nie mam pojęcia dlaczego w końcu do niej nie przyszedłem. Może się bałem, że coś zepsuję? A może myślałem, że ona mnie nie lubi? A może... Nie. To są po prostu zwyczajne, nic nie warte wymówki. Próbuję się usprawiedliwić na siłę, chcę pokazać, że jestem silniejszy i przez to ranię innych. Strasznie żałuję tego, co zrobiłem. Przez to ją straciłem, a mi naprawdę na niej zależy - bardzo, bardzo zależy. Bo ja ją kocham. Tego uczucia jestem pewien w stu procentach, co w moim przypadku jest rzadkością, ale po tym co zrobiłem, po tym, w jaki sposób wyznałem jej moje uczucia, wiem, że na nią będę musiał długo czekać. A mogło być tak pięknie...
Wstałem z ławki i ruszyłem w kierunku domu. Nie było sensu się śpieszyć, a wolałbym dotrzeć tam później, niż wcześniej; będę musiał wyjaśnić wszystko chłopakom, a to z pewnością miłe zadanie nie będzie. Mogę się założyć, że jeszcze długo będą mi wyrzucać to, co jej zrobiłem.
* * *
Stanąłem przed drzwiami mojego domu. Nie miałem najmniejszej ochoty tam wchodzić - najchętniej podszedłbym gdzieś jeszcze - ale Liam dzwonił do mnie i kazał wrócić. I jestem.
Położyłem dłoń na klamce i delikatnie nacisnąłem. Wszedłem do środka bez żadnego hałasu, zdjąłem płaszcz, buty i wszedłem do salonu. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem, że w pomieszczeniu nie ma żadnego z nich : ani Liam'a, ani Niall'a, ani Harrry'ego, ani Louis'a. Kamień z serca.
- Czyli pogadamy sobie później. - mruknąłem. Zacząłem wchodzić po schodach do góry, deski skrzypiały złowrogo pod moim ciężarem. Skierowałem swe kroki w stronę mojego pokoju, po drodze przykładając ucho do drzwi brunetki. Płakała.
- Co ja jej najlepszego zrobiłem? - szepnąłem i przetarłem twarz dłońmi.
- Też chcielibyśmy to wiedzieć, Zayn. - w korytarzu pojawili się chłopcy. No to teraz się zacznie...
***
Muszę Wam przyznać, że ten rozdział mi się podoba :D Co o nim sądzicie?
Przepraszam, ale muszę wprowadzić taką zasadę :
7 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ
Myślę, że dacie radę, w końcu to nie jest tak dużo :))
Do napisania!
Mary ;*
+ Chciałabym życzyć wszystkiego naj, naj Sophie, która miała wczoraj urodziny ;*
Powiem tylko tyle: zajebisty !!! Chyba najlepszy jaki w życiu czytałam. Trochę smutny i przygnębiający, ale daję do myślenia i wyzwala mocne emocje. Serio, w pewnych momentach aż łezka się w oku kręci. Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńwww.alex-story-of-my-life.blogspot.com
fsuidhcuisdbciusdvbuisdbvusd ! Jak to !!!!??? nosz kurwa... yyy przepraszam.. zajebisty ale jednak taki smutny i i i na tym końcu to ja takie ooooooooooooooo !!!! i wg i hcsubvisubvsbv i chyba tyle bo jestem wariatką i chyba rozumiesz że nie umiem wyrazić inaczej swojego podniecenia tym opowiadaniem. nooo no to KC i do następnego P.S chyba pomieszały ci się rozdziały bo po 8 jest 6 :)
OdpowiedzUsuńZ tymi rozdziałami to wgl było tak : usunęłam przypadkowo 6, potem wstawiałam z komórki Dziękuję <3, #6, #8, a tu... Chyba coś się wgl posrało xD
Usuń+ moje opowiadanie aż takie podniecające nie jest, haha <3
Świetny!
OdpowiedzUsuńGienialny usxihnhniladciunhsaiuhnc:Zicld <3333
Extra rozdział :** piszzz daleej
OdpowiedzUsuńZaje***ty blog pisz dalej dziewczyno bo masz talent
OdpowiedzUsuńBASIA ♥
Świetny czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńKarolina :***
Czemu przestałaś właśnie w takim Superaśnym momenciee??? hmm??? Czekam na kolejny rozdział kochamm mocnoo Daria :D
OdpowiedzUsuńSupeer ;* Ale dlaczego to jest takie smutne?;c
OdpowiedzUsuńDawno tu nie komentowałam, ale już jestem! Świetna część jak zawsze! Ciekawe co się dalej stanie?! Z niecierpliwością czekam na nn
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Nika
Świetny rozdział !!! Mary Florence, brawo! Zawsze miałaś talent do pisania! Pamiętasz swoje opowiadania na polskim? Były świetne ,a moje nudne jak flaki z olejem ;-)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Chyba mój ulubiony jak do tej pory c:
OdpowiedzUsuńStrasznie smutny, ale ja uwielbiam takie klimaty (tak, to dziwne). Jednak do tego jest bardzo taki... słodki? Tak, to chyba odpowiednie słowo c: Lecę do następnego <3
Chelly