*Oczami Zayn'a*
Kiedy wszedłem do sali to... Szok. Nic więcej. A potem nieopanowana radość. Chłopaki się obudzili! O matko, jak ja się strasznie cieszę, że nic im nie jest, że żyją i wracają do zdrowia. Te trzy tygodnie to była dla mnie udręka. Jestem mega wdzięczny Oliv - może tego nie okazuję, ale faktycznie tak jest - za to, że wzięła mnie do siebie do domu. Przecież ja bym tam zwariował normalnie! Bez nich w tym wielkim domu? Bez tej czwórki - a ze mną to już piątki - wariatów ten dom by nie istniał. Co to za dzień spędzony bez pełnych rozpaczy krzyków Niall'a, bo na przykład właśnie ja zjadłem mu ostatnią kanapkę, bez bezsensownych wrzasków Louis'a i Liam'a próbującego nas uciszyć?
Ale moja radość w porównaniu do radości Olivii to nic...
- Emmily! - wykrzyknęła kiedy tylko zobaczyła przyjaciółkę, która z szeroko otwartymi oczami rozglądała się po sali. Natychmiast zaczęły się ściskać jakby nie widziały się co najmniej rok. I zrozum tu człowieku kobiety... Okej, ja też się cieszę, ale my, faceci, mniej okazujemy swoje uczucia. Ja po prostu podszedłem do każdego z nich, uścisnąłem 'po męsku' i powiedziałem jak bardzo mi ich brakowało. Im to wystarczyło, znają mnie najlepiej i wiedzą co czułem.
Danielle i Eleanor biegały wokół swoich chłopców i pytały, czy wszystko w porządku i takie tam.
- Hej, stary. - usiadłem na łóżku Niall'a, uważając, żeby na nim nie usiąść. - Jak się czujesz?
- Hej. W porządku. - odparł mi blondynek. Chciał podnieść się do pozycji siedzącej , więc podparł się na rękach, uniósł się na poduszce i jęknął. Chciałem mu pomóc, ale odtrącił moją rękę. - Poradzę sobie.
- Jasne, jasne. - mruknąłem.
- Wątpisz w moje możliwości? - o tak. Niall i ta jego pieprzona duma.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to nie ja przed chwilą wybudziłem się ze śpiączki i to nie ja mam rozwaloną głowę. - powiedziałem. Miną Niall'a szukającego na swojej głowie bandaża - bezcenna. Zacząłem się głośno śmiać, a wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotę - swoją drogą, nic nowego, nie? Podniosłem cztery litery i podszedłem do okna. Patrzyłem na nasze fanki. To uczucie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że choćbyś popełnił wiele błędów, to są na świecie ludzie, którzy zawsze będą cię wspierać... Nie do opisania.
Poczułem na sobie czyjś wzrok. Odwróciłem się i napotkałem spojrzenie ciemnych oczu pewnej średniego wzrostu brunetki. Posłałem w jej kierunku delikatny uśmiech, na co ona odpowiedziała mi tym samym - ukazała rządek swoich białych zębów. Nie wiem czemu w jej oczach widziałem też smutek. Przecież chłopcy się obudzili, Emmily też, jest cała i zdro... No tak. Guz. Jestem ciekaw, czy Em już wie. Nie chciałbym, żeby umarła. Z nią może i nie łączy mnie zbyt wiele, ale z Olivią owszem i nie chciałbym, żeby się załamała. Po prostu nie zniósłbym tego. I choćbym nie wiem jak się starał, to i tak nigdy nie dam jej tyle szczęścia ile ta dziewczyna.
* Oczami Olivii *
- Jak się czujesz, coś ci przynieść?
- Spokojnie, wszystko dobrze. - Em wyglądała jakby udało jej się wyjść z jakiej bitwy. Wymęczona twarz, posiniaczone nogi. Przez ten czas strasznie schudła, a przecież przedtem też była bardzo szczupła. Ale uśmiechała się i - co najważniejsze - żyła. Ciągle żyła. Ale jedna sprawa mnie martwiła...
- Em, mogę ci zadać pytanie?
- Właśnie to zrobiłaś. - odparła mi wielce rozbawiona, a ja zgromiłam ją wzrokiem - nie miałam ochoty na żarty. Zaraz się uspokoiła. - Jasne, pytaj.
- Bo nie wiem, czy wiesz, ale ty masz jakiś uraz głowy i guza i będzie ci potrzebna operacja i konsekwencje mogą być i...
- Wiem. - powiedziała z takim spokojem, jakby nie do końca wiedziała co oznacza słowo ŚMIERĆ. Nie widziałam w jej oczach smutku, strachu. Tylko radość. Najczystrzą radość. Jak to możliwe, że ona w tej chwili się tym w ogóle nie przejmuje?! A tak. Zapomniałam. To Emmily, ona zawsze miała wszystko gdzieś i po prostu żyła chwilą.
- Matko, Olivia, nie uwierzysz! Przez ten cały czas leżałam w tej samej sali co One Direction! I nawet zapytali się mnie jak się czuję! Uwierzysz w to?! - mówiła tym swoim piskliwym głosikiem. Zawsze jej głos przybierał taką 'barwę' kiedy była podekscytowana. A teraz z pewnością była. Na moje usta wtargnął szeroki uśmiech.
- Hmm... Jakby ci to powiedzieć... - udałam, że się nad czymś zastanawiam.
- Wal prosto z mostu.
- Od paru tygodni mieszkam z jednym z nich. - powiedziałam, a usta Em wygięły się w niemym 'o'. Wyglądała przezabawnie.
- Co?! Z Zayn'em?! No, no, no. Nie spodziewałam się tego po tobie. - w zabawny sposób poruszyła brwiami.
- Emmily! Zwariowałaś?! - walnęłam ją w ramię. No błagam, kto jak kto, ale ona akurat powinna wiedzieć, że takie rzeczy to nie ja.
- Czy zwariowałam? Już dawno. - te słowa wypowiedziała z taką powagą... Spojrzałyśmy na siebie i po chwili śmiałyśmy się jak opętane. Dawno nikt mnie tak bardzo nie rozbawił.
- A tak na poważnie. - zaczęła Em, kiedy się już trochę ogarnęłyśmy. - Jak to jest z tobą i Zayn'em?
- Em, lubię go i my się tylko przyjaźnimy, na prawdę. Jesteśmy po prostu przyjaciółmi. - nie cierpię rozmów o moich uczuciach. One mnie tak strasznie męczą...
- Jasne, jasne. Takimi 'tylko przyjaciółmi' , że Malik cały czas się n ciebie gapi. - natychmiast odwróciłam głowę, ale jedyne oczy, które napotkałam to oczy pana Grouds'a, który właśnie w tej chwili wszedł do naszej sali. Spojrzałam na Emmily karcącym wzrokiem, a ta tylko się zaśmiała. Lekarz patrzył na nas wszystkich uważnie. Miałam tylko nadzieję, że Dan z El nie zapomniały powiedzieć mu o tym, że wszyscy się obudzili...
- Dzień dobry, jak się państwo czują?
- Dobrze, dziękujemy za troskę, doktorze. - powiedział Liam, a chłopcy kiwnęli głowami na potwierdzenie jego słów.
- A pani, panno Anderson? - skierował pytanie w stronę mojej przyjaciółki.
- Ja? - myślałam, że Emmily jest troszkę bardziej ogarnięta, ale chyba jednak nie.
- Tak, ty. - szepnęłam.
- Aha... - na jej policzki wpłynęły rumieńce. - Czuję się już lepiej. - lekarz pokiwał głową.
- Jeśli tak, to proszę pójść za mną, musimy zrobić pani badania i jeśli wszystko będzie w porządku, to jesteśmy zmuszeni wykonać operację wycięcia guza. - widziałam wahanie w oczach Em, ale na skinienie ręką pana Grouds'a wstała i wyszła z sali. Jej kroki były niepewne - dopiero teraz musiała zdać sobie sprawę z tego, jakie mogą być konsekwencje, co się może wydarzyć, że może nawet umr... Nawet nie chcę o tym myśleć. Ta świadomość, że to się może tak skończyć i wszystkie te inne rzeczy przytłaczały mnie.
Siedziałam sama na łóżku i czułam, że wszyscy na mnie patrzą, współczują mi, próbują zrozumieć. A mi teraz najbardziej potrzebna była czyjaś bliskość, chciałam, żeby ktoś mnie przytulił. Jak na zawołanie - poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Nie patrząc kto to, wtuliłam się w jego - albo jej - ramiona, a po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za komentarze :))
Pamiętajcie, że każdy komentarz daje motywację! ♥