Tekst pisany kursywą to retrospekcja. Miłego czytania! :)
***
* Trzy tygodnie później *
" Minęły trzy, pełne smutku, trosk i szczerych rozmów tygodnie. Em i chłopcy nadal leżeli w szpitalu, ciągle byli pogrążoni w śpiączce. Jedyna rzecz, która w tym czasie uległa zmianie to to, że zyskałam przyjaciół. Nie takich, którzy zostawiliby mnie po pierwszej kłótni o byle głupstwo. Nie. Innych, bo prawdziwych. Zastanawiasz się, cóż to za przyjaciele? Opiszę ci ich.
Pierwszy przyjaciel to wysoka brunetka z długimi, prostymi włosami. Tancerka. Ma niesamowity charakter. Bez niej, nie dalibyśmy sobie rady. Ona potrafi nas rozśmieszyć w najmniej oczekiwanym momencie. Przepełniona pozytywną energią. Śmieje się, kiedy jesteśmy załamani i choć jej też jest na pewno bardzo, bardzo ciężko, to nie daje tego po sobie poznać. Zdarzają się chwile słabości, ale trwają krótko. Moja Dan.
Drugi przyjaciel to kolejna, wysoka brunetka o kręconych włosach. Modelka. Na pierwszy rzut oka wydaje się nieśmiała, niedostępna, ale kiedy już do niej się dotrze, to pokazuje swoje prawdziwe ja. Miła, kochana, obowiązkowa. Lubi się dobrze bawić. Gorzej radzie sobie w naszej sytuacji od Danielle, ale z pewnością nie jest z nią aż tak źle. Uwielbia opowiadać nam " bajki na dobranoc " , kiedy to leżymy, czy siedzimy obok siebie, smutni, zawiedzeni. Cudownie się jej słucha. Nic i nikt jej nie zastąpi.
Moja El.
I ostatni, najtrudniejszy orzech do zgryzienia. Jego było mi najtrudniej poznać. Wysoki, przystojny brunet, w którego oczach można zatonąć jak w żadnych innych. Kiedy raz spojrzę w te jego czekoladowe tęczówki to potem nie umiem przestać. Czuję się wtedy jak ryba, która wpadła w sieć i nie umie się z niej wydostać. To... niesamowite. I dziwne, bo zwykle ludzkie oczy tak na mnie nie działają. On sam jest... Raczej tajemniczy, trudny w zrozumieniu. Udaje bad boy'a, ale wcale taki nie jest. Też ma uczucia, tylko że on się tak z nimi nie obnosi. Skrywa je, bo się wstydzi i nie potrafi ich ukazać. Myśli, że jeśli pokaże to jaki jest na prawdę, to ludzie przestaną go zauważać. Ot taki zwykły, niepozorny chłopak, nic specjalnego. No właśnie nie. Myślę, drogi pamiętniczku, że niewiele osób zna go takiego jakim jest, gdy nie udaje. Na pewno chłopcy, Niall, Louis, Liam i Harry, wiedzą o nim wszystko. Chciałabym powiedzieć, że też się zaliczam do tych osób, ale nie chcę kłamać. Wiem, że to głupie, bo skoro przyjaźnię się z nim już jakiś czas, to powinnam wiedzieć o nim trochę więcej, a ja wiem jedynie kiedy i gdzie się urodził, ile ma rodzeństwa, jak to było z X Factor'em. Nic więcej. Ten czas spędziliśmy głównie w szpitalu a tam Zayn (tak pamiętniczku, to właśnie ten mój przyjaciel) opowiadał mi ich wspólne historie, wspomnienia. Pokazywał zdjęcia z koncertów, śpiewał piosenki i bardzo często po prostu siedział zamyślony, ale nie to jest najważniejsze. Jego obecność sprawia, że czuję się... Inna. Tak, to chyba właśnie to czuję. Taką dziwną 'wyjątkowość' . Tylko przy nim. Pewnie sobie teraz pomyślisz, pamiętniczku, że się
zakochałam, ale co to to nie. Ja nie umiem się zakochać i ty o tym dobrze wiesz. On jest dla mnie tak cholernie ważny - nie wytłumaczę ci dlaczego, bo po prostu nie umiem - rozumie mnie doskonale. Skąd o tym wiem? Nie zliczę chwil, w których pocieszał mnie mówiąc, że mam się nie martwić, że on czuje to samo. Dawał mi nadzieję. To właśnie Zayn, bez którego w tej chwili świat by dla mnie nie istniał. Choć go nie znam tak dobrze jakby się mogło wydawać, to jemu ufam tylko w małym stopniu mniej niż Emmily. Jej nikt nigdy nie doścignie."
Odłożyłam pamiętnik na półkę i usiadłam na łóżku. Czasem w moim życiu zdarzają się takie dni, że nie mam ochoty żyć. Ten dzień właśnie trwał. Właśnie minęły równe trzy tygodnie. Lekarze powoli tracą nadzieję. Zdaję sobie sprawę z tego, że trzy tygodnie - jeśli chodzi o śpiączkę - to tak na prawdę bardzo mało, ale nie w tym rzecz. Gdyby to była tylko zwykła śpiączka...
" - Howard, Malik, Peazer, Calder? - zapytała pielęgniarka.
- Tak, to my. - odpowiedziałam jej.
- Proszę do środka. - zrobiła nam miejsce w drzwiach, a my weszliśmy do gabinetu lekarza. Dwie godziny temu doktor - pan Anothy Grouds - poprosił nas o rozmowę. Nie mieliśmy pojęcia o co może mu chodzić, więc zgodziliśmy się, ale z pewnymi obawami.
- Dzień dobry, proszę usiąść. - pan Grouds wskazał nam wolne miejsca na kanapie. Przywitaliśmy się i wykonaliśmy jego polecenie bez żadnych zbędnych uwag, czy głupich pytań. Siedzieliśmy cicho.
- Czy wiecie po co prosiłem was o rozmowę? - spytał zdejmując swoje okulary i kładąc je na biurku obok swojej lewej ręki.
- Chodzi panu o chłopców i Emmily, prawda? - spytała El, która wtedy po raz pierwszy zaskoczyła mnie swoją śmiałością i inteligencją - choć wygląda na szarą myszkę.
- Dokładnie, panno Calder. - starszy pan pokiwał głową. - Muszę was poinformować o pewnej bardzo przykrej rzeczy, a mianowicie - u panny Anderson wykryto dziwną wadę mózgu. Prawdopodobnie została ona spowodowana wgnieceniem czaszki podczas uderzenia nią o kant szafy.
- No dobrze, ale przecież z wadą mózgu da się żyć, prawda? - przerwałam mu. - Więc nie rozumiem, czemu - bo tak wnioskuję z pana wypowiedzi - jej życie jest zagrożone?
- Już pani tłumaczę. To wgniecenie w głowie panny Anderson nie jest niebezpieczne, jeśli nie ma styczności z żadną inną chorobą, dolegliwością, a u panny Anderson niestety takie występują. Ma ona złamane kości biodrowe, oraz parę żeber, ale nie to jest najważniejsze. Głównym problemem tutaj jest to, że w jej głowie znaleziono również guza. Wada mózgu, to przy nim nic, ponieważ - w przypadku waszej przyjaciółki - jeśli nie usunie się go w przeciągu najbliższego miesiąca, to pańska koleżanka może umrzeć. - lekarz spuścił głowę.
- To dlaczego go jeszcze nie usunęliście?! - byłam już lekko wkurzona. No bo kurde, co on mi tu ględzi, kiedy Em trzeba teraz guza usuwać? Przecież to jest kompletnie bez sensu.
- Bo proszę pani nie możemy go usunąć, dopóki Emmily się nie obudzi. "
Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tej jakże 'przyjemnej' rozmowy. To dlatego tak się martwię i dlatego nie chce mi się już żyć. Bo teoretycznie nie mam po co. Moi rodzice mają mnie gdzieś, najlepsza przyjaciółka może umrzeć, a ja nie mogę nic na to poradzić. Mogłabym właśnie iść do łazienki, znaleźć moją żyletkę, podciąć sobie żyły i odejść, ale nie zrobię tego. Kiedyś się cięłam z powodu rodziców, ale potem Emmily się o tym dowiedziała, zabrała i wyrzuciła wszystkie ostre przedmioty w moim pokoju i kazała mi obiecać, że więcej się nie potnę. Choćby z niewiadomo jakiego powodu. Obiecałam, więc dopóki ona żyje, nie będę brała żyletki do ręki. Ale obietnice można łamać, prawda? Owszem, można, ale jest jeszcze kilka powodów, które sprawiają, że nadal żyję. Zayn. Danielle. Eleanor. Nie zostawię ich teraz, nie po tym, jak bardzo się ze sobą zżyliśmy, jak dużo razem przeszliśmy.Okej, może i mam wybuchowy charakter, często niewyparzony język, ale staram się być dobrą przyjaciółką, która nie zostawia przyjaciół w potrzebie. Mam zbyt wiele wspomnień związanych z nimi. Pomyśleć, jak dużo człowiek może przeżyć z innymi osobami w ciągu marnych trzech tygodni? Jak bardzo może ich poznać, polubić, a czasem nawet pokochać? Ktoś pewnie mógłby się zastanawiać - co to za przyjaźń, skoro oni prawie nic o sobie nie wiedzą? Czyż przyjaciele nie wiedzą o sobie wszystkiego?
Nie wszyscy. Prawdziwa przyjaźń nie opiera się tylko na wiedzy. Liczy się zaufanie, to jak bardzo
tym osobom na sobie zależy, wzajemne zrozumienie. W naszym przypadku właśnie tak jest. My się po prostu rozumiemy jak mało kto.
- Olivia, idziesz? - to Zayn. Tak, jestem w moim domu. Nie, Zayn nie przyszedł tylko na chwilę. On tu mieszka. Sama mu to zaproponowałam. No bo kurczę, jak on by się czuł sam w ogromnym domu? Zgodził się, ale ciężko mi było go przekonać. Oczywiście w mediach było o tym bardzo głośno. Nie czytałam gazet, wolałam nie wiedzieć co o nas piszą, ale z internetu muszę korzystać, więc wiele nagłówków typu :
' Zayn Malik i Olivia Howard mieszkają razem! Czy to coś poważnego? ' mignęło mi przed oczami. Paparazzi to są jednak głupi.
- Tak, chwila, już idę! - odkrzyknęłam. Wzięłam z pokoju najpotrzebniejsze rzeczy i zbiegłam na dół, o mało nie zabijając się na schodach. W przedpokoju stał Malik ubrany w płaszcz i buty. Nałożyłam na nogi buty, chwyciłam w rękę kurtkę i wyszłam bez słowa, a Zayn zaraz po mnie. Podeszłam do samochodu kiedy mulat zamykał drzwi na klucz. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi samochodowych, więc pociągnęłam za klamkę i usadowiłam się na siedzeniu pasażera. Po chwili dołączył do mnie Malik. Przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszyliśmy.
- Myślisz, że się obudzą? - spytałam cicho. Chłopak obdarzył mnie dłuższym spojrzeniem.
- Czy się obudzą? Na pewno. Ale kiedy to nie mam pojęcia. - słyszałam w jego głosie pewność siebie, ale widziałam też smutek w jego oczach. Ogółem rzecz biorąc - przygnębienie i brak oznak chęci do życia. Skąd ja to znam.
- Tak myślisz?
- Ja nie myślę, ja to po prostu wiem, Olivia. I z tego co pamiętam, to ty dałaś mi nadzieję, więc z łaski swojej nie zapominaj o tym i bądź dobrej myśli. - na jego usta wtargnął delikatny uśmiech, a na moich pojawił się automatycznie. Jak ktoś na mnie patrzy i się uśmiecha to mam płakać? To byłoby dziwne i... raczej głupie.
- Pięknie to ująłeś.
- Dzięki. Nie wiedziałem, że jeszcze potrafię pięknie mówić - znów się uśmiechnął. To jak bardzo można zmienić humor człowieka jednym uśmiechem, jest jak najbardziej niesamowite, bo mój od razu trochę się poprawił kiedy zobaczyłam Zayn'a innego, nie przygnębionego i smutnego, ale uśmiechniętego. Jeden uśmiech, a ile zmienia.
Dojechaliśmy do znienawidzonego ostatnio przeze mnie budynku - szpitala. Zayn zaparkował na parkingu i wyłączył silnik. Żadne z nas się nie ruszyło.
- Idziemy? - w końcu zapytałam. - Może akurat dziś się obudzą?
- Może. - odparł mi. - Widzę, że znowu masz nadzieję. - potaknęłam z uśmiechem. - I bardzo dobrze.
Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy nasze kroki w stronę wejścia. Kiedy przekraczałam próg w moje nozdrza wbił się charakterystyczny zapach tego miejsca. Nasze nogi same wiedziały, gdzie mają iść. Drugi korytarz w prawo, dwa piętra do góry, trzeci w lewo i jesteśmy. Na przeciw wyszły nam Eleanor z Danielle. Musnęłam policzki obu dziewczyn w ramach powitania.
- Hej, a co wy takie radosne jesteście? - odkąd je zobaczyliśmy uśmiechy nie opuszczały ich twarzy - Stało się coś?
- Wejdź do sali i sama się przekonaj. - odparła mi tajemniczo Elka. Spojrzeliśmy tylko z Zayn'em po sobie, unieśliśmy brwi do góry i weszliśmy. To, co tam zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
***
Hej, hej, hej!
Jak tam piątka? Jak myślicie, co Olivia z Zayn'em zastaną w sali?
Czy będzie to coś fajnego, przyjemnego? Ogółem rozdział wyszedł mi jak wyszedł. Nie za dobry, nie najgorszy, czyli taki przeciętny ;3 Następny w środę albo czwartek.
To teraz czas na rzeczy ważniejsze C; Bardzo dziękuję za coraz więcej wyświetleń, komentarzy i obserwatorów <3333 Naprawdę, strasznie się cieszę, kiedy widzę, że moja praca nie idzie na marne
:)) Kocham Was za to!!! ;**
Proszę, jeśli czytasz to skomentuj, pokaż mi, czy podoba Ci się to co piszę. Nie boję się krytyki - jeśli uważasz, że zmieniłabyś coś to mi o tym napisz, nie obrażę się <;
Do napisania!
Mary ;*